Zwiększa się liczba zarejestrowanych bezrobotnych z dyplomem wyższej uczelni. W końcu grudnia ubiegłego roku takich osób było 225,8 tys. – wynika z najnowszych danych resortu pracy. To o ponad 21 tys. więcej (10,3 proc.) niż w tym samym okresie roku poprzedniego. W rezultacie już co dziewiąty bezrobotny (11,5 proc.) jest po studiach. W tym czasie liczba osób bez kwalifikacji – z wykształceniem gimnazjalnym, podstawowym i niepełnym podstawowym – skurczyła się o 5 tys. A liczba wszystkich bezrobotnych zwiększyła się tylko o 1,4 proc. Mądrzejsi i co z tego Eksperci nie maja wątpliwości, ze choć brzmi to paradoksalnie, to po części efekt szybkiego rozwoju edukacji, który powoduje, ze gwałtownie przybywa osób z wyższym wykształceniem. W 2011 r. ich liczba zwiększyła się o ok. 400 tysięcy – do blisko 5 mln. W efekcie wyższe wykształcenie jest coraz powszechniejsze. Pochwalić się nim może już 27 proc. aktywnych zawodowo Polaków.
A jeszcze przed zaledwie 9 laty miało je tylko 16 proc. rodaków. – Poprawa wykształcenia cieszy. – Ale żywiołowy rozwój szkolnictwa wyższego spowodował problemy, bo nikt się nie zastanawiał nad tym, czy znajda się miejsca pracy dla absolwentów uczelni – mówi prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. Dodaje, ze zachwiane zostały proporcje na rynku pracy. Bo według wyliczeń profesora od pięciu lat na dwóch absolwentów uczelni przypada tylko jedna osoba kończąca szkołę zawodowa lub technikum. – Żadna gospodarka nie jest w stanie szybko wchłonąć tak dużej liczby osób po studiach. Wprawdzie duża ich część może znaleźć zatrudnienie, ale na stanowiskach niewymagających wyższego wykształcenia – podkreśla prof. Kabaj.
Armia pedagogów
Problemy na rynku pracy osób po studiach wynikają tez z innych przyczyn. – Wiążą się na przykład ze zła struktura kształcenia – uważa prof. Zenon Wiśniewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Podkreśla, ze wciąż kształci się za dużo m.in. pedagogów, ekonomistów, specjalistów od marketingu i handlu, politologów czy socjologów, choć rynek jest nimi nasycony.
– Problemy absolwentów uczelni wiążą się tez z niska jakością kształcenia części szkół wyższych – twierdzi prof. Henryk Domański z PAN. Dodatkowo osoby po studiach często nie maja praktycznych umiejętności. – Cześć z nich rejestruje się w urzędach jako osoby bezrobotne, bo liczą, ze urząd pracy sfinansuje ich staże u pracodawców – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista banku Millennium. Tyle ze osobom z wyższym wykształceniem, ale także z niższymi kwalifikacjami jest coraz trudniej, choćby dlatego, ze powstaje mało nowych miejsc pracy w związku z niepewnością co do koniunktury w gospodarce.
>>> Czytaj też: Szturm na politechniki, uniwersytety są passé
Etatów nie przybędzie
Coraz większa grupa bezrobotnych z dyplomami wyższych uczelni to ogólnoeuropejskie zjawisko. Według ostatnich danych Eurostatu w 2010 r. stopa bezrobocia wśród osób po studiach wynosiła w Hiszpanii 10,5 proc., na Łotwie 9,9 proc., a w Irlandii 6,8 proc. W Polsce w trzecim kwartale ub.r. 5,5 proc. osób z wyższym wykształceniem nie miało pracy i stopa ta zwiększyła się w ciągu roku o 0,3 pkt proc. Ale wśród absolwentów wyższych uczelni (którzy ukończyli szkolę w okresie ostatnich 12 miesięcy) była czterokrotnie wyższa i wyniosła aż 22,5 proc. – wynika z badan aktywności ekonomicznej ludności prowadzonych przez GUS. Zdaniem ekspertów sytuacja szybko sie nie zmieni, bo uczelnie nie ograniczają radykalnie miejsc na kierunkach, po których nie ma pracy. Ponadto liczba nowych etatów wciąż będzie skąpa, gdyż przedsiębiorcy oczekują pogorszenia się koniunktury gospodarczej.