- Wojsko Polskie wysłało na Wschód masę sprzętu. Krocie wydaliśmy też na pomoc uchodźcom
- Czołgi dla Ukrainy, czyli wozy Wojska Polskiego, które służą na Wschodzie
- Bojowe wozy piechoty dla Ukrainy. Wojsko Polskie przekazało setki pojazdów
- Polskie armatohaubice na froncie
- Przekazane samoloty i śmigłowce
Wojsko Polskie wysłało na Wschód masę sprzętu. Krocie wydaliśmy też na pomoc uchodźcom
Od wielu miesięcy polscy komentatorzy wojny na Ukrainie się od rządzących udostępnienia danych dotyczących wielkości wsparcia dla Ukrainy. W czasie, gdy Niemcy chwalili się każdym wysłanym hełmem, Polska, która jest liderem pancernego wsparcia dla Kijowa, nie udostępniała konkretnych danych. Choć nieoficjalnie liczby krążą po Internecie już od dawna, to dotychczas brakowało oficjalnego potwierdzenia.
Informacje krążące po sieci postanowił potwierdzić ośrodek prezydencki. Swoje zestawienie zapowiedziało także Ministerstwo Obrony Narodowej. Jak podała Kancelaria Prezydenta RP, Polska zajmuje pierwsze miejsce (w stosunku do PKB) wśród wszystkich państw, które zaangażowały się w pomoc Ukrainie.
Polskie wsparcie jako pierwsze dotarło na ukraiński front w znaczących ilościach. To my przekazaliśmy największą liczbę ciężkiego uzbrojenia. Polska jest też w czołówce państw, które — w liczbach bezwzględnych — przyjęły najwięcej uchodźców — czytamy w komunikacie.
Łączna pomoc wynosi 4,91% PKB, z czego 0,71% przypada na bezpośrednie wsparcie Ukrainy, a 4,2% związane jest z pomocą dla uchodźców. Pomoc militarna wyniosła 3,23 mld euro, czyli ok. 14 mld zł. Jak jednak czytamy w komunikacie na stronie Prezydenta, porównanie naszego zaangażowania z innymi krajami utrudnia brak oficjalnych pełnych (ze względów bezpieczeństwa) danych oraz fakt, że przekazanie części sprzętu wojskowego dla Ukrainy przez niektóre państwa na razie pozostaje wciąż w sferze deklaracji.
Czołgi dla Ukrainy, czyli wozy Wojska Polskiego, które służą na Wschodzie
Wsparciem, które szczególnie mocno wpłynęło na losy wojny, są polskie dostawy czołgów. Na Wschód wysłaliśmy głównie konstrukcje rodziny T-72. Polska przekazała nie tylko najwięcej czołgów (niemal połowa wszystkich przekazanych wozów pochodzi z naszego kraju), ale także to polskie czołgi zaczęły docierać na front w znaczących liczbach jako pierwsze. Łącznie oddaliśmy Ukraińcom ponad 350 czołgów. Jakich? To głównie starsze T-72 (T-72M, T-72M1 oraz T-72M1R). Przekazano ich ok. 280. Do tego doliczyć należy 60 nowszych PT-91. Jeśli chodzi o nowoczesne czołgi, to Polska zdecydowała się na oddanie 14 Leopardów 2A4.
Na początku wojny, kiedy o pomoc dla Ukrainy było naprawdę bardzo ciężko, kiedy wszyscy bali się i ociągali, Niemcy dawali hełmy, myśmy dawali czołgi – powiedział dla Kanału Zero Prezydent RP Andrzej Duda.
Nasze czołgi były szczególnie istotne z dwóch względów. Po pierwsze trafiły na Ukrainę bardzo szybko. Maszyny pojawiły się na froncie już kilka miesięcy po wybuchu pełnoskalowego konfliktu zbrojnego. Po drugie były to wozy, które Ukraińcy — w przeciwieństwie do nowszych Leopardów czy Abramsów — potrafili obsługiwać. Dzięki temu czołgi z Polski mogły natychmiast włączyć się do walk.
Warto przy tym pamiętać, że PT-91 (czyli polska modernizacja czołgi T-72) jest konstrukcją udaną, a jego wersja z mocniejszym silnikiem została z sukcesem zaproponowana Malezji, która wybrała naszą konstrukcję, mając do wyboru także rosyjski czołgi T-90A.
