W obecnym składzie Rady Ministrów mamy tylko dwie ministry – Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk (Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej) oraz Katarzynę Kotulę (Ministra ds. Równości). Pozostałe kobiety, które znalazły się w tym szanownym gronie, pozostały przy formie minister. Nawet znana ze swojego feministycznego zaangażowania Barbara Nowacka (Minister Edukacji). Dlaczego ww. osoby podjęły taką a nie inną decyzję? I jak w końcu „należy” mówić? A wreszcie – jakie to wszystko ma znaczenie?

Feminatywy NIE SĄ „gwałtem” na języku

Zanim przejdziemy do dalszych rozważań, oddajmy głos językoznawcom. Można mówić ministra, czy nie można? Zwróciłam się z tym pytaniem do niekwestionowanego w mojej opinii autorytetu w dziedzinie poprawnej polszczyzny – profesora Jana Miodka. Językoznawcy, gramatyka normatywnego, członka Komitetu Językoznawstwa PAN, swego czasu dyrektora Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego.

Reklama

- W języku czeskim czy słowackim jest to ministerka, w niemieckim – Ministerin (z żeńskim przyrostkiem -in). U nas dopuszczalne są trzy formy: minister (Kowalska) – ministerka (Kowalska) – ministra (Kowalska). Wybór należy do użytkowników języka. Mnie najbardziej odpowiada ta druga, choć wiem, że z powodu sufisu -ka wielu osobom wydaje się niepoważna; trzecia jest przejęta z łaciny (minister – ministra tak jak magister – magistra czy premier – premiera) – napisał mi w mailu profesor Jan Miodek, odpowiadając na pytanie, czy forma ministra jest „gwałtem” na języku polskim, jak niektórzy twierdzą.

Jeśli jednak komuś byłoby mało, można odwołać się także do oficjalnego stanowiska Rady Języka Polskiego przy Polskiej Akademii Nauk, która orzekła, że żeńskie nazwy zawodów i tytułów są w polszczyźnie dopuszczalne, a ich nikła reprezentacja w tekstach wynika z oporów użytkowniczek i użytkowników języka. Rada sugeruje, że języka nie da się zmienić „na siłę” i nie obiecuje, że formy ministra czy ministerka się przyjmą, ale jednocześnie dostrzega, że używanie ich ma szczytny cel – dążenie do równouprawnienia kobiet w zakresie wykonywania zawodów i sprawowania funkcji.

Kończąc już wątek samej poprawności stosowania feminatywów, dodam jeszcze, że nie jest prawdą to, co twierdzą ich zagorzali przeciwnicy – że to nowomowa. Feminatywy były w polszczyźnie na porządku dziennym przed II wojną światową; to PRL wyrugował je z naszej codzienności. Wspominam o tym tylko na marginesie, bo szerzej w temacie wypowiedział się już mój redakcyjny kolega Zbigniew Bartuś.

Dlaczego (nie) ministra?

Zagorzali przeciwnicy feminatywów rzadko kiedy pytają o zdanie same zainteresowane, czy wolą być prezeskami, czy jednak prezesami. Postanowiłam nie powielać tego zachowania i poznać uzasadnienia wyborów obu minister oraz jednej pani minister, wymienionych na początku tego tekstu. Od razu zaznaczam, że mimo iście stalkerskich metod prób nawiązania z nimi dialogu, efekty są raczej mizerne.

Zarówno Barbara Nowacka, jak i biuro prasowe Ministerstwa Edukacji wykazały się wyjątkową odpornością na moje nagabywanie. Wielka szkoda, bo to właśnie po obecnej Minister Edukacji spodziewałam się, że będzie w forpoczcie polityczek mocno skłaniających się do upowszechniania i normalizowania feminatywów. Jednak do momentu oddania tego artykułu nie udało mi się wydobyć z niej uzasadnienia wyboru formy minister.

