Ilość nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w ostatnim tygodniu spadła, ale była nieco wyższa od oczekiwań (439 tys.). Gracze jednak szczególną uwagę zwracają na średnią czterotygodniową, która też spadła do poziomu najniższego od 13 września 2008 roku. Okazało się też, że indeks ISM dla przemysłu amerykańskiego wzrósł z 56,5 do 59,6 pkt. (najwyżej od ponad 5 lat), a oczekiwano, że ledwo drgnie. Wydatki na konstrukcje budowlane spadły w lutym jak oczekiwano o 1,3 proc. m/m (nadal wpływ srogiej zimy).

W tej sytuacji, kiedy wszystko sprzyjało bykom, a dodatkowo pomagał im sektor surowcowy, wydawało się, że indeksy muszą całkiem mocno wzrosnąć. Okazało się, że wypracowanie takiego wzrostu nie było prostą sprawą. Owszem, po kilku minutach od rozpoczęcia sesji indeksy rosły po prawie jeden procent, ale od tego momentu zaczęły się osuwać. Najszybciej osuwał się NASDAQ, któremu szkodził opublikowany po środowej sesji raport kwartalny Research In Motion. Na dwie godziny przed końcem sesji NASDAQ zabarwił się na czerwono, a S&P 500 rósł mniej niż pół procent.

Nie szukałbym specjalnie powodu dla tej korekty w czasie sesji. Po prostu część graczy chciała mieć spokojne święta, a pamiętajmy, że w piątek opublikowany został raport z rynku pracy, na który mogli zareagować dopiero w poniedziałek. Po co się stresować? Sesja była podobna do tej sprzed tygodnia. Wtedy też indeksy wystrzeliły na północ, ale sesje zakończyły spadkiem. W czwartek było lepiej, bo w końcu sesji udało się wyjść na plusy.

W piątek opublikowany został miesięczny raport z amerykańskiego rynku pracy. Został dobrze przyjęty, bo umacniał się dolar i rosła (w handlu elektronicznym) rentowność obligacji, ale tak naprawdę znakomity nie był. Nieoficjalnie mówiło się nadal o wzroście zatrudnienia nawet o 300 tys. Oficjalna, średnia prognoza mówiła o 190 tysiącach. Było tylko 162 tysiące w tym 48 tysięcy tymczasowo zatrudnionych przez Census Bureau do przeprowadzenia spisu ludności. Ten czynnik będzie pomagał w zatrudnieniu aż do czerwca. Stopa bezrobocia (tak jak oczekiwano) pozostała na poziomie 9,7 proc.

Reklama

Być może ten raport nie pomógłby bykom (niewykluczone, że nawet by zaszkodził), ale w poniedziałek dowiedzieliśmy się, że indeks ISM dla sektora usług wzrósł mocniej niż oczekiwano (55,4 pkt.), a lutowy indeks podpisanych umów domów nieoczekiwanie i to mocno wzrósł (8,2 proc. m/m – oczekiwano małego spadku). Nic dziwnego, że rentowność obligacji nadal rosła, dolar się umacniał (nieznacznie) i rosły indeksy (na niewielkim wolumenie). Rynek surowców był tak zachwycony dobrymi danymi makro, że nadal szybko drożała ropa, miedź i złoto.

W czwartek, przed czterema dniami przerwy, GPW zachowała się zaskakująco dobrze. Oczekiwałem mniejszej aktywności i spadku obrotów, ale nie dało się tego zaobserwować. Od początku sesji indeksy szybko rosły, a najmocniejszy był sektor bankowy. Już po dwóch godzinach wzrost WIG20 przekroczył 1,5 procent i widać było, że rynek ma zamiar kontynuować wzrost. Potrzebne było tylko to, żeby rynek w USA nam nie przeszkadzał. Po publikacji w USA pierwszego zestawu danych WIG20 ruszył w dalszą drogę na północ, co przesądzało o tym jak zakończy się sesja. A zakończyła się wzrostem o ponad dwa procent. Do mojego celu, czyli 2.650 pkt. zostało już tylko 100 punktów.