Wbrew powszechnemu mniemaniu, to wcale nie wiek wyborców najsilniej decydował w II turze wyborów prezydenckich w Polsce o poparciu Karola Nawrockiego lub Rafała Trzaskowskiego. Wedle badań Ipsos, kandydat wspierany przez PiS zdobył w najmłodszej grupie wiekowej - 18-29 lat - 51,9 proc., wśród 30-latków – 51,5 proc., wśród 40-latków – 47,2 proc., wśród 50-latków – 48,2 proc., a wśród 60+ - 50,1 proc. Różnice preferencji faktycznie więc występują, ale nie są specjalnie spektakularne. Już w większym stopniu o wyborze kandydata decydowała płeć: na Trzaskowskiego głosowało 54,2 proc. kobiet i tylko 45,8 proc. mężczyzn, na Nawrockiego odwrotnie.

Zdecydowanie ostrzejsze podziały dotyczą całkiem innych kategorii:

  • Wykształcenie wyższe – wykształcenie podstawowe
  • Wysokie zarobki – niskie zarobki
  • Kadra menedżerska i specjaliści – szeregowi pracownicy
  • Miasto – wieś
  • Zachód – Wschód
  • Wybory prezydenckie: gdzie powstaje PKB Polski

Wybory prezydenckie: kto tworzy PKB

Z ostatnich dostępnych danych GUS (za rok 2023) wynika, że na dobrobyt, poziom i jakość życia w Polsce pracujemy bardzo nierówno. Największy wkład do PKB, z uwagi na umiejscowienie tam siedzib kluczowych przedsiębiorstw, ma warszawski okręg stołeczny, czyli Warszawa z obwarzankiem. Powstaje tu aż 18,3 proc. PKB. Jeśli dołączymy do tego Śląsk (11,9 proc.) , to okaże się, że tylko w tych dwóch ośrodkach, w których Trzaskowski zdobył 60 proc. głosów, wytwarza się większą część polskiego PKB niż wszystkich sześciu, jakie poparły Nawrockiego, razem wziętych (ponad 30 proc. vs. niespełna 26 proc.).

W sumie w 10 województwach, w których wygrał Trzaskowski, powstaje blisko trzy czwarte PKB Polski. Co więcej – ponad połowa wkładu Małopolski (dającej w sumie 8 proc. PKB Polski) wytwarzana jest w Krakowie, a niemal dwie trzecie – w Metropolii Krakowskiej, która mocno poparła Trzaskowskiego. Podobnie jest w innych regionach, które (jako całość) postawiły na Nawrockiego: to duże miasta napędzają tam rozwój gospodarczy i cywilizacyjny, a wsie i miasteczka są bastionami tradycji. Celowo nie piszę – tradycyjnych wartości, bo ta kampania po raz kolejny dowiodła, że w imię zwycięstwa można wartościami żonglować wręcz dowolnie, bagatelizując największe świństwa, a nawet – jeśli spindoktorzy uznają to za opłacalne – określając brawurowo kontrowersyjne sprawki mianem „ludzkiej troski" i "wrodzonego patriotyzmu”.

Ekonomiczne podłoże wyborów prezydenckich w Polsce

Jak widać, wybór danej opcji był silnie motywowany ekonomicznie, a dopiero na to nałożył się czynnik historyczno-obyczajowy, czyli większy (na tle pozostałych regionów) tradycjonalizm i konserwatyzm Małopolski i Podkarpacia (dawna katolicka i biedna Galicja) oraz rolniczej ściany wschodniej (Lubelskie, Świętokrzyskie, Podlasie). W zestawieniu regionalnym uwagę zwraca Łódzkie, gdzie Karol Nawrocki zdobył 53,2 proc. głosów oraz Mazowieckie, gdzie kandydat wspierany przez PiS uzyskał 49,7 proc. Oba te województwa podzieliły się mocno na pół: w metropoliach i wokół nich zdecydowanie wygrał Rafał Trzaskowski, a z dala od nich, zwłaszcza na wsi, Karol Nawrocki. Równocześnie zachód w każdym z tych regionów głosował na kandydata PO, a wschód – na ostatecznego zwycięzcę wyścigu. Na Mazowszu przeważyła potęga głosów Warszawy i aglomeracji, a w Łódzkiem – mobilizacja polski powiatowej, w tym mniejszych miast.

