Problem początkowo był niewinny i ignorowany przez głównych europejskich polityków. Teraz brak szacunku dla rynków finansowych poważnie mści się na rządzących. Mamy do czynienia z efektem domina, który może doprowadzić do poważnych spustoszeń. Oczywiście panikować na dzień dzisiejszy nie należy, gdyż większość korekt w obecnym trendzie wzrostowym było gwałtownych. Tym razem jednak może dojść do poważniejszych konsekwencji niż to miało miejsce wcześniej.

Chodzi o niebezpieczną eskalację problemów na kolejne kraje, które z Grecją nierzadko nie mają wiele wspólnego. Oczywiście mają swoje problemy, ale niewypłacalność im nie groziła w takim stopniu jak Helladzie. Gdyby jednak koszty obsługu ich długu dramatycznie wzrosły, to sytuacja z niewinnej może przemienić się w bardzo poważną. Wtedy już nie wystarczy 110 mld euro dla Grecji, ale zdecydowanie więcej i dla większej ilości państw. Sytuacja może się też przenieść na problemy donorów środków pomocowych. Taki łańcuszek staje się bardzo niebezpieczny.

Jak na razie mamy do czynienia z klasyczną sytuację dominacji emocji nad faktami. Nie liczą się dane, a ważniejsze stają się obrazy z trzeciego już strajku generalnego w Grecji. Napiętą sytuację mogą pogarszać komentarze podobne do tego z Credit Agricole, który zaleca kupowanie aktywów z Ameryki Łacińskiej, a nie Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie „ryzyko zarazy greckiej” jest zdecydowanie większe. I nie pomogą tutaj nowe prognozy Komisji Europejskiej wskazujące naszą gospodarkę jako najsilniejszą obok Słowacji w Unii Europejskiej z tegorocznym wzrostem PKB na poziomie 2,7 proc.

Sam rynek z samego rana wyraźnie spadał, by potem się odbić, ale końcówka była wyraźnie podażowa. Sytuację zaogniają komentarze takie jak ostrzeżenie agencji Moody's przed możliwością obniżenia ratingu Portugalii. Przypomnę, że wczoraj na pierwszym planie była Hiszpania. Dla porządku wspomnę o publikowanych danych. Wskaźnik ISM dla usług zaskoczył lekko negatywnie, podczas gdy raport ADP był mniej więcej zgodny z prognozami. Sam WIG20 na koniec dnia spadł o 1,5 proc.

Reklama

Na rynku walutowym sytuacja była zbliżona do wczorajszej. Słabe euro połączone z przeceną na polskim złotym. Tak silna przecena powinna doprowadzić do przynajmniej krótkoterminowego odbicia, ale jest zdecydowanie za wcześniej by ogłaszać koniec spadków.