Liderka opozycji zapowiedziała, że w poniedziałek w kraju rozpocznie się strajk generalny, jeśli do niedzieli włącznie Alaksandr Łukaszenka nie spełni trzech żądań: ma on ogłosić swoją dymisję, doprowadzić do całkowitego zaprzestania przemocy na ulicach i do zwolnienia wszystkich więźniów politycznych.

"Dzisiejsza niedziela to dzień wyboru. Każdy funkcjonariusz struktur siłowych wybiera dziś, kogo broni: swojego narodu czy swoich przełożonych. Każdy urzędnik dziś wybiera, komu służy: narodowi czy reżimowi" - oznajmiła w serwisie Telegram kandydatka w sierpniowych wyborach prezydenckich.

"Wspieram wszystkich Białorusinów, którzy wyjdą dzisiaj na ulice z żądaniami narodowego ultimatum. I wesprę każdego urzędnika i funkcjonariusza struktur siłowych, który wyrazi solidarność z narodem tego dnia" - zapewniła.

Reklama

Niedzielna akcja protestu w Mińsku ma rozpocząć się o 14 (13 w Polsce). Niezależne białoruskie media informują, że w mieście zaczęły się problemy z łącznością przez mobilny internet. Serwis Tut.by podaje, że od rana w różnych miejscach w stolicy widać sprzęt wojskowy i busy z funkcjonariuszami struktur siłowych.

W związku z zapowiedzią strajku ambasada USA w Mińsku wydała komunikat, w którym wezwała swoich obywateli przebywających na Białorusi, by nie brali działu w masowych akcjach, zrobili zapasy wody, jedzenia i leków, a także mieli zapas gotówki na co najmniej trzy dni.