Po co kolejna strona z ofertami pracy?
PracaDlaUkrainy.pl to nie tyle portal z ofertami pracy, ile narzędzie dla obywateli Ukrainy i polskich pracodawców. Ma ich kojarzyć ze sobą. W Polsce według różnych szacunków jest ok. 1 mln Ukraińców i wciąż przyjeżdżają nowi. Ale też nasi przedsiębiorcy szukają ukraińskich rąk do pracy. Ludzi zmotywowanych i wykształconych. To nie tylko panie do sprzątania i robotnicy budowlani, ale też wykształceni fachowcy. Właściciele firm mogą za niewielką opłatą wykupić abonament i wyszukać specjalistów, jakich potrzebują. Właściciel i potencjalny pracownik kontaktują się ze sobą bezpośrednio. Rynek jest duży, wystarczy miejsca na różne pomysły. Poza tym z niektórymi wyspecjalizowanymi agencjami wolałbym nie mieć nic wspólnego.
Znajoma Ukrainka opowiadała, że wysyłaniem ludzi do pracy do Polski zajmują się grupy przestępcze.
Wysłuchałem kilku naprawdę przygnębiających historii od ludzi nabitych w butelkę. Pośrednicy działający w ich ojczyźnie obiecują złote góry. Biorą średnio 100 dol. za załatwienie pracy i nie zawsze ją załatwiają. Człowiek przyjeżdża do Polski i okazuje się, że nikt na niego nie czeka. Pośrednik ograniczył się do skasowania opłaty. Ale nie to jest najgorsze. Ci oszuści szukają w Polsce firm, które wystawią fałszywe zaświadczenia, że przyjmą ludzi do pracy. Płacą za to. Bywa, że firma, oczywiście zakładana na słupa, powstaje tylko po to, żeby wydać 100 takich zaświadczeń. Fałszowane są też pieczątki urzędów pracy. Wiem o tym od urzędników, policja ma z tym sporo kłopotu. Taki oszukany człowiek jest w trudnej sytuacji, często nie ma pieniędzy na bilet powrotny, bo to, co miał, wydał na pośrednika i podróż. Spodziewał się zarobić, więc miota się po omacku. Bierze, co mu dają, na skrajnie niekorzystnych warunkach. Młode kobiety są zachęcane do pracy jako „masażystki” czy prostytutki. Opowiadano mi też o pewnej firmie, która bierze szukających pracy na 24 godziny do ciężkiej, fizycznej roboty, po czym pod lada pretekstem ich wyrzuca, nie płacąc. W kolejce czekają nowi.
Reklama
Polacy przerabiali tę lekcję w przeszłości, jeżdżąc do Niemiec czy Anglii. Nigdzie nie brak cwaniaków, którzy chcą zarobić kosztem innych.
Mnie to rusza, nie mogę przejść obojętnie wobec takiego wykorzystywania ludzi. Ukraińcy zwykle nie znają polskiego, a umowy, jeśli w ogóle dostają je do ręki, są pełne niekorzystnych dla nich klauzul. Nie mówię już o tym, że niektóre agencje, nie wszystkie oczywiście, zabierają z wynagrodzenia zrekrutowanego przez siebie pracownika tyle samo, co ten dostaje do ręki. Tę historię znam z ust oburzonego właściciela jednej z firm, który chciał płacić ukraińskiemu kierowcy 2,5 tys. zł. Okazało się, że facet dostaje 1,3 tys., a resztę zabiera agencja. Inny przykład: w umowie pracowników pewnej firmy budowlanej z pracodawcą była klauzula, że za każde spóźnienie do pracy będą płacili po 1 tys. zł kary. Niby chodzi o to, by zdyscyplinować załogę. Tyle że właściciel tego przedsiębiorstwa dogadał się z właścicielem autobusu, który woził Ukraińców do pracy. Pewnego dnia wóz się nie pojawił. Pięć osób się spóźniło, 5 tys. w kieszeni.
Na Ukraińcach wiele osób ma dziś ochotę zrobić biznes.
