Fala dziwnych pożarów, wybuchów w fabrykach amunicji, czy tajemniczych awarii zalała Europę i choć powszechnie w dużej części tych ataków dopatrywano się ręki Rosji, nikt nic nie chciał z tym fantem zrobić. Aż wreszcie coś pękło, a o odwecie na bezkarnej dotychczas Rosji oficjalnie zaczęli mówić europejscy politycy.

Rosja przesadziła. Skończy się jej grasowanie po Europie

Zmowę milczenia i ogólną europejską niemoc przełamał minister spraw zagranicznych Czech, Jan Lipavski. Przemawiając podczas grudniowego posiedzenia ministrów spraw zagranicznych NATO, polityk ujawnił, że tylko w tym roku na terenie Europy doszło do 500 podejrzanych incydentów, z których aż 100 można przypisać Rosji. Na samej wyliczance jednak nie skończył.

- Musimy wysłać silny sygnał do Moskwy, że nie będziemy tego tolerować – powiedział Jan Lipavski.

Z taki jasnym i ostrym postawieniem sprawy w pełni zgadza się płk Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu. Ma on świadomość, że dotychczas Rosjanie niemal bezkarnie robili na terenie Europy to, co tylko chcieli i najwyższy czas postawić im tamę. Zacząć powinni politycy.

- Jest to pewna idea i ona jest jak najbardziej słuszna, i jest ona skierowana bardziej do europejskiej opinii publicznej, a zwłaszcza do przywódców, żeby ich zmobilizować. Po prostu trzeba zareagować zdecydowanie i stanowczo. Krótko mówiąc, my nie możemy pozwolić sobie na to, aby Rosjanie tak grasowali w Europie – mówi Forsalowi pułkownik Małecki.

Ekspert: Odpowiedzieć Rosji w jej języku

Pojawia się jednak pytanie, jak Europa mogłaby odpowiedzieć, by Rosjanie zrozumieli, że na terenie państw NATO nie mogą czuć się bezkarnie. W pierwszej chwili wydawać się może, iż najlepiej by było odpowiedzieć przeciwnikowi tym samym, jednak Grzegorz Małecki studzi takie zapędy.

- Właśnie na tym całe nieszczęście polega, że my nie do końca możemy odpowiedzieć metodami Rosji. Sama istota demokracji polega na tym, że my działamy w pewnym reżimie prawnym i to są pewne takie więzy, które nam uniemożliwiają takie działania – mówi ekspert.

Nie oznacza to jednak, że jesteśmy bezbronni i z rezygnacją mamy patrzeć, jak płoną kolejne hale targowe, fabryki wojskowe, czy następne samoloty ulegają tajemniczym awariom. W ocenie pułkownika Małeckiego, jak najszybciej trzeba potrząsnąć zachodnimi elitami i społeczeństwami, aby dotarło do nich, jakiego języka należy używać w relacjach z Rosją.

- Chodzi o to, aby mówić językiem, który Rosja rozumie, a Rosja rozumie język zdecydowany, po prostu język siły. Trzeba jednak potrząsnąć europejskimi elitami, ale one, zwłaszcza w dużych krajach, są niestety zajęte zupełnie czym innym. Jest to pewien apel do opinii publicznej, że nie można tego akceptować i trzeba odpowiedzieć w języku, który Rosja rozumie – mówi ekspert.

Europa musi pokazać, że umie atakować

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że ta wypowiedź czeskiego polityka będzie osamotniona, a zachodnie elity postarają się jej po prostu nie zauważać, w duszy marząc o powrocie do starych, dobrych biznesów z Rosją. To jednak, jak uważa Grzegorz Małecki, byłby błąd, który w krótkim czasie Europa odczuje na własnej skórze.

- Rosjanie na pewno się nie powstrzymają. Oni będą rozwijać te zdolności, zwłaszcza iż widzą, że nie ma właściwej reakcji. Reakcja, która jest, jest bardzo nieśmiała. Na pewno trzeba ostudzić ich inicjatywę, nie mówiąc już o jej przejmowaniu. Trzeba wypracować pewną koncepcję działań, które zniechęcą Rosjan do tego rodzaju operacji, bo w przeciwnym wypadku będzie się rozkręcać. I nie tylko ona, bo będą do tego dołączać Chińczycy i Koreańczycy, Irańczycy i wszyscy ci, którzy są zainteresowani tym, żeby nas sparaliżować. I chodzi o to, aby pokazać, że Europa potrafi nie tylko się bronić, ale potrafi atakować – apeluje ekspert.