Kryzys finansowy sprawia, że francuscy klienci zaczęli wyzywać pracowników banków od najgorszych - pisze francuski dziennik Le Monde. Związki zawodowe mają już listę trudnych sytuacji: odmowa wypłaty pieniędzy, problemy z czekami, pretensje o zawyżone opłaty, błędy banków, kolejki, zablokowanie konta.

Bardzo źle jest w oddziałach banków. Ale jeszcze gorzej jest centrach telefonicznych. Le Monde cytuje pracowniczkę telecentrum Credit agricole: "nie widzą mnie, więc szybciej przechodzą do wyzwisk. Dopiero co ktoś potraktował mnie jako "głupią blondynkę".

Język francuski pozwala na wyjątkowo barwne przekleństwa i wyzwiska z podtekstem (lub całkiem bezpośrednio) seksualnym. Le Monde cytuje kilka takich "kwestii", które po polsku brzmiałyby wulgarnie.

Okazuje się, że w wyzwiskach daleko posuwają się nie tylko panowie, także panie.

Pracownicy banków upatrują powodów tej słownej agresji w straconych złudzeniach klientów co do zawodowej dbałości bankowców o rzetelność. Ale też zauważają, że agresywność klientów to konsekwencja wcześniejszej agresywnej sprzedaży produktów bankowych.

Reklama

To wszystko wpływa na relacje z klientami, na co zwracają uwagę starsi pracownicy. "Przedtem mieliśmy stosunki niemalże rodzinne. Teraz trzeba strzyc klientów, bo inaczej sami wylecimy z pracy" - mówi otwarcie jeden z rozmówców Le Monde.

Gazeta zauważa, że większość banków odmawia komentarza. BNP Paribas przyznaje, że zapewnia swoim pracownikom pomoc psychologiczną. Francuska federacja banków zbiera dane, a raport jest oczekiwany wiosną tego roku.