Gdy grupa uderzeniowa marynarki USA, w skład której wchodzi lotniskowiec USS Harry Truman wyruszała 23 września ze Stanów Zjednoczonych, mało kto był tym faktem zaskoczony. Wszystko bowiem wskazywało na to, że cel jego podróży jest oczywisty.
Groźny lotniskowiec nagle pojawił się w Europie
Nie ukrywali go sami Amerykanie, jasno dając do zrozumienia, iż „Truman” płynie na drugą stronę Atlantyku, by zastąpić swego kolegę, lotniskowiec USS Dwight Eisenhower. Jego misja dobiegać miała już końca.
- To rozmieszczenie jest następstwem dziewięciomiesięcznej misji Grupy Uderzeniowej Dwighta D. Eisenhowera, która podkreśliła potrzebę ciągłości naszej trwałej obecności w obliczu eskalacji napięć międzynarodowych – powiedział dwa dni po wyruszeniu Trumana w trasę admirał Daryl Caudle, szef Dowództwa Sił Floty Stanów Zjednoczonych.
Celem miało być udanie się we wschodnią część Morza Śródziemnego i zastąpienie „Eisenhowera”, którego samoloty wielokrotnie brały udział w misjach bojowych na Bliskim Wschodzie i w rejonie Morza Czerwonego. To one między innymi zapewniały ochronę żeglugi przed atakami jemeńskich partyzantów Huti i osłaniały Izrael przed nalotami irańskich dronów oraz rakiet. Kilka dni temu zaczęło dziać się coś dziwnego, a na zmianę kursu amerykańskiej grupy uderzeniowej eksperci po raz pierwszy zwrócili uwagę już 7 października.
Wówczas to okręty, mijając Azory, skręciły na północ, co już wzbudziło pewne zaskoczenie, ale ciekawiej zaczęło się robić, gdy nie wpłynęły na Morze Śródziemne, lecz popłynęły wzdłuż hiszpańskiego wybrzeża. Wtedy wzięto je na celownik i szybko okazało się, iż lotniskowiec wraz z eskortą minął brytyjskie wybrzeże w okolicach Dover i skierował się na Morze Północne. Eksperci zaczęli zachodzić w głowę, skąd taka nagła zmiana planów i to w chwili, gdy sytuacja na Bliskim Wschodzie daleka jest od normalności i szaleje tam krwawa wojna.
Manifestacja siły, czy kara?
Jednym z przypuszczeń, którymi podzielili się specjaliści z z „Defense Romania” jest możliwość dołączenia amerykańskiej grupy bojowej do brytyjskiego lotniskowca Prince of Wales, który od 14 do 27 października bierze udział w ćwiczeniach Strike Warrior 24 na Morzu Północnym. To właśnie tu brytyjskie jednostki mają się zgrywać przed wyruszeniem na daleki Pacyfik w ramach misji Carrier Strike Group 25.
Nie wyklucza się również nagłej zmiany planów, spowodowanej poczynaniami Rosji, której bardzo nie spodobały się rozpoczęte ćwiczenia wojsk NATO, mające między innymi przetestować zdolności lotniczego przenoszenia broni nuklearnej. A choć amerykańskie lotniskowce jeszcze nigdy nie brały udziały w ćwiczeniach „Steadfast Noon”, to nagłe ich pojawienie się może być sygnałem, że sojusznicy poważnie traktują to, co dzieje się w Europie.
Specjaliści nie wykluczają też ostatniego scenariusza, a mianowicie specjalnej demonstracji, mającej pokazać Izraelowi, iż USA nie zgadzają się na eskalowanie konfliktu na Bliskim Wschodzie i atakowaniu ludności cywilnej. Kilka dni temu jasno na ten temat wypowiedział się prezydent Joe Biden, a gdy po jego apelach sytuacja nie uległa zmianie, nagle amerykańska marynarka zmieniła kurs i udała się do Europy.