Najbogatszy Gruzin Bidzina Iwaniszwili, którego majątek równy jest połowie rocznego dochodu całego gruzińskiego państwa, chce objąć w nim rządy. Zamierza zdobyć władzę wygrywając wybory, ale jego przeciwnicy twierdzą, że po prostu chce ją sobie kupić.

56-letni Iwaniszwili, którego majątek magazyn "Forbes" szacuje na ok. 6,5 mld dolarów i uznaje Gruzina za jednego z 200 najbogatszych ludzi świata, zaczął już marsz po władzę. W maju i czerwcu na jego wiece w Tbilisi i Kutaisi przyszło po 100 tys. ludzi. Takich tłumów na politycznych zgromadzeniach nie widziano w Gruzji od 2009 roku, gdy zwolennicy opozycji wyszli na ulice, domagając się dymisji prezydenta Micheila Saakaszwilego, obwinianego za klęskę w wojnie z Rosją z 2008 roku.

"W Gruzji od zawsze bardzo się liczyło, kto ilu ludzi potrafił wyprowadzić na ulice, a tłumy na wiecach zawsze były dowodem siły" - powiedział PAP tbiliski politolog Aleksander Rondeli. - "Iwaniszwili zdał ten egzamin celująco".

Zanim jesienią ubiegłego roku, niespodziewanie dla wszystkich, ogłosił swoje polityczne ambicje i cele, Iwaniszwili znany był w Gruzji tylko z bogactwa i szerokiego gestu. Unikał polityki i rozgłosu, nie spotykał się z dziennikarzami, nie pozwalał się nawet fotografować.

Fortuny dorobił się w Rosji, na rabunkowej prywatyzacji gospodarki upadłego imperium ZSRR. Do Gruzji zjechał w 2004 roku, rok po rewolucji róż, czyli ulicznej rewolcie, która obaliła prezydenta Eduarda Szewardnadzego i wyniosła do władzy Micheila Saakaszwilego. Iwaniszwili nadal trzymał się z dala od polityki, zajmował się filantropią, kolekcjonowaniem i wspieraniem sztuki, nauki, Cerkwi. W rodzinnej wiosce Czorwila budował szkoły, drogi i mosty, doprowadzał prąd i gaz. Saakaszwili stawiał go za wzór patrioty, a w uznaniu zasług nadał gruzińskie obywatelstwo, choć prawo zabrania Gruzinom posiadania paszportów innych krajów, a Iwaniszwili miał już paszporty rosyjski i francuski.

Reklama

Pokój między bogaczem i prezydentem został zerwany, gdy w październiku 2011 roku Iwaniszwili ogłosił, że utworzy własną partię i odbierze władzę prezydentowi. W kwietniu bieżącego roku powołał partię "Gruzińskie marzenie - demokratyczna Gruzja". Perswazją i hojnością skłonił inne gruzińskie partie opozycyjne, by do niego przystąpiły. Sam nie mógł stanąć na czele partii, bo jeszcze jesienią, powołując się na przepisy prawa zakazujące wielokrotnego obywatelstwa, rząd odebrał mu gruziński paszport.

"Póki Saakaszwili potrzebował Iwaniszwilego i jego pieniędzy, stawiano go Gruzinom za przykład - skwitował tę sytuację gruziński politolog Giorgi Chuchaszwili. - Ale kiedy wystąpił przeciwko władzy, zaraz został rosyjskim oligarchą".

Iwaniszwili zrzekł się już rosyjskiego paszportu i twierdzi, że pozamykał też swoje rosyjskie interesy, by odeprzeć zarzuty Saakaszwilego, iż jest faworytem Kremla i jego "koniem trojańskim" podrzuconym Gruzinom. Iwaniszwili obiecuje, że odeśle do Paryża także swój paszport francuski, gdy tylko władze Gruzji wydadzą mu nowy, gruziński.

Jesienne wybory do parlamentu będą kluczowe dla najbliższej przyszłości Gruzji. W styczniu 2013 roku upływa druga i ostatnia prezydencka kadencja 44-letniego Saakaszwilego. Prezydent już w 2010 roku przeprowadził w parlamencie poprawki do konstytucji, które z republiki prezydenckiej uczynią Gruzję republiką parlamentarną. Jeśli w październiku rządzący Zjednoczony Ruch Narodowy wygra wybory, to po złożeniu prezydentury Saakaszwili będzie mógł rządzić dalej jako premier. Tylko Iwaniszwili może te plany pokrzyżować.

Już jesienią, w ramach walki z praniem brudnych pieniędzy, władze skonfiskowały w firmach Iwaniszwilego kilka milionów dolarów. "Na pojawienie się Iwaniszwilego władze zareagowały bardzo nerwowo - przyznaje PAP Aleksander Rondeli. - Odbierając mu paszport i ciągając po sądach dały mu do ręki argument, że jest prześladowany. A skoro go prześladują, to się go boją, to jest groźny. Kiedy na jego wiece zaczęły przychodzić tłumy, władze uznały, że lekceważenie będzie lepszą bronią przeciwko Iwaniszwilemu niż agresja".

Ale zimnej krwi wystarczyło ledwie na kilka tygodni. W czerwcu sąd w Tbilisi nałożył na Iwaniszwilego grzywnę wysokości 50 mln dolarów (początkowo prawie 100) za nielegalne finansowanie partii politycznej i próby korumpowania wyborców. W zeszłym tygodniu policja skonfiskowała 300 tys. satelitarnych anten, które należąca do rodziny Iwaniszwilich firma zamierzała bezpłatnie rozdawać, aby wyborcy mogli oglądać opozycyjną telewizję.

Iwaniszwili pojawił się na gruzińskiej scenie politycznej, gdy świecąca na niej jasno gwiazda Saakaszwilego przygasła. Saakaszwili unowocześnił kraj, ukrócił korupcję, przeprowadził radykalne reformy w administracji i prawie. Rodacy zarzucają mu jednak, że z upływem lat popadł w coraz większą arogancję, a w 2008 roku nie potrafił uratować Gruzji przed upokarzającą klęską w wojnie z Rosją.

Saakaszwili stracił też bezkrytyczne do niedawna poparcie Zachodu. Odkąd w USA rządzi Barack Obama, Amerykanie zabiegają o dobre stosunki z Rosją, a Saakaszwili kojarzy im się z politycznymi awanturami.

W czerwcu w Tbilisi sekretarz stanu Hilary Clinton przestrzegała Saakaszwilego, by nie powielał w Tbilisi politycznych wynalazków Władimira Putina, który najpierw panował jako prezydent, a następnie jako premier. Saakaszwili wcale jej tego nie obiecał. Wręczył za to w prezencie gruziński paszport, którego odmawia Iwaniszwilemu.

Według sondaży partia Saakszwilego wyprzedza partię Iwaniszwilego o ok. 20 proc. "Polityczny program Iwaniszwilego to ogólniki - mówi PAP Aleksander Rondeli. - Liczy on jednak na swoje pieniądze i na to, że władze popełnią błędy, które zrażą ludzi do Saakaszwilego, a jemu napędzą zwolenników i zwiększą szanse na wygraną".