Ołeksandr Turczynow oskarża Rosję o agresję na Ukrainę. Polityk pełniący obowiązki prezydenta kraju zaapelował do prezydenta Władimira Putina o zaprzestanie prowokacji. Ukraińskie media z kolei informują o inwazji rosyjskich samolotów na Krym.

"Ukraina będzie bronić swojej suwerenności, a wszelkie próby aneksji będą miały bardzo poważne konsekwencje" - powiedział Turczynow. Porównał obecną sytuację do rosyjskiej interwencji w Gruzji w 2008 roku, kiedy Rosja najpierw wywołała trwający pięć dni konflikt zbrojny, a następnie zajęła terytoria Abchazji i Osetii Południowej.

"To Rosja stoi za przejęciem parlamentu i innych budynków rządowych na Krymie, krymskiej kompanii telekomunikacyjnej oraz dwóch lotnisk" - podkreślił Turczynow. I wezwał rosyjskiego prezydenta do wycofania sił zbrojnych z Autonomicznej Republiki Krymu, a także o działanie zgodne z obowiązującymi porozumieniami. Dodał też, że liczy na to, iż Zachód będzie gwarantem ukraińskiej niepodległości.

>>> Rewolucja na Ukrainie: najnowsze informacje, komentarze i analizy na Forsal.pl

Reklama

Według władz w Kijowie, na Krymie wylądowała dwutysięczna "armia inwazyjna". Na lotnisku Gwardyjskoje koło Symferopola pojawiło się13 samolotów transportowych ze 150-ma osobami na pokładzie każdego z nich - poinformował o tym w lokalnej telewizji ATR Serhij Kunitsyn, specjalny przedstawiciel prezydenta Ukrainy na Krymie. Kuniczyn opisał sytuację jako "bezprecedensową zbrojną inwazję Rosji."

Z kolei korespondent Reutersa podaje, że widział co najmniej 20 uzbrojonych w karabiny mężczyzn w mundurach rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, którzy otoczyli stanowisko ukraińskiej Straży Granicznej niedaleko Sewastopola.

Napięcie na Krymie wyraźnie wzrosło odkąd wspierany przez Rosję Wiktor Janukowycz został odwołany z funkcji prezydenta po trwających od trzech miesięcy protestach w Kijowie. Niezidentyfikowani, uzbrojeni mężczyźni zajęli główne lotniska i budynki rządowe.

>>> Czytaj też: Ukraina chce ekstradycji Janukowycza z Rosji

Barack Obama ostrzegł Rosję przed interwencją militarną na Ukrainie. Amerykański prezydent oświadczył, że za tego rodzaju krok Rosja poniesie konsekwencje.

Barack Obama powiedział, że Stany Zjednoczone są zaniepokojone doniesieniami o posunięciach militarnych podjętych przez Federację Rosyjską na terytorium Ukrainy. "Rosja ma historyczne związki z Ukrainą, w tym powiązania ekonomiczne i kulturalne, oraz obiekty wojskowe na Krymie. Jednak każde naruszenie integralności terytorialnej i suwerenności Ukrainy byłoby działaniem poważnie destabilizującym" - oświadczył Obama. Podkreślił, że tego typu krok nie jest w interesie ani Ukrainy, ani Rosji, ani Europy. Według prezydenta USA, byłoby to wtrącanie się w sprawy, które musza być rozstrzygane przez samych Ukraińców oraz złamanie prawa międzynarodowego. "Stany Zjednoczone wraz ze społecznością międzynarodową potwierdzą, że za interwencję militarną na Ukrainie trzeba będzie zapłacić cenę" - powiedział amerykański prezydent.

Ambasador USA przy Organizacji Narodów Zjednoczonych Samatha Power zaapelowała do społeczności międzynarodowej o pilne wysłanie na Półwysep Krymski misji mediacyjnej.

Jeśli Rosja nie wycofa swoich wojsk z ukraińskiego Krymu, to amerykański prezydent i europejscy przywódcy nie pojadą na czerwcowy szczyt G8 do Soczi. Taką groźbę pod adresem Rosji przedstawił pragnący zachować anonimowość urzędnik amerykańskiej administracji. Według niego, byłaby to jedna z konsekwencji, jakie poniosłaby Rosja za naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy. W ubiegłym roku Barack Obama odwołał spotkanie z prezydentem Władimirem Putinem podczas szczytu G20 w Petersburgu. Było to spowodowane udzieleniem przez Rosję azylu ściganemu przez Amerykanów Edwardowi Snowdenowi.

Ambasador Ukrainy przy ONZ Jurij Sergejew nazwał działalność Rosji na półwyspie "agresją". Zaznaczył, że Rosja złamała porozumienie o stacjonowaniu Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu.
Tymczasem Rosja odrzuca oskarżenia Ukrainy o agresję na Krym. Po spotkaniu Rady Bezpieczeństwa poświęconemu sytuacji na Połwyspie Krymskim ambasador Rosji przy ONZ Witalij Czurkin oswiadczył, że nie może być mowy o żadnej agresji.


