Premier dał ministrom czas do soboty na projekty oszczędności w swoich resortach. Mają one objąć 10 proc. wydatków na 2009 r. Oszczędności nie mają dotyczyć zwykłych ludzi i ich dochodów. Cięcia wydatków w poszczególnych resortach mogą dotyczyć ograniczenia zatrudnienia w administracji. Premier zapowiedział, że pomoc rządu w sytuacji kryzysowej trafi do ludzi oraz małych i średnich przedsiębiorstw, a nie do banków.

Rząd przejrzy wydatki rzeczowe, wydatki inwestycyjne w ramach resortów, np. zakupy samochodów, remonty budynków, innego typu zakupy, dotacje i wydatki agencji. Nie wyklucza też zmian ustawowych, aby ograniczyć wydatki. Z przyjętej przez rząd informacji wynika, że Polska w 2008 r. była jednym z najszybciej rozwijających się krajów Unii Europejskiej. Wzrost w Polsce wyniósł ok. 4,7-4,8 proc. - szacuje rząd. Wyższe tempo miały jedynie Słowacja, Bułgaria i Rumunia.

Rada Ministrów przyjęła też projekt nowelizacji ustaw o podatku dochodowym od osób fizycznych i prawnych. Nowe przepisy mają pozwolić na wprowadzenie ulg inwestycyjnych - z 50 tys. obecnie, do 100 tys. euro w projekcie - dla nowych i małych przedsiębiorstw.

Muszą być jasne kryteria

Reklama

Według Bohdana Wyżnikiewicza z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, rząd w obecnej sytuacji powinien stworzyć jasne i przejrzyste kryteria przyznawania publicznych pieniędzy sektorowi prywatnemu i prowadzić akcję informacyjną o tym jak wydawane są nasze pieniądze.

Pesymistyczny, ale realny

Prof. Jerzy Osiatyński ocenia, że 1,7 proc. wzrost PKB w 2009 r., brany przez rząd pod uwagę w scenariuszu pesymistycznym, jest realny, choć może się okazać, że i ta prognoza jest nazbyt optymistyczna. Jego zdaniem zanika popyt, a działania rządu skupiające się głównie na oszczędzaniu są błędem, bo hamują popyt. W okresie spadku koniunktury nie można zamrażać pieniędzy - a wręcz przeciwnie, należy puszczać je w obrót, na rynek.

Posłanka Aleksandra Natalli-Świat (PiS) uważa, że niedobrze będzie, jeżeli oszczędności budżetowe będą poszukiwane w wydatkach inwestycyjnych. Jej zdaniem dobrze się stało, że rząd dostrzegł potrzebę bardziej realistycznego spojrzenia na budżet, choć posłanka wątpi, czy na wydatkach rzeczowych bieżących lub samochodach służbowych można zaoszczędzić 17 mld zł.

Rząd nie jest przygotowany do kryzysu

Według szefa SLD Grzegorza Napieralskiego rząd jest nieprzygotowany do kryzysu gospodarczego, a zapowiedzi oszczędności w resortach to działania pozorne. Przypomniał, że Lewica prosiła rząd, by w obliczu kryzysu raz jeszcze spojrzał na założenia budżetowe i wezwała rząd do opracowania pakietu socjalnego. Lewica chce od rządu działań, które m.in ożywią gospodarkę, będą broniły ludzi przed utratą pracy i dadzą gwarancje bezpieczeństwa oszczędności w bankach - powiedział.

Nie ma innego wyjścia, trzeba ciąć

W ocenie Eugeniusza Kłopotka (PSL) 17 mld zł oszczędności to spora kwota, ale w obecnej kryzysowej sytuacji nie ma innego wyjścia i trzeba ciąć wydatki rzeczowe. "Ważne jest, aby ochronić najuboższych i nie ciąć wydatków inwestycyjnych, bo to mogłoby jeszcze pogorszyć sytuację" - ocenił. Nie chce też szukać oszczędności w KRUS-ie i ZUS-ie, by renty i emerytury były zabezpieczone.

Rząd przyjął też projekt zmian w ustawie o Banku Gospodarstwa Krajowego, pozwalających udzielać gwarancji lub poręczeń wáramach rządowych programów - szczególnie dla małych i średnich przedsiębiorstw. Przyjęty został również projekt zmian w ustawie oáporęczeniach i gwarancjach skarbu państwa oraz projekt ustawy o Funduszu Poręczeń Unijnych.

Prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich Andrzej Malinowski pozytywnie ocenia rządowe projekty gwarancji i poręczeń ułatwiających firmom uzyskanie kredytów, zwraca jednak uwagę, że efekty mogą być widoczne dopiero kilka miesięcy po wejściu tych uregulowań w życie.

Wzrost PKB o 1,7 proc. oznaczałby poważne spowolnienie

Gdyby w 2009 roku PKB wzrósł tylko o 1,7 proc., to oznaczałoby to poważne spowolnienie gospodarcze. W takiej sytuacji trudno byłoby zrealizować budżet w obecnym kształcie - powiedział PAP ekonomista banku PKO BP Łukasz Tarnawa. "Taki scenariusz nazwałbym niezwykle ostrożnościowym. W bazowej prognozie banku PKO BP przewidywaliśmy, że PKB wzrośnie o 2,1 proc., a wskaźnik inflacji wyniesie 2,5 proc." - poinformował Tarnawa.

Podkreślił, że wzrost PKB jedynie o 1,7 proc. oznaczałoby poważne spowolnienie gospodarcze. W takiej sytuacji bardzo trudno byłoby zrealizować budżet w obecnym kształcie. Należałoby się bowiem liczyć z ograniczeniem wpływów do budżetu o co najmniej 10 mld zł. Zdaniem ekonomisty PKO BP, w efekcie mogłoby dojść do ograniczenia wydatków, w tym inwestycyjnych, co byłoby niekorzystne dla gospodarki.