To miał być wyznacznik wyższego standardu usług, tymczasem wciąż częściej jest obciachem. Niby limit wpadek się wyczerpał – skończyły się problemy z rezerwacją biletów, ale nadal jest ta sama prędkość jazdy co zwykłym ekspresem i niezwykle wysoka kara za brak biletu.

Pendolino pozostaje dyżurnym chłopcem do bicia, kukułczym jajem – bo nikt się do niego zbytnio nie przyznaje poza byłym ministrem, który nadzorował wdrażanie składów, a potem miał kłopot z umieszczeniem w zeznaniu majątkowym luksusowego zegarka. Mamy ciągnący się spór między producentem – Alstomem, a T-Mobile i PKP Intercity o instalację WiFi w składach. Gdy nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. O to, kto zarobi na instalacji dostępowej montowanej w składach jeżdżących już od trzech miesięcy.

Pasażer płaci i wymaga. Wyższego standardu niż w pociągach typu EIC (w nich dostęp do internetu jest), bo przecież bilety na Pendolino są droższe i – przynajmniej teoretycznie – pociąg powinien podróżować szybciej, oczywiście z dostępem do internetu. Nie dziwią wolne miejsca w tych składach. Rynek zweryfikował „walory” Pendolino. Kto potrzebuje dojazdu tanio i w znośnych warunkach, z dostępem do internetu – wybiera inne składy albo komunikację autobusową. Brak WiFi to kolejny argument dla krytykujących Pendolino. O czym usłyszymy jutro?