Patrząc na to, jak Stany Zjednoczone zmagają się z deficytem budżetowym, Unii Europejskiej grożą kolejne bankructwa, a Chiny hodują swoją własną spekulacyjną bańkę na rynku nieruchomości, można odnieść wrażenie, że te trzy potęgi są samochodami pędzącymi równocześnie w kierunku tego samego skrzyżowania – wielka kraksa wydaje się nieunikniona. Tak przynajmniej stwierdza na łamach "The Guardian" Mike Davis.
>>> Polecamy: Rewald: Nie ma lepszego kredytobiorcy na świecie niż Stany Zjednoczone
>>> Zobacz też: Iluzoryczna szybka urbanizacja nie napędzi wzrostu Chin
Rozwój chińskich miast, które zapatrzone w Dubaj chcą budować kolejne gigantyczne hotele i centra handlowe, grozi bańką na rynku nieruchomości. Władze metropolii i prywatni deweloperzy starają się przy tym zawierać pokątne umowy z wielkimi bankami, które udzielają im kredytów pod szyldami fałszywych funduszy powierniczych. W efekcie, jak podała w zeszłym tygodniu Moody's, chińskie banki ukrywają 1,5 biliona USD fałszywych długów. Czy Chiny czeka więc podobny kryzys jak Stany Zjednoczone i Lehman Brothers? „Dziwaczna jest łatwość, z jaką konserwatywni zazwyczaj eksperci przyswoili sobie myśl, że Chińczycy wynaleźli perpetuum mobile i stworzyli gospodarkę odporną na cykle koniunkturalne i szały spekulacyjne,” komentuje Davis. Problemy w Chinach miałyby z kolei wpływ na szereg innych państw, na czele z Brazylią, Indonezją, Australią i Japonią.
>>> Polecamy także artykuł z listopada 2008, który mówi o ówczesnych planach i nadziejach na szybkie pokonanie kryzysu na świecie