Panuje powszechna zgoda co do tego, że dzieciństwo jest szczególnego rodzaju okresem troski i ochrony. W nasz system praw wbudowano zasady opieki, jaką dorośli są zobowiązani świadczyć niedorosłym, dorobkiem cywilizacji Zachodu jest nie tylko prawne zdefiniowanie dzieciństwa, lecz także (w ramach znacznie miększych, kulturowych kryteriów) upojęciowienie miłości rodzicielskiej czy stworzenie systemu społecznych oczekiwań i norm w kwestii tego, według jakiego scenariusza dzieciństwo powinno przebiegać. Wiemy, że to kluczowe lata w życiu każdego człowieka. Jesteśmy wyedukowani i świadomi. Co mogłoby pójść nie tak?
Wystarczy, że wybuchnie wojna i wszystko pójdzie nie tak. Konsumujemy medialne doniesienia o afrykańskich dzieciach-żołnierzach, o katastrofie humanitarnej w Syrii, o zbrodniczej przemocy wobec cywilów w Jemenie albo w Birmie – dobrze więc pamiętać, że w czasie II wojny światowej mieliśmy Kongo, Syrię, Jemen i Birmę u siebie. Gdy je obrać z patriotycznej propagandy, te historie wojenne z terytorium dzisiejszej Polski – nie tylko te związane z Zagładą – okazują się równie potworne. I równie bezlitosne dla najsłabszych: starców, kobiet, dzieci, przedstawicieli mniejszości, ludzi niepełnosprawnych.
Zawsze powtarzam i będę powtarzał: tęsknota za wojną jest objawem zbiorowego obłędu. Czasami wojny nie da się uniknąć, czasami toczy się wojny, które potem zostaną opisane jako „sprawiedliwe” (w każdym razie przez zwycięzców), ale to całkiem inna sprawa.

Nowi ludzie

Reklama
Warto przeczytać „Wojenkę” Magdaleny Grzebałkowskiej, by uświadomić sobie uniwersalne mechanizmy rządzące inwazjami wojen w dzieciństwo, gdy nagle wolno wszystko to, co wydawało się objęte tabu. „Wojenka” to reportaż historyczny – bazujący także na źródłach archiwalnych, ale przede wszystkim oparty o rozmowy z ludźmi, którzy byli dziećmi w czasie wojny, a dziś, naturalnie, są starzy.
Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.