Lwią część dynamicznych środowych wzrostów na europejskich giełdach, głównie w Paryżu (4,3 proc.) i Frankfurcie (4,9 proc.), można uznać za pokłosie dzień wcześniejszej euforii na Wall Street. Dokonały się one bowiem jeszcze przed południem, w fazie publikacji kiepskich danych dotyczących europejskiej gospodarki. Chodziło o zapaść w sferze usług, spadek sprzedaży detalicznej oraz złe prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wieszczące długotrwałe spowolnienie i ryzyko recesji. Zwiększenie skali zwyżek w końcówce notowań zawdzięczać już jednak można dość istotnym deklaracjom czołowych europejskich polityków. Kanclerz Niemiec Angela Merkel zadeklarowała gotowość dokapitalizowania banków, które będą tego potrzebować.

Nie wykluczyła możliwości redukcji długów Grecji, choć wcześniej była takiemu rozwiązaniu przeciwna. I wreszcie oznajmiła, że możliwa jest też zmiana traktatu Unii Europejskiej, zmierzająca do zwiększenia integracji wspólnoty. Wcześniej zaś pojawiły się opinie przedstawicieli Europejskiego Banku Centralnego, Komisji Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, oceniających możliwość uruchomienia kolejnej transzy pomocy dla Grecji, że prace postępują powoli, ale idą w dobrym kierunku. Do tego wszystkiego wieczorem przedstawiciel MFW oznajmił, że instytucja ta mogłaby włączyć się bardziej aktywnie w przezwyciężania europejskiego kryzysu, choćby poprzez interwencje na rynku obligacji. Taki zestaw informacji powinien dodać bykom skrzydeł i to na więcej niż jedną sesję.

Dziwne, że nie podziałał zbyt mocno na amerykańskich inwestorów, który we wtorek tak entuzjastycznie zareagowali na mgliste doniesienia medialne o możliwości zwiększenia pomocy dla banków. W środę indeksy na Wall Street szły w górę, ale już bez takiego przekonania i impetu, jak dzień wcześniej. W trakcie pierwszej części handlu wygrana byków wcale nie była przesądzona. Dopiero w końcowej fazie zdobyły one niekwestionowaną przewagę. Ostatecznie Dow Jones zyskał 1,2 proc., a S&P500 wzrósł o 1,8 proc. Trwające od dwóch dni odreagowanie wcześniejszych spadków doprowadziło ten ostatni wskaźnik w okolice 1150 punktów. Dziś można spodziewać się mniej dynamicznych zmian, jednak wiele zależeć będzie od informacji napływających z Europy oraz od danych o liczbie wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. O sytuację w średnim terminie mogą przesądzić piątkowe dane z rynku pracy. Na razie mamy trend spadkowy, a do jego przełamania potrzebny byłby wzrost o co najmniej 80 punktów. Do takiego ruchu potrzeba silnego impulsu.

Ruszyły się dziś bardziej zdecydowania giełdy azjatyckie. Na godzinę przed końcem handlu Nikkei zyskiwał 1,5 proc. W Hong Kongu zwyżka sięgała 4 proc., a w Korei 3 proc., na pozostałych parkietach 2 proc. wzrosty nie należały do rzadkości. Kontrakty na amerykańskie indeksy trochę marudziły, spadając o 0,3-0,4 proc., ale optymizmu zgasić raczej nie są w stanie.

Reklama