Sobotnie uderzenie Hamasu i późniejsze wypowiedzenie Strefie Gazy wojny przez Izrael to poważne zagrożenia dla kruchej równowagi rynków. Pierwszym sygnałem nerwowości był gwałtowny wzrost cen ropy naftowej. Miał miejsce w poniedziałek, tuż po rozpoczęciu dnia handlowego w Azji. Zwiększył on obawy o wzrost inflacji. Wraz z rozpoczęciem tygodnia handlowego umocniły się jen i dolar. Także norweska korona skorzystała na rosnących cenach ropy i umocniła się w stosunku do wszystkich swoich konkurentów z grupy G10, do której należą państwa z grupy G7 (USA, Niemcy, Japonia, Francja, Wielka Brytania, Kanada, Włochy), oraz Belgia, Holandia i Szwecja.

Na początku poniedziałkowego handlu tracił także amerykański rynek akcji, podczas gdy notowania na giełdach azjatyckich były mieszane. Główne akcyjne indeksy na Bliskim Wschodzie traciły w wyniku spadku o 6,4 proc. izraelskiego referencyjnego indeksu giełdowego TA-35 (to największa strata od ponad trzech lat).

Niepewność odczuwalna jest też na rynku obligacji. Inwestorzy będą musieli szybko ustalić, czy zaostrzenie konfliktu na Bliskim Wschodzie jest powodem do pośpiesznej obrony dolara, unikania obligacji o wysokiej rentowności, czy też obaw o kolejny atak inflacji.

Reklama

„Kryzysy geopolityczne na Bliskim Wschodzie zwykle powodują wzrost cen ropy i spadek cen akcji” – powiedział Ed Yardeni, prezes Yardeni Research Inc. „Wiele będzie zależeć od tego, czy obecny kryzys okaże się kolejnym krótkotrwałym zaostrzeniem konfliktu, czy przerodzi się w coś znacznie większego, jak wojna między Izraelem a Iranem” - dodał.

ikona lupy />
Cena ropy naftowej / Bloomberg

Wpływ wojny Izraela ze Strefą Gazy na rynki — komentarze analityków

Gonzalo Lardies, starszy menadżer funduszy akcyjnych w Andbank, uważa, że ostatnie wydarzenia zwiększają niepewność na rynkach, rośnie też zagrożenie wysoką inflacją i spowolnieniem gospodarczym, a w centrum uwagi znajdzie się ryzyko geopolityczne. „Możemy spodziewać się gwałtownego wzrostu zmienności, a krótkoterminowe instrumenty o stałym dochodzie ponownie staną się bezpieczną przystanią.”

Natomiast Guillermo Santos, szef strategii w hiszpańskiej firmie zajmującej się bankowością prywatną iCapital, uważa, że pod pewnymi warunkami konsekwencje dla rynków finansowych nie powinny być szczególnie negatywne. „Dla rynków finansowych konsekwencje nie powinny być szczególnie negatywne, o ile stabilność regionu i brutalny ekspansjonizm Iranu w dziedzinie bezpieczeństwa nie skomplikują jeszcze bardziej konfliktu i ograniczy się on do Palestyńczyków i Izraelczyków” – powiedział Santos.

„Jest oczywiste, że jakiekolwiek rozszerzenie konfliktu na kraje produkujące ropę naftową, z Arabią Saudyjską na czele, mogłoby spowodować wzrost ceny surowca, co miałoby negatywne skutki inflacyjne dla Zachodu i w przypadki recesji oznaczałoby wysokie stopy procentowe w dłuższym okresie i spadek cen na rynku akcji – dodał.

Alfonso Benito, dyrektor ds. inwestycji w Dunas Capital, nie spodziewa się, żeby obecna sytuacja miała znaczący wpływ na rynki. „To długotrwała, okropna sytuacja, ale poza krótkotrwałą zmiennością nie powinna mieć dużego wpływu na rynki” – powiedział.

Według Richarda Flaxa, dyrektora ds. inwestycji w Moneyfarm, konflikt może zaszkodzić nastrojom szerokiego rynku, ale nie jest to pewne. Flax uważa, że wiele będzie zależeć od tego, czy konflikt zostanie ograniczony, czy rozszerzy się – na przykład na północnej granicy Izraela – co może wywołać zwiększone obawy dotyczące towarów, w szczególności ropy. „W ostatnich tygodniach cena ropy naftowej charakteryzowała się dużą zmiennością, a w nadchodzących miesiącach kolejny wzrost może wpłynąć na ceny konsumenckie” – powiedział.

Natomiast Anthi Tsouvali, specjalista ds. strategii aktywów w State Street Global Markets, uważa, że „moment konfliktu nie mógł być gorszy, biorąc pod uwagę rozmowy między Arabią Saudyjską a Izraelem. Konflikt na Bliskim Wschodzie ma oczywisty wpływ na ceny ropy. Rynki będą martwić się wyższymi cenami energii”.

„Jednak biorąc pod uwagę, na jakim etapie cyklu koniunktury się znajdujemy i że światowy popyt spowalnia, skutki konfliktu nie będą tak dotkliwe jak podczas poprzedniego kryzysu energetycznego w 1973 r. Potencjalnie, w razie potrzeby, moglibyśmy liczyć na większą produkcję ze strony Arabii Saudyjskiej, aby zaspokoić popyt” – powiedział Tsouvali.