W uzasadnieniu do rozporządzenia czytamy, że proponowane zmiany przyczynią się do „zapewnienia ochrony interesów konsumentów dając im możliwość dokonywania świadomego wyboru (…), a także ochrony rynku produktów mięsnych”.

W dokumencie resort doprecyzowuje m.in., że szynką można nazywać jedynie produkt wyprodukowany z uda zwierząt gospodarskich kopytnych, drobiu, zajęczaków, zwierząt dzikich utrzymywanych w warunkach fermowych, zwierząt łownych lub z piersi drobiu. Podobne ścisłe regulacje mają dotyczyć producentów kiełbas czy wędzonek.

Roślinne mięsa nie znikną jednak ze sklepów z dnia na dzień. Z projektu rozporządzenia wynika, że produkty, w których oznakowaniu użyto określenia „szynka”, „wędlina”, „wędzonka” lub „kiełbasa”, które nie spełniają wymagań, mogą być wprowadzane do obrotu do 30 czerwca 2026 r. lub do wyczerpania zapasów.

Reklama

Jak zapewnia MinRol, przepisy rozporządzenia są zgodne z prawem Unii Europejskiej. Od połowy zeszłego roku takie zasady obowiązują m.in. we Francji.

Producenci roślinnego mięsa protestują

W ocenie resortu rolnictwa brak prawnej ochrony terminów określających produkty powstałe z mięsa przyczynia się do nadużyć prowadzących do wprowadzania konsumentów w błąd podczas wyboru żywności. Ponadto ogranicza możliwość jednoznacznej oceny jakości kontroli danego produktu.

Z taką interpretacją nie zgadza się jednak Polski Związek Producentów Żywności Roślinnej (PZPŻR). Podpierają się badaniami, jakie przeprowadził portal RoślinnieJemy, z których wynika, że 96 proc. konsumentów nigdy (lub tylko rzadko) nie kupiło przez pomyłkę produktu roślinnego zamiast mięsa.

ikona lupy />
Czy Polacy przez pomyłkę kupują wegańskie "mięso"? / Inne

Źródło: RoślinnieJemy

PZPŻR uważa, że dla konsumentów większym problemem niż nazwa „kotlet roślinny” byłaby alternatywa typu „dysk”.

„Nazwa >roślinna kiełbaska< informuje klienta, że jest to roślinny produkt, który może zjeść w taki sposób i takiej formie jak tradycyjną kiełbaskę. Wymuszenie na producentach roślinnych sztucznych, wymyślnych nazw, takich jaki nazywanie roślinnych kotletów >dyskami< może wprowadzać rzeczywisty zamęt i dezinformację” – ripostuje Karolina Kubara, z Polskiego Związku Producentów Żywności Roślinnej

Brak konsultacji z branżą

Związek wypomina też resortowi rolnictwa, że ten na konsultacje społeczne dotyczące projektu przeznaczył raptem… jeden dzień.

Resort broni się, że ze względu na nadanie przez kierownictwo MRiRW „bardzo pilnego charakteru sprawy” nie można było przeprowadzić prekonsultacji publicznych proponowanych w projekcie przepisów.

Jednocześnie zapewnia, że projekt zostanie skonsultowany z organizacjami społeczno-zawodowymi i branżowymi i przedstawia listę 137 instytucji działających w obszarze objętymi zmianami, z którymi chcę prowadzić dialog w tej sprawie. Na liście figuruje m.in. Polski Związek Producentów Żywności Roślinnej.

Producenci stracą czy nie stracą?

Jak podkreślają przedstawiciele PZPŻR, proponowane rozporządzenie „godzi w polskich producentów”, gdyż roślinne alternatywy mięsa wytwarzane poza granicami Polski nie będą objęte rozporządzeniem, co stawiać będzie rodzime firmy w niekorzystnej, słabszej pozycji.

Inaczej sprawę ocenia wnioskodawca. Ministerstwo Rolnictwa w uzasadnieniu do projektu zapisało, że wejście w życie projektowanego rozporządzenia nie będzie miało wpływu na konkurencyjność gospodarki i przedsiębiorczość, w tym na funkcjonowanie dużych przedsiębiorstw ani firm z sektora MŚP.

„Stwierdzenie, że wdrożenie projektu (…) nie będzie miało wpływu na konkurencyjność polskich przedsiębiorstw, jest daleko idącym stwierdzeniem niepopartym żadną analizą przytoczoną w uzasadnieniu projektu, co jest bardzo niepokojące z punktu widzenia polskich producentów żywności roślinnej” – komentuje związek.