- Chińskie samochody z fabryki w Tychach. Zapowiedziano start masowej produkcji
- Podwyżkę płacy w Polsce dostała prawie połowa wśród tych, którzy się o nią starali
- Wydajność pracy rośnie w Polsce znacznie wolniej niż wynagrodzenia
- Dług publiczny Grecji wrócił do poziomu sprzed kryzysu
- Kasa unijna u powodzian ma być za kilka tygodni
Okazuje się też, że w staraniach o podwyżkę płacy sukces odnosi tylko mniej niż połowa starających się, a Grecja odnosi niesamowite sukcesy w zbijaniu coraz niżej swojego długu publicznego. Z drugiej strony nie mamy sukcesów w podnoszeniu wydajności pracy w Polsce. Mamy też więcej szczegółów na temat przekierowywania unijnych pieniędzy na pomoc dla powodzian.
Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.
Chińskie samochody z fabryki w Tychach. Zapowiedziano start masowej produkcji
W najbliższych tygodniach rozpocznie się „oficjalna produkcja” nowych samochodów elektrycznych w zakładach Stellantis w Tychach (które kiedyś były zakładami Fiata). Tym razem będą tam powstawać auta firmy Leapmotor, International, która pochodzi z Chin, ale kluczowy pakiet akcji w niej ma właśnie włoski Stellantis. Poinformował o tym prezes Leapmotor Tianshu Xin na konferencji w Mediolanie. Dodał, że za wyborem Polski jako miejsca produkcji nowego auta przemawiały poziom kosztów i jakości produkcji, oraz wielkość zakładów pozwalająca uzyskać odpowiednią skalę.
W Tychach ma być produkowany model T03, czyli auto miejskie, małe (1,65 m szerokości), a co za tym idzie także niezbyt drogie. Ceny w Europie w przypadku aut w tej chwili sprowadzanych z Chin to 18900 euro, czyli około 80,5 tys. zł. Deklarowany zasięg na jednym ładowaniu tego auta to tylko 265 kilometrów.
Produkcja testowa T03 rozpoczęła się w Tychach już w czerwcu. Chinczykom oczywiście zależy na tym, aby produkować swoje auto na terenie Unii Europejskiej i w ten sposób uniknąć cła przywozowego na jej granicach w wysokości 21 proc.. Z drugiej strony Stellantis zapewne wierzy, że na powoli rosnącym rynku aut elektrycznych w Europie większe szanse powodzenia będą mieć auta wyraźnie tańsze od tych europejskich, ale jednocześnie produkowane na miejscu w Europie, a nie w Azji.
Podwyżkę płacy w Polsce dostała prawie połowa wśród tych, którzy się o nią starali
Prawie co czwarta osoba pracująca w Polsce skutecznie wynegocjowała sobie w ciągu ostatniego roku podwyżkęwynagrodzenia – wynika z raportu „Rynek pracy w Polsce” przygotowanego przez No Fluff Jobs. Pracownicy z podwyżkami to 23 proc. całości. Niestety większą grupę, 26 proc. stanowią ci, którzy o podwyżkę także się starali, ale nie udało im się jej uzyskać. Czyli wśród tych wszystkich, którzy starali się o podwyżkę, swój cel osiągnęła mniej niż połowa.
Z badana wynika też, że tylko 27 proc. polskich pracowników i pracowniczek uważa, że w obecnym miejscu pracy otrzymuje wynagrodzenie adekwatne do ich umiejętności. Przeciwnego zdania jest natomiast aż 58 proc. zatrudnionych. Mimo to, spora część z nich nie zamierza zmieniać miejsca pracy. Deklaracje braku takiej aktywności składa 54 proc. badanych. Nową pracę zamierza jeszcze w tym roku znaleźć 37 proc. osób pracujących.
Czyli: 23 proc. dostało ostatnio podwyżkę, 27 proc. jest zadowolonych z wynagrodzenia (zapewne wszyscy po podwyżkach i mała część pozostałych), ale aż 54 proc. czyli dwa razy więcej pracujących nie zamierza zmieniać miejsca pracy. Być może dlatego, że według tego badania dość wyraźnie, bo o prawie 28 proc. w porównaniu do pierwszego kwartału spadła liczba ofert pracy na rynku. Być może także dlatego prawie jedna czwarta pracowników obawia się utraty pracy. Wyraźna większość (62 proc.) takich obaw jednak nie ma.
Wydajność pracy rośnie w Polsce znacznie wolniej niż wynagrodzenia
Zgodnie z teorią ekonomii zwolnienia pracowników będą coraz bardziej prawdopodobne, jeśli wydajność ich pracy będzie rosnąć wyraźnie wolniej niż ich wynagrodzenia. Wtedy bowiem ich zatrudnianie będzie się stopniowo stawać coraz mniej opłacalne. Niestety dane z GUS wskazują, że dokładnie z taką sytuacją mamy do czynienia w Polsce w tym roku, przynajmniej jeśli chodzi o sektor przedsiębiorstw przemysłowych.