A co w tym złego? Wzajemnie dajemy sobie zarobić. O firmach, które bez ukraińskich pracowników miałyby kłopot ze znalezieniem załogi, już mówiłem. Brakuje pielęgniarek, lekarzy, szpitale zamykają oddziały. Potrzebni są kierowcy na samochody ciężarowe – 20 tys. do zatrudnienia natychmiast. Ludzie, którzy do nas przyjeżdżają, muszą gdzieś mieszkać, coś jeść. Kiedy sprowadzają rodziny, potrzebują żłobków i przedszkoli. Chcieliby się także rozerwać w wolnym czasie. To generuje nowe miejsca pracy. Największy kłopot jest z mieszkaniami, Polacy niechętnie wynajmują prywatne lokale Ukraińcom, choć niby tak ich lubimy. Może obawiają się, że zostaną zdewastowane, może mieli złe doświadczenia z osobami nadużywającymi alkoholu. Trudno powiedzieć. Ale w to miejsce wchodzą firmy. Jedne wykupują mieszkania i urządzają w nich minihotele pracownicze. Dzielą ściankami gipsowymi na klitki, wstawiają piętrowe łóżka i kasują w Warszawie po 500 zł miesięcznie od osoby. Poza stolicą jest nieco taniej. Drugą młodość przeżywają centra biurowe w mniejszych miejscowościach, gdzie niewynajęte powierzchnie przemienia się w noclegownie. Warunki są różne, co tu dużo mówić. Bardzo dobre i uwłaczające ludzkiej godności. Najlepsze lokale, jakie widziałem, to domy jednorodzinne wynajmowane przez profesjonalne agencje pracy, bo przecież nie wszystkie są złe. Ukraińcy przyjeżdżają na gotowe: mają potrzebne sprzęty, wyposażenie kuchni, czasem nawet szczoteczki do zębów i kosmetyki na powitanie. Grupie pracowników jest przypisany agencyjny opiekun, który z jednej strony dba o ich dobrostan, a z drugiej o to, żeby wywiązywali się z obowiązków. Ale na korzystanie z usług takich agencji stać duże firmy, które mogą sobie pozwolić na zapłacenie za taki pracowniczy all-inclusive. Ukraińcami interesują się też kancelarie prawnicze. To choćby kwestia odszkodowań za wypadki w pracy. Właśnie rozmawiam z jedną z nich o współpracy. Przybysze nie wiedzą, że nawet gdy są zatrudnieni na czarno, co się często zdarza, mogą domagać się odszkodowania, jeśli coś im się stanie podczas wykonywania obowiązków służbowych.
Jest wreszcie rynek szkoleń zawodowych.
I językowych: polski dla pracowników gastronomii, dla budowlańców. Plus podstawy prawa. Żeby pracodawca od razu miał pożytek z takiego pracownika. Tak, widzę już to pytanie w pani oczach i odpowiem, zanim pani zapyta. Kto ma za te szkolenia płacić? Za niektóre płacą firmy. Za inne sami goście z Ukrainy, bo wbrew stereotypom nie wszyscy są nędzarzami. Wielu chce i może zainwestować w siebie, aby lepiej zarabiać. Taka ciekawostka: kiedy my tutaj rozmawiamy, po Ukrainie, ale także Białorusi, Gruzji, w ogóle po krajach byłego ZSRR, krążą rekruterzy szkół wyższych. I namawiają tamtejszych młodych ludzi i ich rodziców, żeby zainwestowali w wykształcenie dziecka w Polsce. Nabór kandydatów to dla prywatnych uczelni kwestia być albo nie być. Mogę się założyć, że jesienią będziemy mieli zalew młodzieży mówiącej ze śpiewnym, wschodnim akcentem.
Są tacy, którzy kraczą, że wraz z przybyszami przyjedzie do nas ukraińska mafia, a handel ludźmi, z którym już sobie poradziliśmy, znów stanie się problemem numer jeden.
Kiedy Polacy zaczęli migrować na Wyspy Brytyjskie, tamtejsze brukowce rozpisywały się o przestępczości, zjadaniu łabędzi, bezdomnych koczujących na dworcach. Ale szybko się okazało, że gospodarka rośnie dzięki polskim pracownikom, że do wspólnej kasy więcej dają, niż z niej biorą. U nas będzie tak samo. Na polskim rynku jest już 2,7 tys. ukraińskich firm. Tych założonych u nas i tych, które się przeniosły do bardziej stabilnego, przewidywalnego kraju. Płacą u nas podatki, odprowadzają 400 mln zł rocznie z tytułu składek ZUS. My naprawdę potrzebujemy siebie wzajemnie. Do 2050 r., aby Polska nie stała się krajem samotnych starców bez przyszłości, musi do nas przyjechać 5 mln ludzi, którzy dadzą nam ręce do pracy, urodzą dzieci i będą pracować na nasze emerytury. Powinniśmy ich godnie przyjąć i dobrze powitać. ©?
ikona lupy />
Liczba pracowników ze Wschodu, których pracodawcy chcieli zartudnić bez zezwolenia na pracę / DGP