Sytuacja na Ukrainie nosi znamiona wojny domowej. To opinia ministra obrony Tomasza Siemoniaka do ostatnich wydarzeń na wschodzie Ukrainy.

Szef MON powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że jego zdaniem wojna domowa toczy się między oficjalnym ośrodkiem władzy a zbuntowanymi rejonami na południu i wschodzie kraju. "Dodatkowo w tle mamy ingerencję z zewnatrz" - uważa minister Siemoniak.

>>> Czterech wojskowych zginęło w wyniku walk pod Słowiańskiem, a prawie 30 zostało rannych - poinformowało MSW. Ukraińcy rozpoczęli atak przed południem. Separatyści starają się o ofiary wśród ludności cywilnej.W starciu z terrorystami ukraińska armia straciła helikopter i 4 ludzi

Bezradność nowego rządu w Odessie

Reklama

Według szefa MON to, co dzieję się na Ukrainie już dawno przekroczyło "cienką czerwoną linię" pomiędzy pokojowymi demonstracjami a "pełzającą wojną domową". Dodatkowo - zdaniem ministra obrony - krwawe zamieszki pokazują, jak bezradna w wielu kwestiach jest ekipa rządząca z Kijowa. Widać to chociażby na przykładzie Odessy. Siemoniak przypomina, że o manifestacjach władze wiedziały wcześniej.

- Trzeba się było do tego odpowiednio przygotować - podkreślił minister obrony. Doszło jednak do tragedii, zginęli ludzie.

Minister Siemoniak sądzi, że w tej chwili na południu i wschodzie Ukrainy toczy się coś w rodzaju "walki o rząd dusz". Stawką tej bitwy są setki obywateli, którzy albo opowiedzą się za ekipą z Kijowa, albo będą dążyli do oderwania i pozostania pod wpływem potężnego sąsiada - Rosji.

Na Ukrainie od kilku dni toczy się walka między innymi o miasto Słowiańsk. Dziś przed południem doszło do kolejnych starć. W walkach zginęło czterech żołnierzy. Wojsko straciło też śmigłowiec bojowy Mi-24.

Natomiast separatyści w Słowiańsku stracili wagony towarowe, które w nocy próbowali przerobić na pancerny pociąg.