„Pytanie, które należy dzisiaj postawić, to dlaczego izraelska armia i służby, permanentnie nastawione na potencjalny konflikt, który może zdarzyć się z godziny na godzinę, zostały zaskoczone jak dziecko, dosłownie podczas snu. To się przełożyło na setki zabitych i co najmniej dziesiątki porwanych” – mówi PAP redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.

„Zwykle wytłumaczeniem takiej sytuacji jest to, że zawodzi człowiek. Pytanie brzmi tylko, na jakim poziomie i w jakich okolicznościach popełniony został ten błąd” – dodaje analityk.

Strefa Gazy, jako źródło potencjalnego konfliktu, jest pod stałym ścisłym nadzorem Izraela. „Oko armii i służb stale było tam skierowane, a sytuacja była monitorowana przez najróżniejsze środki – od informatycznych i elektronicznych po drony, plus całą masę narzędzi, o których możemy nawet nie wiedzieć. Do tego Izrael musi tam mieć swoją agenturę” – zaznacza rozmówca PAP.

„Sygnały o potencjalnym ataku, o przygotowaniach, musiały do Izraela docierać. Musiało być tak, że na jakimś poziomie węzłowym, ktoś tę informację zatrzymał albo nieprawidłowo zanalizował. To mógł być splot przypadków, ale też ludzki błąd” – dodaje Cielma. Informacje wywiadowcze mogły zostać zbagatelizowane lub z jakiegoś powodu nie potraktowane poważnie, w tym na najwyższym szczeblu politycznym.

Reklama

„Sytuację przegapił nie tylko Izrael. Wiadomo, że sytuację w regionie monitoruje ściśle też amerykański wywiad, zwłaszcza w obszarze międzynarodowego otoczenia, wsparcia, udzielanego Hamasowi z zewnątrz, przede wszystkim od Iranu” – mówi Cielma.

Jak jednak dodaje, „błędu trzeba szukać przede wszystkim w Izraelu, bo to to państwo ma najwięcej narzędzi i najlepsze rozpoznanie”.

„Będzie zapewne dochodzenie, którego celem będzie wyjaśnienie, kto i co zawiodło. Teraz jednak przed Izraelem stoi najtrudniejsze zadanie. Wypchnięcie bojowników Hamasu z terytorium Izraela czy ataki lotnicze na Gazę to stosunkowo najłatwiejsza jego część. Wejście do Gazy, do którego zapewne dojdzie, byłoby bardzo trudne ze względu na to, że jest to bardzo zurbanizowany teren, a armia stanęłaby wobec przeciwnika, który stosuje metody terrorystyczne, chowa się wśród cywilów” – mówi rozmówca PAP. Dodaje, że wzięcie przez Hamas „w najlepszym razie dziesiątek zakładników”, stawia władze Izraela w sytuacji, w której „nie mają dobrego wyboru”.

Jak mówi Cielma, skala ataku Hamasu i poziom jego zorganizowania świadczą o długotrwałym planowaniu, budowaniu zdolności, skutecznych działaniach na rzecz utrzymania przygotowań w tajemnicy. „Na nagraniach widać, że bojownicy byli zorganizowani, podzieleni na grupy. Pierwszy cel to przełamanie granicznych barier i wdarcie się na teren Izraela. Część z Palestyńczyków nich miała sparaliżować i +związać+ te oddziały izraelskie, których zadaniem było pilnowanie strefy nadgranicznej. Pozostałe grupy były w stanie przemieścić się nawet kilkadziesiąt kilometrów w głąb kraju, dokonując przy tym masowych zbrodniczych ataków na cywilów” – wymienia Cielma.

„To nie była operacja chaotyczna, zorganizowana z dnia na dzień. Udało się zaskoczyć Izraelczyków i wykorzystać w dynamicznych działaniach to zaskoczenie, by na kilkanaście godzin wedrzeć się w głąb kraju, sprowadzić ich do defensywy. Wobec siły izraelskiej armii Hamas zdawał sobie sprawę, że może mieć inicjatywę tylko na pierwszym etapie, a potem nastąpi odwet. Ale ten czas bojownicy wykorzystali na krwawe ataki, by siać jak największy strach i paraliż” – dodaje ekspert.

„Celem tego terrorystycznego ataku było, jak to już wielokrotnie powiedziano, zrobienie Izraelczykom ich +11 września+. To zamach, zadanie ograniczone w czasie, ale chodziło o zadanie jak największych strat w ludności cywilnej” – ocenia Cielma.

Analityk jest przekonany, że operacja na taką skalę musiała być wspierana przez „zewnętrznych aktorów”, zainteresowanych tym, by „Bliski Wschód płonął, a także by wysadzić proces stabilizowania relacji między Izraelem i Arabią Saudyjską”.

„Naturalnym podejrzanym jest wspierający Hamas Iran, ale jeśli spojrzeć, jakie implikacje może to mieć dla sytuacji międzynarodowej i zaangażowania amerykańskiej pomocy, to stąd już krótka droga do Rosji jako beneficjenta tej sytuacji” – mówi Cielma. USA, sojusznik Izraela mogą znaleźć się w sytuacji, gdy „będą musiały wyznaczyć priorytety w pomocy wojskowej i jeszcze bardziej może się skomplikować temat wysyłania wsparcia dla Ukrainy”. (PAP)