Skandal spalinowy Volkswagena dotyczy także Europy, w tym Polski. Po naszym kraju może jeździć ponad 100 tys. aut niemieckiej marki, z których wydostaje się nadmierna ilość trucizn – pisze „Gazeta Wyborcza”.

Volkswagen przyznał na początku tygodnia, że oprogramowanie umożliwiające manipulację emisją spalin mogło zostać zainstalowane nawet w 11 milionach samochodów z silnikiem diesla. Oszustwo polegające na zaniżaniu danych o emisji szkodliwych substancji wykryli Amerykanie. Teraz także inne kraje sprawdzają, czy i u nich Volkswagen fałszował dane.

Jak pisze „Gazeta Wyborcza”, minister transportu Niemiec Alexander Dobrindt poinformował wczoraj, że manipulacje dotyczą też krajów europejskich. Oprogramowanie fałszujące emisję spalin mają samochody z silnikiem Diesla o pojemności 1,6 i 2 litrów.

>>> Czytaj też: Jak to możliwe, że Volkswagenowi udało się wszystkich oszukać?

Oficjalnie koncern nie podaje, jak dużo aut sprzedano w Polsce. Eksperci rynku motoryzacyjnego z firmy Samar szacują jednak, że na koniec ubiegłego roku w Polsce było 107 tys. aut z silnikiem EA 198, z czego 47 proc. były to Volkswageny, 27 proc. – Skody, 23 proc. – Audi, a reszta – Seaty – podaje gazeta. Co ważne, Samar wziął pod uwagę tylko silniki o pojemności 2 listy. Przy dodaniu tych 1,6-litrowych, szacunki pójdą mocno w górę.

Reklama

Polskie ministerstwa zapowiedziały, że nie będą kontrolować wadliwych samochodów marki Volkswagen. Na pytanie, kto w takim razie powinien się zająć tą sprawą, rzeczniczka MSW Małgorzata Woźniak odpowiedziała, że to sam producent powinien wezwać posiadaczy aut i sprawdzić, jakie jest oprogramowanie. Koncern już zadeklarował, że zapłaci za niezbędną naprawę, która wyeliminuje oszustwo przy pomiarze spalin.

Koncern z Wolfsburga spodziewa się ogromnych strat, nie tylko wizerunkowych. Firma ostrzegła już swoich akcjonariuszy, że należy liczyć się z dużymi stratami finansowymi. Volkswagen zarezerwował już 6,5 miliarda euro na pokrycie kosztów skandalu.

Czytaj więcej w "Gazecie Wyborczej"