Wydajność pracy w przemyśle liczona jako wartość produkcji przypadająca na jednego zatrudnionego w okresie od początku roku do końca sierpnia urosła tylko o 1,4 proc. Przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach w tym czasie urosło aż o 11,5 proc. dysproporcja jest więc bardzo wyraźna.
Z wielu badań koniunktury prowadzonych np. przez Polski Instytut Ekonomiczny wynika, że koszty pracownicze są obecnie najważniejszą barierą, która przeszkadza w rozwoju firm. Z kolei z danych GUS wynika, że zatrudnienie w przedsiębiorstwach w tym roku systematycznie maleje i od stycznia do sierpnia zmniejszyło się już o ponad 45 tysięcy osób. Bezrobocie jednak na razie nie rośnie i utrzymuje się na poziomie 5 proc.
Dług publiczny Grecji wrócił do poziomu sprzed kryzysu
Grecja, którą niektórzy ekonomiści wciąż straszą w Polsce tych, którzy lubią się bać, wróciła z poziomem swojego długu publicznego tam, gdzie była tuż przed swoim bankructwem i kryzysem strefy euro w 2012 roku.
Zadłużenie publiczne Grecji, które osiągnęło swój szczyt na poziomie 212 proc. PKB w 2020 roku ma spaść na koniec tego roku do 152,7 proc. i będzie wtedy najniższe od 2010 roku. Co więcej, minister finansów Kostis Hatzidakis deklaruje, że do 2028 roku wskaźnik długu do PKB spadnie do 130 proc. Nadal będzie to jeden z najwyższych poziomów długu w Europie, ale z drugiej strony z pewnością będzie to dość niesamowite osiągnięcie ze strony Grecji, która w ostatnich latach jest w stanie notować wyraźne nadwyżki budżetowe i jednocześnie ciągle utrzymywać dość żwawy wzrost gospodarczy. W ostatnim kwartale PKB Grecji urosło o 1,1 proc. w stosunku do pierwszego kwartału, podczas gdy w całej Unii wzrost ten wynosił tylko 0,2 proc. Z kolei nadwyżka w budżecie w tym roku ma sięgnąć 2,4 proc. PKB, także dzięki dochodom państwa z prowadzonej ciągle w Grecji prywatyzacji.
Grecja po 2011 roku zapłaciła ogromną cenę za wcześniejszą utratę zaufania ze strony inwestorów na rynkach finansowych. Ci odwrócili się od niej, kiedy światło dzienne ujrzały oszustwa władz Grecji polegające na fałszowaniu danych i wskaźników ekonomicznych w poprzednich latach. Na skutek utraty zaufania Grecja straciła możliwość refinansowania swojego zadłużenia na rynkach i ogłosiła częściowe bankructwo wiosną 2012 roku. Jako członek strefy euro nie mogła ona bronić się przed kryzysem za pomocą swojej własnej polityki monetarnej, ponieważ już jej wtedy nie posiadała. Następnie otrzymała pomoc od Unii Europejskiej, ale obwarowaną wieloma drastycznymi warunkami, które w praktyce oznaczały utratę na kilka lat suwerenności w podejmowaniu decyzji gospodarczych.
Kasa unijna u powodzian ma być za kilka tygodni
Pieniądze obiecane powodzianom przez szefową Komisji Europejskiej, Ursulę von der Leyen, czyli w przypadku Polski 5 mld euro trafią do adresatów dopiero za kilka tygodni – twierdzi Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej. Taki czas oczekiwania związany jest z tym, że do przesunięcia tych pieniędzy w ramach unijnych funduszy spójności jest potrzebna nieco inna organizacja tych funduszy, a to można zrobić tylko ustawą.
„To przekierowanie jest związane bardzo określonymi procedurami, które są regulowane przez współpracę Polski z Komisją Europejską. I intencją naszą w tej właśnie specustawie jest wprowadzenie takich rozwiązań, które skrócą ten proces” – powiedziała pani minister w rozmowie z Polsat News, nawiązując do przyjętego wczoraj przez rząd projektu specjalnej ustawy o pomocy dla powodzian i usuwaniu skutków powodzi. Bez tej ustawy wszystko trwałoby jeszcze dłużej, jednak ta szybsza ścieżka w tym przypadku także trochę potrwa, bo projekt będzie musiał (zapewne błyskawicznie) przejść przez Sejm i Senat, a następnie zaczekać na podpis Prezydenta RP. Sejm ma się projektem zająć we wtorek, 1 października. Nie wiadomo na razie kiedy ustawą zajmie się Senat, którego posiedzenie Senatu jest planowane na dziś i jutro.
Jednocześnie ciągle będą się toczyć rozmowy z Komisją Europejską o tym, jak konkretnie chcemy zmienić zasady dotyczące wydawania przysługujących nam środków z funduszy spójności. Na koniec te nowe zasady będzie musiał przyjąć rząd.
Wszystko to nie dotyczy oczywiście zapowiedzianej i wypłacanej już pomocy doraźnej w postaci 10 tys. złotych na każde poszkodowaną w powodzi gospodarstwo domowe. Te środki są bowiem finansowane bezpośrednio z polskiego budżetu, bez udziału UE.