Konsolidacja pionowa w sektorze energii elektrycznej połączyła w jednym łańcuchu sektor wytwarzania, dystrybucji i sprzedaży. Celem miało być powstanie silnych podmiotów, zdolnych do inwestowania oraz konkurowania na rynku europejskim. Takie silne z założenia podmioty mają być w całości lub w części sprywatyzowane. Nieprzypadkowo w ustach części ekspertów pojawiają się nawiązania do prywatyzacji TP. I uzasadnienie jest podobne: nie możemy oddawać polskiego majątku za bezcen. A do tego hasło klucz: bezpieczeństwo energetyczne.
Pamiętamy jednak, co stało się z konkurencją i z cenami na zmonopolizowanym rynku i jaki wysiłek regulacyjny włożył prezes Urzedu Komunikacji Elektronicznej, aby wprowadzić tam elementy efektywnej konkurencji. Dzisiaj na rynku telekomunikacyjnym toczy się walka o separację funkcjonalną TP, której finał nie jest przesądzony.
Rynek energii różni się od telekomunikacyjnego, ale problemy są podobne. Dokonano wydzielenia prawnego większości operatorów systemów dystrybucyjnych i jest to krok ważny, ale niewystarczający. Póki podmioty te będą znajdowały się w grupach zintegrowanych, trudno będzie zapewnić im rzeczywistą autonomię decyzyjną.
Skutki takiego stanu rzeczy można rozpatrywać w trzech płaszczyznach. Po pierwsze, wzrastają koszty regulacyjne obciążające budżet państwa. Regulacja wymaga przecież obecnie skoordynowanych działań ze strony wielu organów oraz wyposażenia prezesa URE w nowe narzędzia regulacyjne. Po drugie, pojawiają się problemy związane z dyskryminacją przy dostępie do infrastruktury, które z czasem będą narastać. Czy u źródeł sporu między spółkami obrotu a dystrybutorami o jednolity wzorzec generalnych umów dystrybucji nie tkwią właśnie preferencje wobec sprzedawców z własnej grupy kapitałowej? Po trzecie, podporządkowanie operatora systemu dystrybucyjnego (OSD) interesom grup kapitałowych ma negatywny wpływ na inwestycje w majątek dystrybucyjny. Problem wydzielenia właścicielskiego OSD był przeze mnie podnoszony praktycznie od początku pełnienia funkcji prezesa URE. Nie zyskał jednak akceptacji politycznej.
Reklama
Konsolidacja pionowa spowodowała powstanie czterech dużych grup energetycznych, w tym jednej supergrupy, dysponującej znaczącą nadwyżką mocy nad innymi. To sprawia, że w chwili obecnej jest przynajmniej dwóch regulatorów rynku. Jeden z nich posiada siłę rynkową pozwalającą na dyktowanie cen (PGE), drugim jest państwowy urząd bez kompetencji pozwalających na skuteczne zmniejszanie tejże siły. Rolą pierwszego ze wskazanych podmiotów miała być, cyt.: „stabilizacja cen na rynku”. Jak to jednak z zamysłami bywa, rzeczywistość weryfikuje je w sposób brutalny. No cóż, prawda jest smutna, w zamyśle twórców konsolidacji to pies miał merdać ogonem, ale dziś to ogon ma pełną inicjatywę.
Póki co, nie widać również zamierzonych skutków konsolidacji w postaci inwestycji. I tutaj wiadomość jest równie smutna. W zasadzie polskie grupy nie muszą inwestować. Mogą zająć się działalnością na kompletnie innych rynkach niż energetyczny (choćby deweloperskim lub garmażeryjnym) - czymkolwiek, co przynosi zysk. Prawo nie wymaga od nich inwestowania w nowe bloki. To smutna konstatacja - inwestycji jak nie było, tak nie ma, a polska energetyka, oferując coraz to nowe inwestycyjne Niderlandy, żąda od naszych portfeli coraz większych poświęceń.
W tak trudnej sytuacji można jedynie starać się aplikować środki zaradcze w postaci upublicznienia handlu energią, wzmocnienia regulatora, wzmocnienia pozycji konsumenta. To wymaga jednak podjęcia kroków legislacyjnych, o które proszę od roku. Póki co, sytuacja w sektorze energetycznym stawia odbiorców energii w pozycji niewiele różniącej się od klientów usług telekomunikacyjnych bezpośrednio po prywatyzacji TP, a skutki takiego stanu rzeczy widoczne są na coraz wyższych rachunkach za energię elektryczną. Boleśnie odczuwają je w tej chwili również najwięksi odbiorcy, którzy nie mogą nawet kupić energii na następny rok. Taki stan rzeczy musi zaowocować radykalnym programem zmian. Tylko czy polskich polityków stać na sformułowanie takiego programu? Larum grają od roku, może ktoś się wreszcie obudzi...