Obywatele powinni wiedzieć, kto stanie na czele Komisji Europejskiej (KE), jeśli dane ugrupowanie wygra wybory do Parlamentu - powiedział w środę w Brukseli szef KE Jean-Claude Juncker, przedstawiając swoją wizję przyszłych reform instytucji UE, w tym ideę tzw. Spitzenkandidaten.

Zaprezentowane przez Junckera pomysły mają - jak się wyraził - pomóc w "bardziej skutecznym realizowaniu priorytetów Unii".

"Zawsze mówiłem, że forma powinna być skutkiem funkcji - to nie jest pora na długie dyskusje na temat reform instytucjonalnych czy zmiany traktatów - przekonywał szef KE podczas konferencji prasowej. - Możemy jednak podjąć kilka kroków, które sprawią, że Unia Europejska stanie się jeszcze bardziej skuteczna w realizowaniu najważniejszych, istotnych dla Europejczyków kwestii".

Pierwszym z tego rodzaju kroków jest zdaniem Junckera idea tzw. "wiodących kandydatów" (z niem. Spitzenakandidaten) na stanowisko nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej, wyznaczanych przez europejskie partie polityczne przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Procedura ta została już zastosowana w wyborach w 2014 r., kiedy Juncker był wybierany na szefa Komisji; teraz chodzi o to, by uczynić ją stałym, obowiązującym mechanizmem.

Juncker uważa, że wybory w 2014 r. przyczyniły się do wzmocnienia współpracy między trzema instytucjami UE (Komisją Europejską, Parlamentem Europejskim i Radą UE) i poprawiły ich wydajność, pomagając wypracować "jednolite podejście do wspólnego programu prac" w trakcie pięcioletniej kadencji. To z kolei miało pozwolić KE podejmować prace w "bardziej polityczny sposób" i skoncentrować działania na tych obszarach, w których Unia osiąga najlepsze rezultaty, resztę obszarów pozostawiając państwom członkowskim.

Reklama

Zdaniem szefa KE należałoby zaapelować do partii politycznych, by swoich kandydatów wyznaczyły jeszcze przed końcem 2018 r. Pozwoliłoby im to wcześniej rozpocząć kampanię, a wyborcom zdobyć lepszą orientację zarówno co do samych kandydatów, jak i programów politycznych partii. Juncker sugeruje również, by powiązania między krajowymi i europejskimi partiami były bardziej widoczne. Krajowe partie powinny mówić jasno z którymi europejskimi ugrupowaniami są powiązane, np. używając ich logo w trakcie kampanii. Powinny też deklarować, którego z kandydatów popierają na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej.

Wśród państw członkowskich pomysł wiodących kandydatów spotkał się jak dotąd z chłodnym przyjęciem, odbiera im bowiem monopol na decydowanie już po eurowyborach, kogo chciałyby widzieć w fotelu szefa KE. Wyznaczenie na wiodącego kandydata, co jest ogłaszane kilka miesięcy przed wyborami, wiąże się również z ryzykiem dla urzędujących szefów państw i rządów, którzy mogliby stanąć na czele Komisji, ale nie chcą publicznie wystawiać swojej kandydatury bez pewności otrzymania poparcia.

Drugą kwestią poruszoną przez Junckera był skład przyszłej Komisji Europejskiej. Obecnie liczy ona 28 członków, po jednym z każdego państwa członkowskiego. Przed mianowaniem komisarzy, którzy będą zasiadać w KE następnej kadencji, przywódcy będą musieli zdecydować, czy zachowują zasadę jeden członek na państwo członkowskie, czy też zmniejszają skład Komisji.

Zdaniem Junckera mniejsza Komisja mogłaby teoretycznie sprawniej funkcjonować, łatwiejsze byłoby zarządzanie i rozdzielanie zadań. Mniejszy skład oznaczałby jednak, że niektóre państwa członkowskie nie byłyby reprezentowane na poziomie politycznym tej instytucji i straciłyby możliwość korzystania z bezpośredniego politycznego kanału komunikacji ze swoimi obywatelami i organami krajowymi. Przedstawiając te propozycję, obecny szef KE nie wskazał jednoznacznie czy opowiada się za zmniejszeniem liczby komisarzy czy też nie.

Kolejnym pomysłem na usprawnienie funkcjonowania instytucji UE jest połączenie funkcji przewodniczącego KE (obecnie pełni ją Juncker) i stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej (jest nim Donald Tusk). Pomysł ten Juncker przedstawił wcześniej w swoim orędziu o stanie Unii w 2017 r. Jego zdaniem podniosłoby to znacznie sprawność działania UE. Juncker uważa też, że na takie rozwiązanie pozwalają obecne traktaty.

Nie wszyscy w Brukseli zgadzają się jednak z taką interpretacją. W art. 15 traktatu o UE wskazuje się bowiem, że w skład Rady Europejskiej wchodzą szefowie państw i rządów państw członkowskich oraz przewodniczący Rady Europejskiej i szef Komisji (skoro wymienia się ich osobno, oznacza to, że są to dwie funkcje sprawowane przez dwie osoby). Podwójna funkcja nie wymagałaby jednak połączenia samych instytucji.

Na posiedzeniu Rady Europejskiej przywódcy muszą zdecydować – na podstawie wniosku Parlamentu Europejskiego (PE) – o jego składzie w trakcie kadencji 2019–2024 i o tym, co stanie się z mandatami brytyjskich eurodeputowanych po Brexicie. Jednym z proponowanych rozwiązań jest zarezerwowanie wielu z tych mandatów na rzecz ponadnarodowego okręgu wyborczego. W swojej niedawnej rezolucji (z 7 lutego) PE głosował za tym, by nie apelować o utworzenie ponadnarodowego okręgu wyborczego, to jednak pozostawił otwartą drogę do przyszłych dyskusji. Wiele państw członkowskich poparło niedawno ten pomysł, natomiast inne wyraziły swój sprzeciw. Mimo to Juncker uważa, że ponadnarodowy okręg wyborczy pomógłby wzmocnić europejski wymiar wyborów, ponieważ kandydaci mogliby dotrzeć do większej liczby obywateli w całej Europie.

Zaprezentowane przez Junckera pomysły zostaną przekazane państwom członkowskim UE podczas nieformalnego szczytu w Brukseli 23 lutego br.

>>> Czytaj też: "Le Monde": zapaść tradycyjnej polityki w UE. Włoskie wybory będą kolejnym "horrorem"