Na rynki napłynęły pozytywne informacje z Niemiec – tamtejszy parlament ratyfikował pomoc dla Grecji, a inwestorzy czekali na wyniki telekonferencji ministrów finansów państw grupy G-7. Napłynęły dość dobre dane makro. W Niemczech odnotowano aż 4 proc. m/m wzrost zamówień w przemyśle w marcu, co pokazuje, iż ta największa gospodarka Eurolandu zdecydowanie zyskuje na słabości euro.

Kluczowe dla inwestorów okazały się jednak dane z rynku pracy w Kanadzie (godz. 13:00) i USA (14:30). W pierwszym przypadku liczba etatów wzrosła aż o 108,7 tys. w kwietniu (oczekiwano 25 tys.), w drugim wzrost „payrollsów” wyniósł aż 290 tys., a przy okazji w górę zrewidowano też wcześniejsze dane. Reakcja rynku była natychmiastowa – zyskał dolar – w górę poszły także giełdy (ale na krótko). Po południu złotego wsparły też słowa Andrzeja Bratkowskiego z RPP, który nie wykluczył interwencji, gdyby złoty miał się osłabić „w okolice 4,80 zł za euro”. Dodał on, iż może się to odbić na poziomie inflacji, skłaniając tym samym Radę do podwyżki stóp procentowych na jesieni.

O godz. 15:38 euro było warte niecałe 4,14 zł (po wcześniejszym teście okolic 4,11 zł), dolar 3,2640 zł (po uprzednim spadku do 3,2260 zł), a frank 2,9280 zł (po teście 2,9080 zł). Na rynku międzynarodowym euro było warte 1,2705 USD. Wydaje się, że są szanse na to, aby początek tygodnia przyniósł dalsze umocnienie złotego (okolice 4,06 zł za euro) i poprawę nastrojów na giełdach. W dłuższym terminie perspektywa wciąż pozostaje jednak negatywna.

EUR/USD: Euro nie zdołało sforsować poziomu 1,28. Lepsze dane z rynku pracy w USA wzmocniły dolara sprowadzając rynek poniżej 1,27. Wskaźniki na wykresie 4-godzinowym sugerują jednak kupno, co może sugerować, iż obecny spadek jest budowaniem „drugiej nogi” przed większym odbiciem w górę.

Reklama