Lepiej poszło mi w przypadku członkiń Rządu, które zdecydowały się na formę ministra. W przypadku Agnieszki Dziemianowicz-Bąk – niewiele lepiej – udało mi się jednak uzyskać lakoniczną odpowiedź z biura prasowego Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. „Ocena społecznego odbioru przyjęcia w codziennym użyciu zwrotu ministra wymaga zapewne pogłębionych badań socjologicznych. Z praktyki codziennych działań ministerstwa można ocenić, że żeńska forma zwrotu minister zyskała dużą akceptację” – napisał mi główny specjalista z MRPiPS, Michał Plewka, ćwicząc, jak podejrzewam, lapidarność stylu. Niemniej, sama byłabym ciekawa takich pogłębionych badań w temacie.

Nie zawiodła natomiast, jak to na Ministrę ds. Równości przystało, Katarzyna Kotula. Jej stanowisko jest bardzo jasne: „Artykuł 32 naszej Konstytucji mówi, że: ‘Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym i gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny’, wszyscy i wszystkie mamy prawo angażować się, w tym politycznie i mówić swoim własnym głosem o ważnych dla nas sprawach. Pamiętajmy też, że język polski ciągle się zmienia, ewoluuje, tak, jak zmienia się nasze społeczeństwo”.

Ministrze, ministrzę, ministrum… osoba ministerska

Żeby jednak nie pozostawać przy tych wyżej opisanych oczywistościach, doleję trochę oliwy do ognia. Otóż – nie wszystkie osoby na świecie identyfikują się jako mężczyźni lub kobiety. Oczywiście – zdecydowana większość tak, dlatego w codzienności wielu ludzi neutratywy pojawiają się rzadko. Niemniej, jak możemy wyczytać na stronie zaimki.pl, na świecie co najmniej 1 proc. populacji stanowią osoby transpłciowe (nieidentyfikujące się w różnym stopniu z płcią, która została im przypisana przy urodzeniu), a przynajmniej 0,5 proc. – osoby niebinarne (nieidentyfikujące się ani z płcią męską, ani żeńską lub nieidentyfikujące się wyłącznie z jedną z tych płci). Z kolei Forum Odpowiedzialnego Biznesu podaje, że w Polsce osoby niebinarne i transpłciowe stanowią łącznie 1,6 proc. społeczeństwa. Jeśli założymy, że liczba ludności naszego kraju to mniej więcej 37 milionów, wychodzi na to, że sprawa dotyczy blisko 600 000 osób.

Próby odnalezienia adekwatnego języka dla tych osób są w Polsce stosunkowo nowe. Zapytałam Szymona Miśka – językoznawcę i badacza języka osób niebinarnych, związanego ze stroną zaimki.pl, czy istnieje nadzieja, że kiedyś w rządzie znajdzie się jakieś ministrzę.

- Z przeprowadzanego przez nasz kolektyw od 2021 roku badania „Niebinarny Spis Powszechny” wynika, że coraz większej ilości osób niebinarnych odpowiada używanie rodzaju neutralnego [rodzaj nijaki kojarzy się ludziom negatywnie, dlatego kolektyw stosuje formę rodzaj neutralny – JN]W ostatniej edycji zadeklarowało to aż 48 proc.! Tym osobom odpowiadają wyrażenia w rodzaju: byłom wesołe, wykonał zadanie, ono jest bardzo kompetentne. Ale jeśli chodzi o same neutratywy, czyli rzeczowniki osobowe w rodzaju neutralnym, to są one dużo mniej popularne (w zeszłorocznej edycji używanie ich deklarowało 11,7 proc. osób respondenckich). Być może wynika to z tego, że często nie mamy pewności, jak je tworzyć: ministrze, ministrzę, ministro, ministrum? Dużo więcej osób (67,5 proc.) deklaruje, że odpowiadają im osobatywy, czyli np. osoba ministerska. To może być wygodne zbiorcze określenie na osoby zasiadające w rządzie, ale w odniesieniu do pojedynczej osoby może rodzić trudności stylistyczne („Aleksandre Kowalskie ogłosiło…”, a w kolejnym zdaniu „Osoba ministerska ds. finansów stwierdziła… (?)”). A może formy męskie? Skoro jest pani minister ogłosiła, to czemu nie państwo minister ogłosiło? – wyjaśnił mi najpierw językowe niuanse. Jednak obok tych językowych, są jeszcze niuanse społeczne.

