W Polsce popularne jest przekonanie, że Czechy to raj ateistów. Albo kraina bezbożników. Tak czy owak, progresywna część polskiego społeczeństwa lubi myśleć o mieszkańcach Czech, że są oni szczęśliwi bez Boga. Ergo, że możliwe jest zbudowanie wspólnoty, która nie upada moralnie po zamknięciu kościołów, lecz przeciwnie: ma się dobrze. Jest to, niestety, wielopiętrowa oraz ahistoryczna utopia będąca li tylko projekcją marzeń polskich postępowców (pomijam to, że ów rzekomy ateizm nie uchronił Czechów ani przed polityczną korupcją, ani przed antyeuropejskim populizmem).
Istotnie religia nie trafia w Czechach na jedynki gazet, mało kogo obchodzi, co robią oraz mówią hierarchowie rozmaitych Kościołów (chyba że - jak kardynał Dominik Duka - postanowią straszyć imigrantami i zgniłym Zachodem, a potem mętnie usprawiedliwiać okrucieństwo wojsk Putina w Ukrainie), tematy okołoreligijne nie rozpalają debat przedwyborczych, w ostatnich latach badania religijności regularnie wykazują, że respondentów gotowych zadeklarować w ankiecie wiarę jest ok. 20 proc., z czego większość to katolicy, przeważnie morawscy (Morawy to wciąż, przynajmniej w części, katolicka ziemia).
Gdy jednak przyjrzeć się sprawie bliżej, okaże się, że czeska religijność, owszem, istnieje - ale w formie wierzeń prywatnych, domowych, zindywidualizowanych i mimo że synkretycznych, to jednak głównie postchrześcijańskich (osobliwie postkatolickich). W rzeczywistości owa zdecentralizowana postchrześcijańskość - a nie żaden twardy ateizm - jest tak interesująca dla polskich progresywistów (i tak przerażająca dla katolickich konserwatystów).
Co ciekawe zresztą, czeski pejzaż, zwłaszcza prowincjonalny, jest wybitnie katolicki - krzyże przydrożne, kapliczki, kościoły, kolumny wotywne, figury świętych strzegące mostów i mostków; jest ich multum i zaświadczają o tym, że jeszcze przed stuleciem z okładem sprawy między Czechami a Panem Bogiem miały się z gruntu inaczej.
Reklama
Co się tam właściwie stało? W wielkim skrócie: czeski katolicyzm - będący przy okazji oficjalną religią imperium Habsburgów - nie wytrzymał starcia z nowoczesnością. Przy czym pisząc „nowoczesność”, nie mam koniecznie na myśli racjonalnej cywilizacji biurokratyczno-technologicznej; nowoczesność przeorała Europę Środkową nie tylko modernizacją społeczną, lecz także rozmaitymi -izmami: nacjonalizmem, militaryzmem, faszyzmem, komunizmem. Tak się złożyło, że emocje narodowe odzyskujących kulturową niezależność (a potem niepodległość) Czech grały wymierzonym w Habsburgów antyklerykalizmem. Mit Czecha husyty powstał i utrwalił się właśnie wtedy, w drugiej połowie XIX w., a potem był bezlitośnie wykorzystywany przez kolejne nurty polityczne do legitymizacji rządów. Ostatni akord tej pieśni zagrali komuniści, którzy - uderzając po II wojnie światowej w nacjonalistyczne nuty - doprowadzili do całkowitej niemal pacyfikacji instytucjonalnego Kościoła katolickiego w Czechach (w Słowacji wyglądało to trochę inaczej, choć także represyjnie).

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP

ikona lupy />
Tomasz Maćkowiak, „Byłam katolickim księdzem. Historia Ludmily Javorovej, kobiety wyświęconej w Czechach”, Znak 2022 / nieznane