Przed wojną posiadaliśmy 782 czołgi w linii. Oznacza to realnie oddanie Ukrainie niemal połowy posiadanych wozów. W ich miejsce stopniowo wchodzą nowo zakupione wozy. Otrzymaliśmy dotychczas 187 czołgów (71 K2 oraz 116 M1A1). W ciągu najbliższych 2 lat dostaniemy dodatkowe 359 maszyn (250 M1A2 i 109 K2).
Bojowe wozy piechoty dla Ukrainy. Wojsko Polskie przekazało setki pojazdów
Na Ukrainę przekazaliśmy także setki pojazdów opancerzonych. Kancelaria Prezydenta RP przyznała, że mowa o ponad 250 bojowych wozach piechoty BWP-1, choć nieoficjalnie mówi się o nawet 400 egzemplarzach. Przed wojną posiadaliśmy ich ok. 1,1 tys., więc ponownie mówimy o sporym ubytku.
Oprócz starych już BWP-1 przekazaliśmy także nowoczesne transportery KTO Rosomak. Ich w Wojsku Polskim mamy kilkaset, choć już przed wojną ta liczba była zbyt mała. Na Ukrainę trafiły m.in. wozy z wieżą Hitfist-30, co było sporym ciosem w zdolności naszych brygad zmotoryzowanych. Między innymi z tego powodu w ostatnich latach podpisano dwie nowe umowy na Rosomaki. Pierwsza dotyczy dostaw i integracji 70 systemów wieżowych ZSSW-30, a druga obejmuje oprócz wież, także budowę od zera nowych pojazdów i opiewa na 58 sztuk.
Oprócz BWP-1 oraz Rosomaków na Ukrainę trafiły również BRDM-2. Pojazdy rozpoznawcze, to kolejny typ pojazdu, którego deficyty widoczne były już mocno przed wojną. Sytuację zmienić ma umowa na lekkie opancerzone transportery rozpoznawcze Bóbr-3 (pozyskane w programie Kleszcz). Podpisaliśmy na pojazdy dwie umowy. Ramowa wspomina o 286 wozach, zaś wykonawcza (póki co) o zaledwie 28 sztukach.
Polskie armatohaubice na froncie
Na uwagę zasługuje także nasze wsparcie związane z systemami artyleryjskimi. Na Wschód trafić miało ponad 100 dział samobieżnych 2S1 Goździk. Nieoficjalnie mowa o nawet ponad 150 sztukach. Choć to już przestarzałe działo, to należy pamiętać, że to właśnie ten typ wyposażenia stanowił kręgosłup dywizjonów artylerii samobieżnej w naszych brygadach ogólnowojskowych.
Na Ukrainę wysłano też 72 Kraby. Część z nich pochodziło z bieżącej produkcji, lecz wiele opuściło jednostki na terenie całego kraju. Na początku 2022 roku mieliśmy 80 AHS Krab. Realistycznie można założyć, że 2 na 3 armatohaubice pojechały walczyć na Ukrainę. Spadła także liczba rakietowych systemów artyleryjskich. Przed wojną posiadaliśmy 93 wyrzutnie BM-21 Grad. Przynajmniej co trzecia została podarowana naszych wschodnim sąsiadom.
Co w zamian? Jeśli chodzi o systemy rakietowe, dziś jesteśmy znacznie silniejsi niż przed wojną. Na wschód oddaliśmy bowiem stare poradzieckie wyrzutnie rakiet, a sami odebraliśmy zamówione M142 HIMARS (20 sztuk) oraz K239 Chunmoo (54 moduły wyrzutni, przynajmniej 35 zintegrowano z podwoziem Jelcza). Zamówiliśmy aż 290 wyrzutni K239, a do otrzymanych 20 M142 dołączyć może w przyszłości ponad 100 kolejnych wyrzutni tego typu (tyle planujemy obecnie zakupić).
Lepiej jest także w artylerii lufowej. Co prawda w liczbach bezwzględnych prawdopodobnie nadal mamy mniej dział niż w 2021 roku, ale zamiast ponad 100 starych 2S1 Goździk (o skromnym zasięgu 15 km) w Polsce znajduje się już 120 koreańskich armatohaubic samobieżnych K9 Thunder (o zasięgu 40 km). Do końca roku ich liczba ma wzrosnąć do 136. Dodatkowo w ciągu najbliższych lat do armii trafić ma ponad 140 K9 oraz ponad 100 Krabów (a czekamy nadal na podpisanie kolejnych umów).