- Obecnie nie mamy w parlamencie wyoutowanych osób niebinarnych, ale kilka startowało w tegorocznych wyborach, w tym San Kocoń, które używa rodzaju neutralnego i przedstawia się w mediach jako aktywiszcze. Także bez względu na szczegóły dotyczące języka, wierzę, że obecność wyoutowanych osób niebinarnych (i transpłciowych w ogóle) w parlamencie to tylko kwestia czasu – powiedział Szymon Misiek.

Podobnego zdania jest ministra Katarzyna Kotula: „W polskim Sejmie są już geje i osoby biseksualne, mieliśmy też ujawnioną posłankę transpłciową, zapewne kwestią czasu jest więc i osoba niebinarna”.

Z wykładów profesora Jana Miodka, na które uczęszczałam jako studentka filologii polskiej, wyniosłam jego zachętę do zabaw słowotwórczych i nazywania elementów rzeczywistości dotąd nienazwanych. Spodziewałam się więc, że nie będzie szczególnym przeciwnikiem neutratywów. I rzeczywiście, nie jest, choć wobec formy ministrzę ma pewne obiekcje:

- Co do formy ministrzę natomiast – to myślę, że z powodu serii dziecię, niemowlę, dziewczę, kurczę, jagnię, prosię, źrebię itd., oznaczającej przecież istoty młode, niedojrzałe, nie będzie ona do zaakceptowania; wszak nie o to tutaj chodzi – odpowiedział na pytanie o tę formę Jan Miodek.

Po co ranić, jeśli można nie ranić?

Dlaczego to wszystko ma znaczenie? Mogę w tym miejscu zacytować Ludwiga Wittgensteina, chyba najbardziej rozpoznawalnego filozofa języka, którego najsłynniejszy bon mot głosi: „Granice mojego języka są granicami mojego świata”. Ma to znaczenie, ponieważ jest kwestią reprezentacji. Dopóki wszędzie będziemy czytać i słyszeć minister, lekarz czy prezes, dopóty nabierać będziemy przeświadczenia, że podstawowa wersja osoby wykonującej ten zawód to mężczyzna. Co dla kobiet czy osób niebinarnych, pełniących ww. funkcje, może się wiązać np. z mniejszym zaufaniem czy poważaniem ich pracy.

To nie moje „widzimisię” ani „ja tak sądzę, więc tak jest” – temat został zbadany. O wnioskach, jak najbardziej przychylnych feminatywom, można przeczytać np. w raporcie przygotowanym przez BNP Paribas „Jak język kształtuje rzeczywistość? Raport z badania ilościowego na temat feminatywów” z 2022 roku. Z kolei z badania przeprowadzonego przez Pracuj.pl wynika, że 8 na 10 kobiet chce, aby w ich środowisku pracy feminatywy były stosowane na równi z maskulinatywami.

Dla mnie ciekawszy nawet od wittgenstainowskiego stwarzania rzeczywistości językiem i wszystkich związanych z tym filozoficznych inklinacji, jest ów ostatni przytoczony wyżej fakt. Skoro 8 na 10 kobiet chce być lekarkami, prezeskami, menadżerkami itp., to nawet jeśli dla kogoś są to formy „fonetycznie wstrętne” (słynny przypadek chirurżki), to co jest ważniejsze? Wierność nieistniejącym (o czym pisałam w pierwszym fragmencie tego tekstu) zasadom poprawnej polszczyzny, czy komunikacja bez przemocy, z poszanowaniem czyjejś woli i podmiotowości? Od nazwania ministry ministrą nikomu niczego nie ubędzie. Ani też od użycia formy neutralnej, niezależnie, czy będzie to ministrzę, mnistrze, ministrum czy osoba ministerska. A dla danej osoby może być to ważne i tożsamościowe, zaś nieuwzględnienie jej życzenia – raniące. Jaki jest sens, żeby kogoś ranić, kiedy w bardzo prosty sposób można tego uniknąć?