Wybory parlamentarne na Słowacji odbędą się 5 marca.

Najważniejsze dziś problemy Słowacji to według byłej szefowej rządu niskie dochody pracowników oraz bezrobocie, a w konsekwencji pogłębiające się różnice społeczne i koncentracja bogactwa w rękach wąskiej grupy ludzi. Tymczasem rządząca centrolewica jako remedium proponuje tylko pakiety socjalne, a powstrzymuje się od zmian systemowych. Prawica zaś pozostaje rozbita i nie oferuje alternatywy dla pomysłów rządu - oceniła Radiczova.

Według słowackich służb statystycznych bezrobocie w grudniu 2015 roku sięgało w kraju 10,6 proc. i było najniższe od 2009 roku. Wzrost gospodarczy, po latach spowolnienia, w 2015 roku według wstępnych szacunków wyniósł 4,2 proc. PKB.

Przejście z gospodarki ubogiej do średniozamożnej

Reklama

"Udała nam się transformacja z grupy państw o niskich dochodach do grupy państw o dochodach średnich przy jednoczesnym wzroście gospodarczym - powiedziała w rozmowie z PAP Radiczova. - Dziś mamy społeczeństwo notujące rozwój gospodarki, ale nie odpowiadają temu zarobki".

Jak przypomniała, pierwszego kroku przejścia z gospodarki ubogiej do średniozamożnej Słowacja dokonała dzięki otwarciu na inwestycje zagraniczne, czemu w latach 2002-06 sprzyjała m.in. tania siła robocza. "Ten model działa już od 10 lat i w tej chwili żadna partia polityczna nie ma pomysłu, jak wyrwać się z tej pułapki w stronę krajów o wyższych dochodach. A więc jak zmniejszyć przepaść między wysokością dochodów a PKB, a nie działać dalej według modelu sprzed sześciu lat" - poiwedziała Radiczova.

"U nas nikt tych rozwiązań przez ostatnie cztery lata nie wprowadzał w życie. Co więcej partie polityczne dziś ani nie wskazują ważnych problemów, ani nie proponują, jak popchnąć nas naprzód. I tak co rusz coś wybucha w służbie zdrowia, potem w szkolnictwie, i będzie wybuchać, dopóki nie załatwimy problemu" - podkreśliła.

>>> Polecamy: Nowy poważny problem naszej części Europy. Brakuje ludzi do pracy

Związkowcy żądają podwyżek

Niedawno na Słowacji doszło do strajków pielęgniarek i nauczycieli. Obie grupy zawodowe domagają się poprawy warunków pracy i podwyżek pensji, które należą do najniższych w krajach OECD. Słowacka internetowa porównywarka zarobków platy.sk wskazuje, że pielęgniarka średnio zarabia 703 euro miesięcznie (równowartość 3098 zł), a nauczyciel szkoły podstawowej - 740 euro (ok. 3260 zł).

Premier Robert Fico, kierujący centrolewicowym ugrupowaniem Smer-Socjaldemokracja (Smer-SD), odrzucił możliwość spełnienia żądań nauczycieli przed wyborami. Zapowiedział jednak podwyżki nauczycielskich pensji o jedną czwartą do 2020 roku, a także kolejną serię zasiłków i ulg. Już wcześniej jego rząd wprowadził m.in. darmowe przejazdy koleją dla dzieci, studentów i seniorów, a także obniżkę VAT na niektóre produkty spożywcze.

Propozycje skierowane do służby zdrowia na razie nie padły. Na początku lutego kilkaset pielęgniarek w ramach protestu złożyło wypowiedzenia.

"Partia rządząca oferuje model pomocy społecznej, ponieważ coś zaoferować musi, choć ograniczyła czy wręcz wstrzymała zmiany systemowe i nie zaproponowała nowych. W obecnej sytuacji stara się pomóc rodzinom o niskich dochodach przez redystrybucję finansów publicznych" - tłumaczyła Radiczova. "Ale tu pojawia się druga ważna kwestia: czy takie traktowanie publicznych pieniędzy pomaga rozwiązać sprawę, czy dzieli finanse publiczne w sposób przejrzysty, rozsądny i sprawiedliwy, czy dystrybucja tych środków nie pogłębia różnic społecznych i czy zasiłki socjalne ostatecznie nie zatrzymują rodzin w pułapce niskiego dochodu" - pytała.

"Ale faktem jest, że pomoc, którą rząd oferuje, obywatele w trudnej sytuacji życiowej rzeczywiście odczuwają jako wsparcie" - przyznała.

>>> Polecamy: Słowaccy nacjonaliści idą po władzę. Mogą pokrzyżować plany polskiej premier

Podzielone słowackie społeczeństwo

Odnosząc się do sobotnich wyborów, Radiczova zwróciła uwagę, że na Słowacji nie ma dziś klasycznej lewicowej partii socjaldemokratycznej; różnice między lewicą a centroprawicą się zacierają i nie da się ich jednoznacznie określić. W trakcie kampanii partie posługują się podobną retoryką w kwestiach społecznych, międzynarodowych czy w odniesieniu do imigrantów.

"Słowackie społeczeństwo jest podzielone. Gorzej, rozbite na walczące grupy, nie szanujące się, zachowujące się wobec siebie wrogo, nietolerancyjnie, a nawet agresywnie. Polityka utrzymuje ten stan, ponieważ określenie wroga to najprostszy sposób korzystania z technik władzy" - tłumaczyła była szefowa rządu.

Ponieważ sondaże przedwyborcze prognozują, że socjaldemokratom nie uda się utrzymać samodzielnej większości w parlamencie, prawdopodobne jest, że Fico będzie musiał znaleźć koalicjanta. Część partii wyklucza wejście w koalicję.

"Ktokolwiek wejdzie do rządu ze Smerem, legitymizuje władzę Roberta Fico, wszystkie jej kroki, decyzje, sposoby, styl rządzenia i retorykę. Tym samym akceptuje dzielenie społeczeństwa na +współobywateli+, czyli zwolenników Fico, i pozostałych. Wrogów" - oceniła Radiczova. "Nas, krytyków, Fico nie uważa za współobywateli, a głosy krytyczne uznaje za wrogość wobec siebie albo państwa" - podkreśliła.

"Polityk, który tak wykorzystuje władzę, nie jest prawdziwym liderem, ponieważ szkodzi społeczeństwu. Objawia się to niepokojem obywateli, którzy w większości mają uzasadnione poczucie, że są poszkodowani i nieszanowani na równi z innymi" - zauważyła.

"Większość parlamentarna nie uprawnia do działania na zasadzie +zwycięzca może wszystko+" - dodała.

W rozmowie z PAP 60-letnia Radiczova, była liderka centroprawicy, wykluczyła powrót do polityki. Urząd premiera piastowała w latach 2010-12, wcześniej pełniła funkcję ministra obrony oraz ministra pracy i polityki społecznej. W 2009 roku była też kandydatką prawicy w wyborach prezydenckich.

Jest profesorem socjologii. Obecnie wykłada na prywatnym uniwersytecie BISLA w Bratysławie.

>>> Czytaj też: Premier Słowacji o imigrantach: Unia Europejska popełnia rytualne samobójstwo