Inspekcja pracy ostrzega, że będzie stanowczo karać za łamanie zakazu pracy w niedzielę.
Sieci handlowe zapewniają, że nie zamierzają łamać prawa, ale sięgną po wszelkie możliwe sposoby, by nie stracić na wprowadzeniu zakazu działania w niedziele. Otwarte pozostaje pytanie, czy niektóre pomysły będą łamaniem przepisów.
– Uchwalona ustawa pozostawia liczne furtki do obchodzenia przepisów. Przykładem może być wyłączenie spod jej działania stacji paliw. Pierwotnie komitet inicjatywy proponował metrażowe ograniczenia powierzchni handlowej w takich miejscach. Ostatecznie posłowie ograniczenie to wykreślili, zastępując wymogiem, aby handel prowadzony był w obrębie obiektu sprzedającego produkty naftowe. W mojej ocenie handel wielkopowierzchniowy w sklepach, które rozwijają przymarketowe stacje, będzie mógł się odbywać – tłumaczy adwokat Jerzy Kwaśniewski z Instytutu Ordo Iuris, reprezentujący komitet inicjatywy ustawodawczej. Zwraca też uwagę na zapis dotyczący placówek na dworcach. – Zgodnie z ustawą te nastawione na bezpośrednią obsługę podróżnych będą mogły funkcjonować. Pytanie, co należy przez to rozumieć. Wiele wskazuje, że otwarte będą mogły być sklepy i galerie połączone z dworcami w Warszawie, Krakowie czy Katowicach – podkreśla Jerzy Kwaśniewski, mimo że Ministerstwo Pracy na etapie prac nad ustawą dało wykładnię tego przepisu. Zgodnie z nią w niedzielę będą mogły być otwarte tylko placówki znajdujące się na poziomie galerii prowadzących podróżnych na dworzec.
Eksperci zwracają też uwagę na wyłączenie spod działania ustawy piekarni, cukierni i ciastkarni. Według nich sieci handlowe będą jednak miały trudność z rozszerzeniem tego rodzaju działalności o handel innymi produktami. – Co prawda w ustawie nie zapisano, że działalność piekarnicza ma być dominującą w placówce handlowej, jednak można oczekiwać, że zastosowanie znajdzie tu wykładnia dotąd stosowana w odniesieniu do ograniczeń w zatrudnieniu w dni świąteczne – komentuje Jerzy Kwaśniewski.
Prawnik przypomina, że dekadę temu przy okazji wprowadzania zakazu handlu w 13 dni świątecznych Ministerstwo Pracy i Inspekcja Pracy uznały, że zakaz dotyczy placówek, dla których handel jest działalnością przeważającą.
Reklama
– Mamy nadzieję, że tak jak 10 lat temu, tak i teraz sklepy dostosują się do nowych wytycznych. Będziemy egzekwować przestrzeganie prawa. Choć trzeba jasno powiedzieć, że wiele wątpliwości związanych z tym, jak należy rozumieć dany przepis, zostanie rozwianych już po wejściu z życie ustawy – mówi Danuta Rutkowska, rzecznik Głównego Inspektora Pracy. Alfred Bujara, przewodniczący sekcji handlu detalicznego NSZZ „Solidarność”, zapowiada, że złoży do Senatu poprawkę dotyczącą wysokości kar za niedostosowanie się do nowych regulacji. – Chcemy je podwyższyć, by były bardziej odstraszające. Obecnie inspektor pracy może nałożyć od 1 do 3 tys. zł. Wyższą karę, do 100 tys. zł, może przyznać dopiero sąd – dodaje.
Jedno jest pewne. Ograniczenia nie dotyczą sprzedaży online. Dlatego sieci otwarcie przyznają, że to kierunek ich rozwoju. Prace Biedronki nad otwarciem sklepu online są zaawansowane. Lidl przed kilkoma miesiącami dodał Polskę do rynków, na których chce ruszyć ze sprzedażą na odległość. Biura prasowe obu sieci na razie nie komentują tych planów. Deklaracje o większej aktywności w sieci słychać też z Bricomarche, TXM, Gino Rossi, CCC czy innych sieci z obszaru mody, które otwarcie przyznają, że online to dla nich szansa.
– Stawiamy na rozwój e-commerce, które cały czas rośnie. W sieci Simple ten kanał odpowiada za 22 proc. sprzedaży detalicznej, a w Gino Rossi za 13 proc. Rok temu było to odpowiednio 17 i 9 proc. Według założeń, e-commerce w Simple będzie generował docelowo ok. 25 proc. sprzedaży detalicznej, natomiast w Gino Rossi ok. 15 proc. – wyjaśnia przedstawiciel Gino Rossi.
