W pierwszym półroczu 2011 r. amerykańska gospodarka niemal całkowicie wytraciła dynamikę wzrostu. W minionym kwartale konsumpcja gospodarstw domowych wzrosła zaledwie o 0,1 proc. (prognozowano wzrost o ok. 0,8 proc.), co było najsłabszym wynikiem od IV kw. 2009r. W dużej mierze wynikało to ze spadku popytu na samochody i części samochodowe, co z kolei było pochodną przerwania łańcucha dostaw w wyniku marcowego trzęsienia ziemi w Japonii. Zrewidowany w dół poprzedni odczyt dynamiki PKB jest o tyle wart uwagi, że przed w I kw. prognozy ekonomistów mówiły w wzroście największej gospodarki świata o ponad 3 proc. (w ujęciu annualizowanym), a tymczasem zakończyło się na wzorście o 0,4 proc. Nie ma się co łudzić, że rozwój w takim tempie, przy wciąż trwającej zapaści na rynku nieruchomości, wystarczy, aby sprowadzić poziom bezrobocia w okolice sprzed kryzysu finansowego.

Inne dane z USA, podobnie jak czekająca na roztrzygnięcie kwestia zwiększenia limitu zadłużenia, nie dawały w piątek inwestorom powodów do optymizmu. Indeks Chicago PMI spadł z 61,1 pkt do 58,8 pkt, a wskaźnik Uniwersytetu Michigan odwzierciedlający nastroje konsumentów spadł z 71,5 pkt do 63,7 pkt. Na rynku akcji w pierwszych godzinach sesji na Wall Street inwestorzy przystąpili do zakupów, dzięki czemu indeks S&P500 powrócił powyżej kreski po początkowym spadku o ok. 1,3 proc., ale warto odnotować, że w minionym tygodniu każda sesja kończyła się słabnącym popytem i realizacją intraday’owych zysków.

Na rynku walutowym frank ustalił nowe historyczne rekordy siły zarówno wobec dolara, który kosztował po południu ok. 0,78 CHF, jak i euro, które wyceniano na 1,13 CHF. Nie trudno zgadnąć, że to uderzyło również w kurs franka w przeliczeniu na złote - po godz.17.30 szwajcarską walutę wyceniano na 3,53 PLN.