Swego szczęścia próbują w tych dniach w Niemczech także mieszkańcy wszystkich sąsiednich krajów, w tym Polski. Nikomu nie przeszkadza to, że szansa na rozbicie banku jest jak 1:140 milionów.

"Zainteresowanie jest o wiele większe niż zwykle. Wydaje się nawet, że są tacy, co grają w ogóle pierwszy raz w życiu" - mówił w piątek sprzedawca w punkcie Lotto przy Wilhelmstrasse w centrum Berlina. Emerytka z sąsiedztwa postanowiła zagrać za 15 euro. "To dla mnie sporo, ale w końcu nie gram aż tak często, a dziś chyba warto" - powiedziała.

Już w minioną środę, gdy po dziesięciu losowaniach pula wzrosła do 28 mln, liczba grających była o 62 proc. większa niż tydzień wcześniej; według dziennika "Bild" wynosiła 11,5 mln.

Po kupon totolotka sięgnął również niemiecki minister finansów Peer Steinbrueck, który od miesięcy jest na pierwszej linii frontu walki z kryzysem finansowym i recesją gospodarczą.

Reklama

W piątek niemieckie dzienniki "Handelsblatt" i "Bild" opublikowały na pierwszych stronach zdjęcie ministra, który podczas debaty w Bundestagu na temat ubóstwa zerkał na kupon loterii, wystający z wewnętrznej kieszeni marynarki.

Dopytywany przez dziennikarzy telewizji n-tv Steinbrueck zapewnił, że kupon dostał w prezencie. Jego rzecznik oświadczył zaś, że ewentualnej wygranej minister nie przeznaczy na wsparcie zadłużonej państwowej kasy. "Udział w loterii to prywatna sprawa ministra" - powiedział rzecznik.

Media tymczasem prześcigają się w poradach, jak zwiększyć swą szansę na wygraną. By rozbić bank, trzeba skreślić trafnie sześć z 49 cyfr oraz wytypować dodatkową siódmą "superliczbę". W ostatnich 11 losowaniach najczęściej padały liczby: 6 (czterokrotnie), 1, 24, 38 i 46 (każda trzykrotnie). Statystycy odradzają też skreślanie cyfr związanych z ważnymi datami, np. urodzin.

Sobotnia kumulacja jest trzecią pod względem wielkości w historii niemieckiego totolotka. W grudniu 2007 r. pula na wygrane wyniosła 45,3 mln euro.

Anna Widzyk (PAP)

/