Czurkin podkreślał, że działania rosyjskich sił są zgodne z obowiązującymi porozumieniami. "Jak wiecie, mamy porozumienie z Ukrainą dotyczące stacjonowania rosyjskiej Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu. Flota działała zgodnie z tym porozumieniem. Rozumiem, że mój ukraiński kolega próbował się zdystansować od tej definicji agresji. Jeśli faktycznie by jej użył, byłoby to kompletnie nie do zaakceptowania" - mówił ambasador Rosji przy ONZ.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy wzywa do zachowania spokoju w sprawie Ukrainy. Szefowa MFW Christine Lagarde oświadczyła, że sytuacja nie jest krytyczna i nie ma powodów do paniki. Rozmawiała ona o pomocy finansowej dla Ukrainy z ministrem spraw zagranicznych Niemiec Frankiem-Walterem Steinmeierem. W czwartek nowe władze w Kijowie poinformowały, że potrzebują 35 miliardów dolarów wsparcia.
Christine Lagarde zaznaczyła, że potrzeby Ukrainy muszą być najpierw "właściwie ocenione", na podstawie faktów. "Jest za wcześnie na szacowanie potrzeb finansowych" - powiedziała szefowa MFW.
Przedwczoraj w parlamencie w Kijowie nowy premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk mówił, że państwowa kasa świeci pustkami. Poinformował, że obecnie zadłużenie Ukrainy wynosi 75 miliardów dolarów. O rozgrabienie publicznych pieniędzy oskarżył ekipę Wiktora Janukowycza. Jak dodał, poprzedni rząd wyprowadził 70 miliardów dolarów, wzrasta bezrobocie, z ukraińskich banków i firm są wycofywane inwestycje. Ekipa Janukowycza jest winna Rosji za kupno gazu 1,8 miliarda dolarów.



Arsenij Jaceniuk zapowiedział, że w związku z tym rząd ukraiński musi natychmiast rozpocząć rozmowy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym.

Europejskie raje bankowe zablokowały konta osób związanych z byłym prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem. Najpierw na taki krok zdecydowała się Austria, potem Szwajcaria i Lichtenstein.
Austria zamroziła konta 18 obywateli Ukrainy. Chodzi o osoby podejrzane o korupcję i łamanie praw człowieka, w związku z krwawymi zajściami w Kijowie - poinformował tamtejszy MSZ. Nie wiadomo, czy na liście jest Wiktor Janukowycz. Austriackie ministerstwo spraw zagranicznych nie ujawniło żadnych nazwisk. Władze w Wiedniu informują, że podjęły takie kroki w porozumieniu z Brukselą. Zablokowanie ukraińskich kont to tymczasowe środki zabezpieczające, dopóki nie wejdą w życie oficjalne wytyczne Wspólnoty na temat sankcji dla przedstawicieli byłych ukraińskich władz. Z oficjalną prośbą do Austriackiego Banku Narodowego zwrócił się Rząd Federalny, na wniosek obecnych władz w Kijowie.


Z taką samą prośbą Ukraińcy zwrócili się również do władz Szwajcarii. Także ten kraj zdecydował się zablokować konta obywateli Ukrainy, w tym przypadku 20. Wszystko wskazuje na to, że są to osoby z otoczenia obalonego prezydenta. Ponadto, konta ukraińskich klientów mają być traktowane z większą uwagą. Władze Szwajcarii twierdzą, że decyzję podjęły bez nacisków z zewnątrz. Również Lichtenstein zamroził aktywa Ukraińców. Media spekulują, że są to osoby powiązane z Wiktorem Janukowyczem. Być może część pieniędzy należy także do samego byłego prezydenta. W Szwajcarii wszczęto także śledztwo w sprawie domniemanego prania brudnych pieniędzy przez Wiktora Janukowycza i jego syna Ołeksandra. Postępowanie prowadzi prokurator w Genewie. Śledczy z tego miasta weszli do siedziby firmy syna odsuniętego od władzy prezydenta Ukrainy.

"To Wiktor Janukowycz sam jest sobie winien" - tak polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski komentuje oświadczenie byłego prezydenta Ukrainy. Wiktor Janukowycz wystąpił na konferencji prasowej w rosyjskim mieście Rostów nad Donem. Odsunięty prezydent oświadczył, że nadal jest legalnym przywódcą kraju i zaprzeczył, by wydał rozkaz strzelania do demonstrantów. Janukowycz obwinia ministrów spraw zagranicznych Polski, Francji i Niemiec, którzy w ubiegłym tygodniu doprowadzili do porozumienia na Ukrainie. Twierdzi, że szefowie dyplomacji powinni teraz dopilnować realizowania umowy.
Zupełnie inaczej sprawę widzi szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski, który jest z wizytą w Iranie. Pytany przez polskich dziennikarzy, Sikorski oświadczył, że wina za obecny stan rzeczy leży po stronie odsuniętego ukraińskiego prezydenta. "Pan Wiktor Janukowycz jest sam sobie winien. Porozumienie przewidywało, że w ciągu 48 godzin powrót do starej konstytucji będzie przegłosowany, co nastąpiło oraz podpisany, co nie nastąpiło. To Wiktor Janukowycz złamał porozumienie. Na jego miejscu bałbym się, co powie przed prokuratorem i przed sądem" - powiedział Radosław Sikorski.


Szef polskiej dyplomacji uważa, że Wiktor Janukowycz popełnił w tej sprawie wiele błędów. "Nie trzeba było chyłkiem uciekać z kraju, to nie byłoby tych konsekwencji. Przedtem trzeba było podpisać umowę stowarzyszeniową, a potem nie strzelać do swoich obywateli" - powiedział Radosław Sikorski.

Wiktor Janukowycz oświadczył tymczasem, że nie uciekł z kraju, ale opuścił go, gdyż jemu i jego rodzinie groziła śmierć. Dodał, że przedostał się do Rosji dzięki pomocy "patriotycznie nastawionych oficerów". Zadeklarował, że wróci na Ukrainę, jeśli zostanie mu zapewnione bezpieczeństwo.

Konferencja prasowa w Rostowie nad Donem była pierwszym publicznym wystąpieniem Janukowycza od tygodnia, kiedy to opuścił Kijów.

>>> Polecamy|: Ukraińcy masowo likwidują konta walutowe. Bank centralny wprowadza limity