Redakcja witryny „Nature” wylicza ważne wybory, które odbędą się w 2024 roku: w Indiach, na Tajwanie, w USA, być może w Wielkiej Brytanii, a także – do Parlamentu Europejskiego. We wszystkich wymienionych kluczową rolę odegrają social media. Badaczki i badacze, którzy obserwują pojawiające się tam trendy, zaczynają wyrażać zaniepokojenie. Według „Nature” przed naukowcami z Europy stoi dziejowe wyzwanie – mają szansę zostać obrońcami demokracji.

Elon Musk chyba nie lubi demokracji. Albo nauki

Zwiastun tego, co nas czeka? W zeszłym tygodniu Elon Musk potwierdził, że rozwiązuje Zespół ds. Integralności Wyborów na platformie X. Komórka ta powołana została przez dawnych właścicieli dawnego Twittera właśnie po to, aby zapobiec wykorzystaniu platformy do manipulowania podczas wyborów.

Reklama

Demokracja nie jest jednak zupełnie bezbronna. W Unii Europejskiej w 2022 roku przyjęta została ustawa dotycząca usług cyfrowych. Większość jej postanowień zacznie obowiązywać w 2024 roku. Zgodnie z jej literą, każda bardzo duża platforma online (mająca więcej niż 45 milionów użytkowników) będzie musiała udostępnić swoje dane zweryfikowanym, niezależnym, niezwiązanym interesami korporacyjnymi naukowcom. Przed badaczami i badaczkami otworzy się więc skarbnica wiedzy o użytkownikach Google, największych mediów społecznościowych czy platform takich jak Amazon.

W pozyskiwaniu danych przez naukowców pośredniczył będzie w każdym kraju organ – Koordynator Usług Cyfrowych (Digital Services Coordinator). Według redakcji witryny „Nature” to również pomyślne rozwiązanie, zwiększające niezależność badaczek i badaczy od kaprysów korporacji. Zwraca jednak uwagę na inne zagrożenie: każde państwo Unii Europejskiej ma prawo „po swojemu” interpretować kwestie takie jak bezpieczeństwo i poufność przepisów handlowych. A korporacja ma prawo odmówić udostępnienia danych, jeśli uzna, że będą one w rękach badaczy niebezpieczne. W praktyce może to oznaczać odrzucenie wielu, jeśli nie większości, próśb.

Dlaczego kwestia dostępu naukowców do tych danych właśnie teraz ma tak ogromne znaczenie? Poza faktem, że zbliża się wspomniana już seria wyborcza, jest jeszcze jedna kwestia. I tutaj znowu wyłania się (nie)sławny Elon Musk. Ze wszystkimi decyzjami, które podjął odnośnie Twittera, w pakiecie.

Trudny sojusz z decydentami politycznymi będzie nieunikniony?

Jak już niedawno pisałam, omawiając inny tekst z witryny „Nature”, w czerwcu 2023 roku dzisiejszy X przestał używać otwartego interfejsu programowania aplikacji (API). Tym samym badacze i badaczki stracili dostęp do danych, którymi zajmowali się już od lat. Wspomniane kampanie wyborcze po raz pierwszy od wielu lat będą się więc odbywały w warunkach niedającego się zbadać wpływu mediów społecznościowych. Co do których skądinąd wiemy, że są wspaniałym nośnikiem fake newsów, wszelkiej dezinformacji, a w pakiecie z nimi – rasizmu, homofobii, antysemityzmu, mizoginii i innych zjawisk, bez których świat byłby zdecydowanie lepszym miejscem.

Częściowym rozwiązaniem tego problemu jest omówiony wyżej Akt o Usługach Cyfrowych, który odgórnie nakaże, także Twitterowi, dzielenie się danymi ze światem nauki. Stąd też kluczowa rola badaczek i badaczy z Unii Europejskiej, którzy, zdaniem redakcji witryny „Nature” już teraz powinni zacząć współpracować z decydentami politycznymi i podjąć wysiłki ustalenia niezbędnych procedur. Przede wszystkim ustalić trzeba, które dane są danymi poufnymi. Następnie stworzyć metodologię oceny jakości danych, po którą sięgnąć będzie można w spornych sytuacjach. I wreszcie – zastanowić się nad tym, jak zapewnić równy dostęp do danych.

Kiedy należy się tym zająć? Jak najszybciej. Żeby zdążyć załatać wszystkie luki, które będą wykorzystywać korporacje, aby odmówić dostępu do danych. Jeśli tylko Akt o Usługach Cyfrowych nie ma pozostać niepokojąco martwym prawem.

W polskim kontekście próba ustalenia takich procedur, z pośrednictwem ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, wydaje się nie tylko niemożliwa, ale dziwnie niepokojąca. Przynajmniej nie przed 15 października; potem – zobaczymy. W razie czego można mieć nadzieję, że przestroga redakcji witryny „Nature” zrobi wrażenie na naukowcach z innych europejskich państw.

Przygotowując artykuł, posiłkowałam się materiałem opublikowanym w witrynie „Nature”