Skoordynowanie działań pięciu służb kontrolnych mogłoby radykalnie zwiększyć ruch w naszych portach. Gdańsk, Gdynia i Szczecin-Świnoujście raportują kolejne dobre półrocze, ale boom przeładunkowy nad Bałtykiem nadal spowalniają długotrwałe odprawy.
– Dzisiaj wciąż ponad 30 proc. towarów importowanych do Polski przechodzi przez porty zachodniej Europy. Przede wszystkim przez Hamburg, ale też Bremerhaven, Rotterdam i Antwerpię – wylicza Marek Tarczyński, przewodniczący Polskiej Izby Spedycji i Logistyki. Jego zdaniem usprawnienie krajowych procedur mogłoby szybko doprowadzić do wzrostu liczby przeładowanych kontenerów o 10–20 proc.
To przełożyłoby się na wymierne korzyści. Wpływy z ceł portów w Gdyni i Gdańsku wyniosły w 2012 r. 6,7 mld zł. Operatorzy terminali wyliczają, że w 2011 r. w samym Hamburgu wolumen przeładunków towarów importowanych do Polski to 670 tys. TEU (standardowych kontenerów), czyli prawie tyle, ile w zeszłym roku przewinęło się przez terminale w Gdyni. Przyciągnięcie do Polski transportów trafiających obecnie do Niemiec i Holandii przyniosłoby do 2015 r. dodatkowe 3 mld zł. 25 proc. opłat celnych trafia do budżetu państwa, w którym towar został odprawiony.
Klucz do sukcesu to PCS, informatyczny system obsługi portów morskich, który pozwoliłby uprościć przepływ dokumentów między np. Służbą Celną, inspekcją weterynaryjną, inspekcją sanitarną oraz agentami spedycyjnymi i terminalami. W planach jest jedno okienko, w którym importer złoży e-mailem dokumenty sprawozdawcze – zanim statek wpłynie do portu. UE wymaga wprowadzenia tego rozwiązania w połowie 2015 r., branża lobbuje za przyspieszeniem.
Rozwiązanie na wzór PCS wprowadził DCT Gdańsk. To namiastka, bo korzystają z niego tylko celnicy i inspekcja weterynaryjna. W Szczecinie i Świnoujściu działa system pozwalający na przesyłanie dokumentów między urzędem morskim a agentami celnymi, ale nie obejmuje służb weterynaryjnych i sanitarnych. Żadne z rozwiązań nie zapewnia łączności między wszystkimi służbami, jak jest np. w Hamburgu. Tego nie da się załatwić na poziomie portów – muszą porozumieć się organy państwa.
Na razie importowany towar jest sprawdzany przez wyspecjalizowane jednostki i służby, z których każda sama ustala czas kontroli i wymaga oddzielnych dokumentów. – Do tego dochodzi rozmycie odpowiedzialności. Służby kontrolne podlegają pod różne resorty, a jedno okienko każda potraktowałaby jako ograniczenie swojej roli.
– Część przedsiębiorców wciąż wybiera Hamburg z powodu nadmiernej uciążliwości kontroli w Polsce. W trójmiejskich portach zdarza się rygorystyczne sprawdzanie każdej palety, choć cała przewożona partia ma wymagane certyfikaty fitosanitarne. W Niemczech podejście do przedsiębiorcy jest lepsze – ubolewa Artur Jadeszko, prezes operatora logistycznego ATC Cargo.
Jest jeszcze jeden czynnik stawiający nasze porty na gorszej pozycji – w Niemczech jest możliwość odroczenia płatności VAT i szybszego dopuszczenia towaru do obrotu. Nadzieją na zmianę są przyjęte wiosną przez rząd założenia czwartej ustawy deregulacyjnej. W resorcie gospodarki usłyszeliśmy, że zmiany wystartują niebawem. „Wejście w życie przepisów dotyczących wydłużenia terminu na rozliczenie VAT w imporcie i ograniczenia do 24 godzin czasu kontroli towarów przywożonych z państw trzecich przez polskie porty morskie planujemy na początku 2014 r.” – napisało Ministerstwo Gospodarki.