Minimalne, najmniejsze w dziejach polskiej demokracji, zwycięstwo zapewnili Karolowi Nawrockiemu przede wszystkim wyborcy z tzw. ściany wschodniej. Ale jest tu jedno potężne „ale”: w stolicach pięciu z sześciu zwycięskich dla Nawrockiego regionów wygrał Trzaskowski, a w metropolii bastionu PiS – Rzeszowie – Nawrocki zwyciężył nieznacznie. Sami zobaczcie:

  • Podkarpackie – 71,02 proc. na Nawrockiego, Rzeszów – 51,66 proc. na Nawrockiego
  • Lubelskie – 66,54 proc. na Nawrockiego; Lublin – 51,14 proc. na Trzaskowskiego
  • Świętokrzyskie – 63,61 proc. na Nawrockiego; Kielce – 53,71 proc. na Trzaskowskiego
  • Podlaskie – 61,39 proc. na Nawrockiego, Białystok – 51 proc. na Trzaskowskiego
  • Małopolskie – 58,87 proc. na Nawrockiego, Kraków – 62,16 proc. na Trzaskowskiego
  • Łódzkie – 53,2 proc. na Nawrockiego, Łódź – 65,53 proc. na Trzaskowskiego

We wszystkich 10 województwach, w których więcej głosów zdobył Trzaskowski, wygrał on także, i to zdecydowanie, w regionalnych stolicach oraz przytłaczającej większości miast. W Warszawie zdobył 68,21 proc. (w Płocku 52 proc.), we Wrocławiu 67,09 proc. (w Wałbrzychu 61,8 proc., w Legnicy - 54,75 proc., w Jeleniej Górze 64,74 proc.), w Bydgoszczy – 64,43 proc. (we Włocławku i Grudziądzu też ponad 60 proc.), w Toruniu – 63,38 proc. (choć Nawrocki ma na drugie Tadeusz…), w Zielonej Górze – 68,10 proc., w Gorzowie Wielkopolskim – 61,53 proc., w Opolu – 67,89 proc., w Gdańsku – 71,83 proc. (w całym Trójmieście, kolebce Nawrockiego, ponad 70 proc.), w Katowicach – 63,15 proc. (w Częstochowie 56,41 proc.), w Olsztynie - 63,55 proc., w Poznaniu – 72,73 proc. (w Kaliszu 59,54 proc., w Koninie 52,6 proc., w Lesznie 65,48 proc.), w Szczecinie – 64,17 proc. (w Koszalinie i Świnoujściu też ponad 64 proc.).

We wszystkich miastach powyżej 100 tys. mieszkańców Trzaskowski uzyskał grubo ponad 60 proc. głosów. Co nie dziwi, jeśli znamy inne zależności, dotyczące płci, wykształcenia i zarobków. Wielkie i duże miasta są silnie sfeminizowane (na 100 mężczyzn przypada od 107 do 116 kobiet), a kobiety preferowały Trzaskowskiego. Mieszkańcy takich miast są też znacznie lepiej wykształceni i zarabiają sporo więcej od osób z Polski powiatowej. Wreszcie – to w dużych miastach jest największy odsetek osób na kierowniczych stanowiskach.

Wśród przeciwników zwycięzcy wyborów krąży opinia, że „Polska Karola Nawrockiego jest gorzej wykształcona, mało zarabia i wytwarza jedną czwartą PKB”. Można to uznać za stwierdzenie faktu i wyciągnąć odpowiednie wnioski na przyszłość - w obszarze edukacji, wyrównania szans i poziomów życia. Ale można też na tej podstawie budować bańkę pogardy wobec elektoratu. Taka pogarda jest zawsze samobójcza dla jej głosicieli i zabójcza dla kraju.

Wybory prezydenckie: wykształcenie, zawód i zarobki

Z danych Ipsos wynika, że potężnym czynnikiem decydującym o wyborze kandydata w zakończonych wyborach było właśnie wykształcenie. Aż trzy czwarte osób po podstawówkach i ponad 68 proc. po zasadniczych szkołach zawodowych głosowało na Karola Nawrockiego. W gronie Polek i Polaków z wykształceniem średnim i pomaturalnym był już prawie remis (ze wskazaniem na Nawrockiego), natomiast wśród ludzi po studiach 62,6 proc. głosów uzyskał Trzaskowski. Zależność jest przy tym prosta: im wyższe wykształcenie (magisterskie, doktorat, habilitacja), tym przewaga kandydata PO wyższa.

