Od kwietnia 2014 r. ukaranie polskich kierowców za wykroczenia popełnione w innych krajach unijnych nie jest trudne. Wszystko dzięki powołaniu Krajowego Punktu Kontaktowego (KPK), do którego organy kontrolne poszczególnych krajów wysyłają pytania o dane posiadacza pojazdu zarejestrowanego przez fotoradar.
Niemiecki trop
Najwięcej pytań (ponad pół miliona rocznie) trafia do KPK z Niemiec. Nie uszło to uwagi oszustów, którzy zwietrzyli w tym świetny interes. Zwłaszcza że polscy kierowcy dość skwapliwie płacą nałożone nad Renem grzywny, by uniknąć surowszych konsekwencji.
Kiedy więc do jednego z małopolskich przewoźników trafiło pismo wzywające do zapłaty 95 euro grzywny (mandat w wysokości 70 euro plus 25 euro kosztów administracyjnych), po prostu przekazał on księgowej dokument do zapłaty. Jego czujność wzbudził dopiero kolejny mandat z takim samym zdjęciem. Okazało się wtedy, że przesyłka nadana przez nieistniejący urząd ADK została wysłana w Poznaniu.
Reklama
Z pisma wynikało, że grzywna (70 euro) została nałożona za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o 18 km/h. Kłopot w tym, że zgodnie z niemieckim taryfikatorem za przekroczenie prędkości od 16 do 20 km/h grzywna wynosi 30 euro poza terenem zabudowanym i 35 euro w miastach. W piśmie nie podano też obligatoryjnej informacji o miejscu, w którym wykroczenie zostało popełnione, i o możliwych sposobach odwołania.
Łatwe pieniądze
Okazało się, że tego typu fałszywe pisma są wysyłane do przewoźników masowo. Na internetowych forach można znaleźć też informacje o fałszywych mandatach z Austrii i Holandii. Obok Francji i Niemiec to z tych właśnie krajów przysyłanych jest najwięcej prawdziwych wezwań.
Na razie fałszywe mandaty zawierają tyle błędów, że po wnikliwej lekturze łatwo je rozpoznać. Ale ulepszenie metod oszustów (włącznie z tworzeniem fałszywych stron internetowych) jest tylko kwestią czasu.
Potrzebny wykaz
Rozwiązaniem mógłby być wykaz numerów kont instytucji krajowych odpowiedzialnych za obsługę fotoradarów. Pozwoliłby zweryfikować, czy konto nie należy do naciągaczy. Mogłoby go sporządzić Ministerstwo Cyfryzacji odpowiedzialne za prowadzenie Krajowego Punktu Kontaktowego. Jednak rzecznik resortu przyznaje, że nie ma takich planów.
– Taka lista byłaby bardzo długa, bo nie tylko policja ma prawo nakładania mandatów. W Polsce jest mnóstwo takich instytucji, a w Niemczech jest ich po kilka w ramach poszczególnych landów – tłumaczy Karol Manys, rzecznik resortu.
Przewoźnicy bez pomocy
Zdaniem Iwony Szwed z biura prawnego Arena 561 oszuści podszywający się pod zagraniczne organy wykorzystują to, że przewoźnicy, kontaktując się z zagranicznymi służbami w sprawach prawdziwych kar, często odbijają się od ściany.
– Polscy przewoźnicy wykonujący transport na wspólnym rynku unijnym często są pozostawieni sami sobie. Brakuje wsparcia ze strony Polski w sprawach spornych między zagranicznymi instytucjami kontrolnymi a przewoźnikami i kierowcami – mówi ekspertka.
Wyjaśnia, że nieczytelne mandaty na kilkaset euro często nawet nie dają możliwości odwołania się, bo nie można ustalić podstawy prawnej naruszenia.
– W jednej z naszych spraw od dwóch lat żaden organ nie jest w stanie ustalić losu kaucji w wysokości 10 tys. euro wpłaconej we Francji za rzekome naruszenie przepisów o obowiązkowym odpoczynku załogi – mówi Iwona Szwed.
Dodaje, że francuskie ministerstwo potwierdziło, że za tego typu naruszenie kara się nie należy i jej nałożenie było wynikiem nieprawidłowego działania programu analizującego czas pracy. – Nie dziwi mnie, że taki stan rzeczy wykorzystują oszuści – mówi.
Przekonuje, że rozwiązaniem mogłaby być dyrektywa nakazująca państwom członkowskim utworzenie jednego rachunku na kaucje wpłacane przez zagranicznych przedsiębiorców na poczet przyszłej kary. Powstałaby faktyczna ewidencja zablokowanych środków i wykaz naruszeń przewoźników.
– Wyeliminowałoby to ryzyko wyłudzeń. To jednak zadanie dla europosłów – postuluje prawniczka.
>>> Czytaj też: Dlaczego w ciągu 3 lat wydatki na podstawowe rachunki wzrosły o 61 proc.?