A ja byłam w szoku: jak to możliwe, że ktoś przywłaszczył sobie mój rower? I to w takim miejscu. Łudziłam się nadzieją, że to tylko pożyczka, może ktoś chciał się tylko na chwilę przejechać. Oczywiście roweru nie odzyskałam. Teraz już wiem, że rowery się kradnie i moim dzieciom kupiłam grube łańcuchy.
To, czego ja doświadczyłam na własnej skórze, jedna z większych czeskich agencji ubezpieczeniowych sprawdziła w sposób naukowy i przygotowała nietypowy eksperyment. Badacze postanowili przekonać się, co daje zabezpieczenie, i postawili w 14 czeskich miastach rowery zupełnie luzem. A następnie śledzili ich losy za pomocą ukrytych kamer. Pierwszy rower zniknął już po 4 minutach. Najdłużej stał w Ołomuńcu, bo prawie pięć godzin. Były też dwa miasta, w których pojazdy nie wzbudziły najmniejszego zainteresowania i pozostały nietknięte do końca trwania doświadczenia.
Według agentów ubezpieczeniowych ciekawe były postawy złodziei. Niektórzy nie mieli najmniejszych skrupułów, by wziąć cudzą własność. W Hradcu Kralove, gdzie rower zniknął tak szybko, akcja była całkowicie spontaniczna: facet szedł ulicą, zobaczył wolno stojący rower, automatycznie wsiadł na niego i już dalej kontynuował drogę na jednośladzie. W innych przypadkach widać było wahanie, a nawet elementy planowania. Na przykład rower umieszczony w centrum Kladna przykuł od razu uwagę i już po chwili zaczęły się nim interesować dwie grupy, ale ostatecznie po półtorej godziny zarekwirowała go dwójka mężczyzn, którzy przejechali nim do pobliskiej gospody na piwo. W Brnie rowerem zaopiekowały się dzieciaki, ale jak potem opowiadali pracownicy agencji ubezpieczeniowej, było po nich widać, że czują niestosowność swojego działania. W stolicy, czyli w Pradze, brak zapięcia wzbudził zaś ożywioną dyskusję przechodniów. Po godzinie odjechał na nim jeden z debatujących. W niektórych miejscowościach złodzieje działali bardziej profesjonalnie: najpierw badali samą okolicę, rower i przygotowywali się do kradzieży.
Autorzy eksperymentu udowodnili, że powiedzenie „okazja czyni złodzieja” jest niestety prawdziwe. Wnioski były banalnie proste: nie wolno zostawiać rowerów bez zapięcia, co podobno niektórym nadal się zdarza. A z czeskich statystyk wynika, że w zeszłym roku liczba skradzionych rowerów sięgnęła prawie 8 tys. Trudno powiedzieć, czy to dużo, czy mało, ale warto porównać z Polską. Z policyjnych danych wynika, że w 2011 r. zniknęło ponad 11 tys. rowerów (przy czym należy pamiętać, że w Czechach mieszka czterokrotnie mniej obywateli), ale liczba ta rośnie z roku na rok. Policjanci opowiadają, że rowery znikają niezależnie od tego, gdzie stoją: z piwnic, zamykanych na klucz garaży, klatek schodowych, mieszkań, a nawet balkonów na wysokich piętrach bloków. O tym, że i u nas nie jest dobrze, świadczyć może również to, że przed budynkiem Ministerstwa Sprawiedliwości w Warszawie w miejscu przeznaczonym na rowery pojawiła się tabliczka: „Ministerstwo nie zapewnia ochrony pozostawionego sprzętu”.
Reklama

>>> Polecamy: Jak oszukują pracownicy sezonowi

ikona lupy />
Klara Klinger dziennikarka działu życie gospodarcze kraj / Dziennik Gazeta Prawna