Prognozy PwC dotyczące zwolnień pracowników z powodu zakazu handlu mogą się w związku z tym nie sprawdzić. W analizie z końca 2016 r. firma ta szacowała, że pracę straci ponad 21 tys. osób. Personel będzie potrzebny do obsługi zleceń internetowych i... dłuższej pracy w tygodniu. Aby nie stracić z powodu wolnych niedziel, sieci rozważają wydłużenie godzin otwarcia. Jak się dowiedzieliśmy, testowanie takiego rozwiązania rozpoczęła już Biedronka. Od listopada jej sklepy na południu Polski działają od poniedziałku do soboty o godzinę dłużej – do 23.
Netto ma inny pomysł na przyciągnięcie klientów do swoich sklepów. – Są czynne od 6 rano do 22 i w naszej ocenie nie ma potrzeby tego zmieniać. Nie sądzę, że to jest przyszłościowe rozwiązanie dla dyskontów ze względu wysokie koszty – komentuje Sławomir Nitka, dyrektor operacyjny.
Jak inaczej przekonać do siebie kupujących? Zdaniem ekspertów kierunkiem będą promocje, które zostaną nasilone w ostatnich dniach handlowych tygodnia. A to oznacza, że może powtórzyć się sytuacja z Węgier. – Tam sieci też wydłużyły godziny pracy i postawiły na akcje rabatowe. Efekt: bankructwo o 60 proc. więcej niż w latach poprzedzających wejście w życie ograniczeń w handlu... małych sklepów – wyjaśnia Łukasz Marynowski z Polskiej Rady Centrów Handlowych.
Galerie też biorą pod uwagę wydłużenie czasu pracy. – Podjęcie decyzji nie jest jednak proste. W większości obiektów wymaga zgody wszystkich najemców. Koszty ich działalności bowiem wzrosną – tłumaczy Marynowski.
Firma Apsys, właściciel 24 galerii w Polsce, przyznaje, że myśli o takim rozwiązaniu. – Teraz, gdy znamy ostateczny kształt ustawy oraz termin jej wejścia w życie, będziemy dyskutować z właścicielami zarządzanych centrów handlowych oraz ich najemcami nad optymalnym rozwiązaniem – tłumaczy Agnieszka Tomczak-Tuzińska, dyrektor ds. marketingu Apsys Polska. Wielu najemców zapewnia, że dostosuje się do zmian.

"Udawanie piekarni nie wchodzi w grę"

Rozmowa z Januszem Śniadkiem, posłem PiS, przewodniczącym podkomisji stałej ds. rynku pracy
Zdaniem ekspertów przyjęta przez Sejm ustawa ograniczająca handel w niedzielę zawiera więcej furtek dla handlowców niż wcześniej przygotowany projekt.
Przez dwa miesiące pracowaliśmy nad obecnym kształtem ustawy. Naszym zdaniem dziś jest ona znacznie mniej wadliwa niż obywatelski projekt zgłoszony przez NSZZ „Solidarność”. Do tego ciągle utrzymana jest w tym samym duchu – zakazania pracy w niedzielę dużym marketom i centrom handlowym.
Jak zatem tłumaczyć pojawienie się przepisu, zgodnie z którym spod zakazu zostają wyjęte piekarnie, cukiernie i lodziarnie oraz placówki na dworcach?
Zdumiewa mnie, że duże ogólnopolskie sieci zapowiadają, iż będą udawały piekarnie w celu obejścia ustawy. W ten sposób deklarują, że są oszustami. Intencja ustawy jest znana, dlatego nie można inaczej nazwać szukania odstępstw od niej. Dla mnie sprawa jest prosta, udawanie piekarni po to, by pracować w niedzielę, nie wchodzi w grę. Inspekcja pracy będzie bardzo wnikliwie sprawdzać i weryfikować, kto ma prawo funkcjonować w ostatnim dniu tygodnia.
Jestem też spokojny, jeśli chodzi o przepis dotyczący dworców. Na dworcach działalność będzie mogła być prowadzona tylko w zakresie obsługi podróżnych. A to oznacza, że otwarte będą mogły być kasy biletowe czy kioski, a nie centrum handlowe, które powstało na terenie należącym do dworca. Poza tym przedsiębiorcy, którzy będą łamać prawo, muszą liczyć się z karami od 1 tys. do 100 tys. zł. Inspektorzy nie będą pobłażliwi, nie dadzą się też nabrać, że duży market ogólnospożywczy nagle stał się piekarnią.
A co ze sprzedażą internetową. Nie została objęta zakazem.
To kompromis, na który musieliśmy przystać, by ustawa mogła zacząć obowiązywać w przyszłym roku. Wszelkie zmiany dotyczące sprzedaży internetowej wymagają zgody Komisji Europejskiej. Notyfikacja przepisów potrwałaby co najmniej kilka, jak nie kilkanaście miesięcy, do tego nie mamy pewności, że byłaby zgoda. Dlatego uznaliśmy, że na razie wyłączymy sprzedaż online z zakazu. Mamy jednak w planach wystąpienie z wnioskiem o notyfikację zmian w KE. Chcemy się jednak dobrze do tego przygotować. Nie wykluczamy w związku z tym nowelizacji ustawy.