Przekazane samoloty i śmigłowce
Odczuwalną stratą są za to przekazane samoloty MiG-29. Co prawda mowa o najbardziej wyeksploatowanych egzemplarzach, mających już swoje lata maszynach, ale już przed 2022 rokiem Siły Powietrzne cierpiały na braki wielozadaniowych samolotów bojowych. Po przekazaniu 14 maszyn braki te stały się jeszcze większe. Zastąpić je mają w pewnej mierze samoloty szkolno-bojowe FA-50. Problem jest jednak taki, że zdolności bojowe tych samolotów są ograniczone i popularne „fafiki” nie są w stanie zrekompensować nam tego braku. Do kraju w latach 2025-2028 dotrzeć ma także 36 FA-50PL, których zdolności mają być wyraźnie większe. Nadal jednak mówimy o niewielkiej maszynie, która nigdy nie będzie pełnosprawnym wielozadaniowym samolotem bojowym.
Są jednak dobre wiadomości. W latach 2026-2030 do Polski trafi 30 samolotów F-35A. To supernowoczesne myśliwce, które pozwolą nam znacznie zwiększyć możliwości naszych Sił Powietrznych. Armia rozgląda się również za kolejnymi dwoma eskadrami WSB. W grze są obecnie trzy platformy — kolejne F-35A od Lokcheed Martin, F-15EX od Boeinga oraz europejski myśliwiec Eurofighter. Na tę chwilę możemy jednak mówić o osłabieniu naszych zdolności.
Jak czytamy w komunikacie zamieszonym na stronie Prezydenta RP, Polska jest liderem pod względem przekazanych samolotów. Zrobiliśmy to także jako pierwsi. Podobnie jak w przypadku czołgów, przekazane maszyny były dobrze znane Ukraińcom, co pozwoliło na błyskawiczne wykorzystanie na froncie.
Jeśli chodzi o śmigłowce, to na Ukrainę wysłaliśmy 12 uderzeniowych Mi-24. Więcej śmigłowców przekazali jedynie Amerykanie. Choć to niemal połowa naszych śmigłowców uderzeniowych (posiadaliśmy 28 Mi-24) to należy uczciwie zauważyć, że nie posiadaliśmy już kierowanych pocisków rakietowych dla tych maszyn, więc ich przydatność na współczesnym polu walki jest ograniczona.
W tym przypadku trudno więc mówić o utracie cennych zdolności, choć z pewnością większa flota pozwoliłaby na utrzymanie większej liczby pilotów, co jest szczególnie istotne w perspektywie wielkich dostaw AH-64E Apache z USA. Polska zamówiła aż 96 sztuk. W najbliższych miesiącach do Polski trafić powinny pierwsze osiem wyleasingowanych AH-64D. Wraz z ich dostarczeniem, nasze zdolności będą w tym aspekcie realnie większe niż przed 2022 rokiem.
Czy przekazanie sprzętu na Ukrainę było błędem?
Dziś toczy dyskusja, czy nasze wsparcie dla Ukraińców było dobrą decyzją. Przeciwnicy zauważają, że doprowadziło to do degradacji naszych zdolności. Zwolennicy naszych decyzji uważają jednak, że lepiej, aby walcząc w naszych czołgach, ginęli Ukraińcy, a nie Polscy żołnierze. Przekazany sprzęt kupił nam więc więcej czasu na przygotowania oraz przyczynia się do degradacji rosyjskich zdolności.
Warto także zauważyć, że był to wiekowy sprzęt, który i tak niedługo musiałby odejść z naszej armii. Mówimy więc o przekazaniu bojowych wozów piechoty i czołgów, które i tak należało zastąpić, a dokonane po wybuchu wojny zakupy byłyby konieczne niezależnie od tego czy nasz sprzęt trafiłby na Wschód. Z drugiej strony, dalsze przekazywanie (szczególnie samolotów) mogłoby jednak doprowadzić do pojawienia się zbyt dużych braków w zdolnościach i wpłynąć na nasze bezpieczeństwo.