W chwili, gdy kraje Unii Europejskiej starają się docisnąć Rosję i Białoruś sankcjami i wprowadzić jak największą kontrolę przepływu towarów i osób, jeden kraj postanowił zagrać inaczej. I nie ma się co dziwić, że znów są to Węgry.
Węgry wpuszczą tysiące Rosjan i Białorusinów
Nowe węgierskie prawo, które weszło w życie w lipcu, rozszerza tzw. Kartę Narodową, czyli dokument, na podstawie którego wydawane są wizy pracownicze. Ludzie, którzy go otrzymają, mają szansę na bardzo łatwe dostanie się na Węgry i podjęcie tam pracy zarobkowej. Od lipca do grona uprzywilejowanych w poszukiwaniu zatrudnienia na Węgrzech dołączyli Rosjanie i Białorusini.
A przyznać trzeba, że posiadanie Karty Narodowej daje jej posiadaczowi wiele profitów. Może on zabrać ze sobą rodzinę, a jeśli przez 3 lata będzie na Węgrzech pracował, bez większych problemów będzie mógł ubiegać się o pobyt stały.
Zachodni komentatorzy obawiają się, że otwierając granice dla nowych przybyszów z Rosji i Białorusi, Orban uchyla furtkę wszystkim tym niepożądanym przybyszom, których napływ do UE ta stara się właśnie ograniczyć. Zarówno decyzja Finlandii o zamknięciu granicy z Rosją, jak i obostrzenia w państwach bałtyckich, czy też pozostawienie przez Polskę nielicznych przejść z Białorusią mają na celu ściślejszą kontrolę nad tym, kto pojawia się na terenie Unii. Tymczasem Orban zapowiedział, że w tym roku zamierza przyjąć, tylko na podstawie Karty Narodowej, 65 tysięcy pracowników.
Orban atakuje Polskę. Ostra odpowiedź ministra
Ruch Orbana w sprawie Karty Narodowej to zaledwie jeden z elementów polityki węgierskiego premiera, która kładzie się w poprzek unijnym działaniom, szczególnie względem Rosji. To właśnie Orban blokuje przyznanie Polsce 2 mld euro, które nasz kraj dostać miał jako rekompensatę za wojskowy sprzęt, jaki przekazaliśmy Ukrainie, a ostatnio się wściekł, gdy na jego poczynania zareagowała sama Ukraina.
Ta bowiem, wstrzymując dostawy rosyjskiej ropy naftowej, odcięła dopływ tego surowca na Węgry i Słowację. Orban oskarżył Ukrainę o szantaż, ale przy okazji dostało się też Polsce. Uznał, że nasz kraj jest odpowiedzialny za doprowadzenie do zmiany układu sił w Europie przez osłabienie osi Berlin-Paryż na rzecz nowej konfiguracji: Londyn, Warszawa, Kijów, kraje bałtyckie i Skandynawia. W ten sposób osłabiona miała zostać także Grupa Wyszehradzka, która w interpretacji Orbana miała opierać się na uznaniu silnych Niemiec i Rosji i tworzyć trzecią ważną siłę. Miała to być według węgierskiego premiera realizacja "dawnego planu Polski". Szybko jednak doczekał się odpowiedzi ze strony polskich polityków.
- Nie bardzo rozumiem, dlaczego Węgry chcą pozostawać członkiem organizacji, których tak nie lubią i które podobno ich źle traktują. Dlaczego nie stworzy Unii z Putinem i z niektórymi państwami autorytarnymi tego typu? To jest na takiej zasadzie, jak się nie chce być członkiem jakiegoś klubu, to zawsze można wystąpić. Z całą pewnością jest to polityka antyunijna, antyukraińska, antypolska w tej chwili – skomentował oskarżenia Orbana, wiceminister spraw zagranicznych Polski, Władysław Teofil Bartoszewski.
Komisja Europejska sprawdzi Orbana
Komisja Europejska zwróci się do władz węgierskich o wyjaśnienie zakresu ułatwień wizowych dla Rosjan i Białorusinów oraz ich zgodność z unijnymi przepisami - poinformowała we wtorek rzeczniczka KE Anitta Hipper. Węgry nie mogą wpuszczać osób stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa UE.
-KE skontaktuje się z węgierskimi władzami w tej sprawie - w szczególności po to, by wyjaśniły one zakres programu oraz to, czy jest on zgodny lub nie z unijnymi zasadami - twierdzi rzeczniczka KE.