Prezes będzie wicepremierem, a premier wiceprezesem – tak w skrócie można określić główną zmianę, jaka szykuje się w rządzie po kolejnym kryzysie w Zjednoczonej Prawicy. Przeciętnemu obserwatorowi sceny politycznej taka konfiguracja może się wydawać dziwaczna. Oto Jarosław Kaczyński formalnie stanie się podwładnym Mateusza Morawieckiego. Ten drugi jako polityk PiS (a od listopada być może także wiceszef ugrupowania) pozostaje zaś podporządkowany prezesowi partii i liderowi całego obozu rządzącego. Formuła rodzi wiele zagrożeń, a sam Kaczyński – jak twierdzą osoby z jego otoczenia – wcale nie kwapił się do wchodzenia do rządu. A już na pewno nie w roli premiera. – On nie ma do tego chęci i czasu. A także zdrowia np. do zagranicznych podróży – zapewnia osoba z kręgów rządowych.
Oprócz stanowiska wicepremiera Kaczyński ma objąć kierownictwo w nowym gremium: komitecie do spraw bezpieczeństwa, któremu będą podlegały MSWiA, MON i resort sprawiedliwości. – Pracujemy nad nazwą. Na pewno nie będzie to „komitet bezpieczeństwa”, bo nie chcemy, by kojarzył się z minionym systemem. Bez względu na formalną nazwę, roboczo będzie to „komitet ds. kagańca dla Ziobry” – mówi nasz informator z rządu.
To część porozumienia z Solidarną Polską (SP), które ma zaradzić konfliktom w obozie władzy. Partii Ziobry postawiono też wymóg ograniczenia medialnej aktywności, upubliczniania tylko projektów uzgodnionych z koalicjantami oraz poparcie PiS w kwestii ustaw futerkowej i covidowej. Wejście Kaczyńskiego do rządu ma przystopować zapędy Ziobry, a także zahamować podkopywanie pozycji Morawieckiego. Szef klubu PiS Ryszard Terlecki w rozmowie z dziennikarzami potwierdził wczoraj, że resort sprawiedliwości będzie „bezpośrednio podlegać” prezesowi. – Mam nadzieję, że ministerstwo będzie wtedy jeszcze bardziej sprawne i skuteczne – stwierdził z uśmiechem Terlecki. Co opozycja zgryźliwie komentuje: – Jeśli Kaczyński wejdzie do rządu, to udowodni, że Morawiecki nie potrafi zapanować nad podwładnym ministrem. Jeśli musi tworzyć komitet, by pilnować własnych ministrów, to świadczy o tym, jak upadły polskie instytucje przez pięć lat tych rządów – mówił w środę w Katowicach szef PO Borys Budka.
Reklama