Spadki na GPW jednak nie pogłębiały się, a zamiast tego widoczne były symptomy poprawy atmosfery. Kiedy straty zaczęły odrabiać największe banki minima sesyjne oddalały się coraz bardziej i sesja przypominała sytuację z minionego piątku, gdzie duży spadek na otwarciu zakończył się wzrostami.

Cały wczorajszy dzień wypełniony był danymi makroekonomicznymi. Te opisujące polską rzeczywistość gospodarczą nie pokazały nic dobrego. Pilnie obserwowana sprzedaż detaliczna wzrosła w ostatnim miesiącu o zaledwie 1,3 proc., a więc znacznie mniej niż prognozowane 3 proc. Na szczęście równie negatywnego zaskoczenia nie pokazała stopa bezrobocia, która zwiększyła się zgodnie z oczekiwaniami Ministerstwa Pracy do 10,5 proc. Inaczej wyglądała sytuacja w zachodnich gospodarkach. Indeks IFO, opisujący nastroje biznesowe w niemieckiej gospodarce, okazał się niższy od oczekiwań, co pogłębiło przecenę w Niemczech. Przez to też DAX spadł do nowych minimów bessy i jest już 53 proc. od szczytu z lipca 2007 roku. Dodatkiem do tych złych danych był dramatyczny spadek zamówień w europejskim przemyśle, które zmniejszyły się w ciągu roku o 22 proc.

W oderwaniu od pogłębiających się spadków na zachodnich parkietach krajowy popyt radził sobie coraz lepiej. W południe połowa z 3 proc. strat była już odrobiona, a byki coraz śmielej spoglądały na wyższe poziomy. Po takim podejściu wyjście na plusy wdawało się jeszcze odległą, ale już osiągalną, przyszłością. Nawet publikacji kolejnych złych danych z USA nie powstrzymała WIG20 przed wzrostem. Indeks w końcówce znalazł się przez moment nawet po zielonej stronie rynku, ale zakończył kosmetycznym spadkiem, co należy uznać za sukces przy przeceniamy Eurolandzie i fatalnych nastrojach w Stanach.

Przed sesją w Stanach gracze mieli same złe informacje. Zgodnie z danymi makro obecnie zaufanie konsumentów w USA jest najniższe od 1967 roku, kiedy to zaczęto je obliczać. Spada ono głównie przez narastające problemy na rynku pracy, na którym już 48 proc. Amerykanów uważa, że sytuacja jest bardzo zła i trudno znaleźć pracę. To największa liczba obywateli od 1992 roku. Dokładając do tego pesymistycznie prognozy na nadchodzące miesiące oznacza to, że wydatki konsumpcyjne będą spadać jeszcze przez kolejne miesiące, co doprowadzi do pierwszego rocznego spadku wydatków w okresie powojennym. W gospodarce opartej o konsumpcję takie newsy nie wróżą nic dobrego.

Reklama

W zbiór złych danych wpisał się też rynek nieruchomości. Indeks Case-Shiller opisujący sytuację na rynku nieruchomości w 20 największych metropoliach USA pokazał 18,5 proc spadek cen w ciągu roku. Od szczytu w 2006 roku domy potaniały aż o 26 proc. To największy spadek w historii, ale co gorsze indeks od stycznia 2007 każdego miesiąca spada nie okazując nawet najmniejszej poprawy. Na szczęście tak słabe dane nie miały znaczenia dla krajowego parkietu, ani dla… amerykańskich rynków.

Wczorajsza sesję giełdy amerykańskie zakończyły największymi wzrostami od miesiąca rosnąc o 4 proc. Znakomicie wypadły banki Goldman Sachs i Citigroup i Bank of America notując dwucyfrowe wzrosty. Skąd tak pozytywna reakcja? Po części wystąpienie Bena Bernanke dawało nadzieje bykom, że FED dołoży wszelkich starań żeby jak najszybciej zakończyć kryzys, ale tą ścieżką rezerwa federalna podąża już od ponad roku, więc trudno uznać to za nowość. Decydujący wpływ miały raczej nadzieje na korektę po dużym spadku i przekonanie, że jeszcze nastąpi walka o przełamane w poniedziałek minima listopadowe. I faktycznie taki scenariusz się rozegrał. Dziś krajowy rynek przy dobrej atmosferze powinien ponownie podjąć walkę o poziom 1400 pkt. Z istotniejszych wydarzeń trzeba wspomnieć o dzisiejszej decyzji RPP i obniżce stóp procentowych. Ostatnie dane jednoznacznie wskazują, że należy oczekiwać 50 punktowego cięcia i sprowadzenia głównej stopy do 4 proc.