Bo musimy gonić Holendrów, który od lat triumfują w łyżwiarstwie, a takich torów mają sześć, bo jeśli mistrzem został człowiek, który w kraju nie ma gdzie trenować, to co dopiero, gdy będzie miał gdzie! Pojawiły się już nawet możliwe lokalizacje, podobno największe szanse ma Tomaszów Mazowiecki, gdzie istnieje już tor, ale niezadaszony. Atutem tego miasta jest położony niedaleko Ośrodek Przygotowań Olimpijskich w Spale, który byłby bazą treningową dla panczenistów. Jest nawet gotowy projekt inwestycji, potrzeba na nią 20-25 mln zł.

Nie chcę umniejszać wyczynu Zbigniewa Bródki, bo jest się z czego cieszyć. Ale pomysł, by z powodu złotego medalu wydawać tyle milionów wydaje mi się groteskowy. Od lat słyszę, że polski sport podupada, bo nie ma bazy treningowej z prawdziwego zdarzenia. Może to i prawda. Ale żyjemy w kraju, w którym jest więcej braków i nie jestem przekonany, że akurat ten jest najistotniejszy. Wybudowaliśmy piękne stadiony na Euro i jako żywo nie przełożyło się to na wyniki naszych piłkarzy. Wiem, baza treningowa, ale boisk dla dzieci, czyli Orlików, też mamy pod dostatkiem. Nie mamy gór, w którym można by trenować wyczynowe narciarstwo, brakuje nam hal koncertowych, samorządom brakuje na oświatę… taką listę można by ciągnąć i wcale nie jest ona populistyczna. Otóż o jakości zarządzania państwem nie świadczą złote medale, nawet te olimpijskie, a sensowność gospodarowania pieniędzmi, zwłaszcza jeśli to państwo nie ma ich zbyt wiele. Wolę, żeby nasi świetni panczeniści trenowali za granicą (nie wydaje mi się to niczym zdrożnym), niż żebyśmy na fali poolimpijskiej euforii stawiali sobie takie pomniki pychy.