W najbliższy piątek Moody’s pójdzie w ślady Standard & Poor’s i obniży Polsce ocenę wiarygodności kredytowej – po wydarzeniach z końca poprzedniego tygodnia coraz więcej uczestników rynku podziela taką opinię.

Wcześniej głosy tych, którzy uważali, że Moody’s będzie zwlekał z taką decyzją i zakładających pogorszenie oceny wiarygodności kredytowej Polski, rozkładały się mniej więcej po równo. Na to wskazywały tzw. konsensusy rynkowe, np. ten sporządzony przez agencję Reuters. Ale list ministra finansów Pawła Szałamachy do prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego z prośbą, by ten powstrzymał się od wypowiedzi do czasu publikacji ratingu dały podstawę do przypuszczeń, że MF „coś wie” w sprawie ratingu i nie jest to nic dobrego. Szałamacha w liście wprost odnosi się do oczekiwanej decyzji Moody’s i przypomina, że podstawowym powodem styczniowej obniżki ratingu przez Standard & Poor’s była sytuacja wokół Trybunału Konstytucyjnego. Moody’s przed kilkoma tygodniami wyraźnie ostrzegał, że kryzys konstytucyjny w Polsce zwiększa ryzyko dla inwestorów zagranicznych – wysłanie listu do prezesa TK zinterpretowano więc jako próbę przerzucenia odpowiedzialności za potencjalną obniżkę oceny wiarygodności kredytowej.

Zamieszanie wokół listu już w czwartek spowodowało spore osłabienie złotego. Wobec euro stracił 0,5 proc., do dolara ok. 1 proc. i według agencji Bloomberg jego osłabienie było największe pośród walut rynków wschodzących. Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska ocenia, że kurs złotego może już uwzględniać ryzyko nieprzychylnej dla Polski decyzji agencji.

– Przynajmniej w pewnej części jest ona wyceniona, osłabienie złotego w ostatnim czasie trudno jest wytłumaczyć czynnikami globalnymi. Złoty tracił nawet wtedy, gdy waluty innych rynków wschodzących zyskiwały na wartości. Za to w przypadku obligacji obniżka może jeszcze spowodować wzrost ich rentowności – mówi Jakub Borowski. Credit Agricole zakłada obniżkę ratingu przez Moody’s o jeden poziom wraz z obniżeniem perspektywy ratingu do negatywnej.

Dlaczego obligacje miałyby tracić na wartości? Pierwszy efekt potencjalnej obniżki ratingu to wycofanie się z Polski niektórych inwestorów zagranicznych. Jak działa ten mechanizm, tłumaczy Mirosław Gronicki, były minister finansów. Wraz z obniżką ratingu z grupy inwestorów zainteresowanych obligacjami traci się tzw. big names, czyli dużych stabilnych długoterminowych kupujących polskie obligacje.

Reklama

– Tego typu inwestorzy konstruując globalne portfele obligacji rezerwują odpowiednią ilość miejsca dla papierów o określonych ratingach. W przypadku takich emitentów jak Polska zarządzający w tego typu funduszach nie analizują dogłębnie, co się u nas dzieje, tylko kierują się syntetyczną oceną, jaką jest rating. Jeżeli zostaje on obniżony, to odpowiednio waga Polski w portfelu się zmienia – a konkretnie nasze obligacje są wyprzedawane. Tak, jak działo się po obniżce ratingu przez Standard & Poor’s – mówi Mirosław Gronicki.
Obniżka ratingu kraju ma konsekwencje dla innych emitentów z tego kraju, na przykład samorządów. Jeśli chciałyby pożyczać na rynkach międzynarodowych, to i one musiałyby się liczyć z niższym ratingiem, a więc i z wyższymi kosztami obsługi zadłużenia.

– Rating kraju jest „sufitem” dla przedsiębiorstw. Państwo co do zasady jest emitentem z mniejszym ryzykiem bankructwa niż prywatne przedsiębiorstwo z siedzibą w tym państwie – mówi Jakub Borowski.

– Jeśli duże przedsiębiorstwa będą chciałby pożyczać na rynkach zewnętrznych, też muszą brać pod uwagę, że obniżka ratingu może im to utrudnić – dodaje Mirosław Gronicki.
Według byłego szefa resortu finansów, jeśli dojdzie do obniżki ratingu, to błędem byłoby stawianie Moody’s podobnych zarzutów, jak Standard & Poor’s – że decyzja jest umotywowana politycznie.

– Dziś inwestorzy nie mają poczucia stabilności politycznej w Polsce – nie wiedzą, jak polityka władz może wpłynąć na ceny obligacji. I to dostrzegają agencje. Jesteśmy potężnie zadłużeni za granicą – i nie mówię tylko o długu publicznym. Jakiekolwiek zawirowania, które stwarzają ryzyko dla obsługi tego zadłużenia, ma swoje konsekwencje. Zamiast budować dobre relacje, by ten ciężar długu nam nie zaszkodził, to wprowadzamy aspekt polityczny do spraw, które należy załatwiać pragmatycznie. Rząd nie może się komunikować politycznymi hasłami – ocenia Gronicki.

>>> Czytaj też: Wypowiedzi prezesa TK mają wpływ na rating Polski? Minister finansów śle list do Andrzeja Rzeplińskiego