W jakimś stopniu pochodną tego są preferencje poszczególnych grup zawodowych. Trzaskowski zdobył 54,4 proc. głosów przedsiębiorców (właścicieli i współwłaścicieli firm) i prawie 64 proc. głosów dyrektorów, kierowników i specjalistów. Nieco mniejsza przewagę (niecałe 52 proc.) uzyskał wśród pracowników administracji i usług, większą – wśród uczniów i studentów - 55,7 procent (co istotne – w tym gronie dominują kobiety).

Natomiast wręcz totalnego poparcia udzielili Nawrockiemu rolnicy (80,1 proc.), robotnicy (69,3 proc.) oraz bezrobotni (64,3 proc.). Znacznie mniejszą przewagę miał kandydat popierany przez PiS wśród emerytów i rencistów (51,6 procent). Gdyby o wyniku wyborów decydowali sami rolnicy, to Nawrocki wygrałby już w pierwszej turze… To bardzo ciekawe zważywszy, że Komisarzem Unii Europejskiej ds. rolnictwa w latach 2019–2024, kiedy powstały wszystkie założenia znienawidzonego przez rolników Zielonego Ładu, był Janusz Wojciechowski z PiS. Bardzo długo, przy wsparciu ministrów rolnictwa z rządu PiS, promował on też zresztą te założenia i idące za nimi rozwiązania, a kryzys w produkcji rolnej w Europie wybuchł za rządów Zjednoczonej Prawicy. Skutecznie udało się jednak PiS-owi zwalić całą winę na „złą Unię” i… „lewaka Trzaskowskiego”.

Z analizy danych powyborczych wynika też, że Nawrockiego poparli gremialnie ludzie mniej zarabiający oraz beneficjenci różnych form wsparcia socjalnego. Z danych GUS o przeciętnym wynagrodzeniu w kwietniu 2025 r. wynika, że na Mazowszu zarabiało się przeciętnie ponad 10,6 tys. zł brutto, na Pomorzu 9,2 tys. zł, na Dolnym Śląsku – ponad 9,1 tys. zł, na Śląsku prawie 9 tys. zł, podczas gdy na Podkarpaciu, Podlasiu, Lubelszczyźnie i w Świętokrzyskiem – między 7,5 a 7,6 tys. Co więcej – średnią w najbiedniejszych regionach ciągną mocno w górę stolice województw, które głosowały (z wyjątkiem Rzeszowa) na Trzaskowskiego. Podobnie jest w Małopolsce, która ma imponujące przeciętne wynagrodzenie – prawie 9,6 tys. zł, ale tylko dlatego, że w Krakowie, gdzie mieszka jedna trzecia wszystkich Małopolan, zarabia się średnio 11,5 tys. zł. Rozwarstwione dochodowo jest także Łódzkie – stolica winduje tu średnią powyżej 8,1 tys. zł, ale połowa mieszkańców tzw. Polski powiatowej oraz wsi wyciąga płacę minimalną lub niewiele więcej.

W najnowszym apelu największych organizacji gospodarczych w Polsce do rządu czytamy, że płacę minimalną otrzymuje w naszym kraju aż 25 proc. pracowników zatrudnionych na etacie – co stanowi „rekord świata”. Z analiz GUS (dotyczących mediany zarobków) wynika, że osoby otrzymujące płacę minimalną bardzo trudno znaleźć w wielkich i dużych miastach, natomiast w mniejszych ośrodkach ludzie tacy stanowią największą grupę lub nawet większość. Teraz pracodawcy, przede wszystkim z wielkich i dużych miast, przekonują rząd, by w przyszłym roku podniósł płacę minimalną o nie więcej niż 50 zł, bo większa kwota "zaszkodzi gospodarce".

Kłania się tu stare przysłowie: syty głodnego nie zrozumie. Owszem, poziom i jakość życia „głodnych” zdecydowanie się w Polsce podniosły po upadku komunizmu, a zwłaszcza po wejściu do Unii Europejskiej. Kto na to zapracował? Odpowiedź – w świetle przytoczonych danych – wydaje się oczywista, ale większość wyborców nie przyjmuje tego do wiadomości. I trzeba ich wybór uszanować. Czy nie?