"Osobie, która nie ma dostępu do materiałów wywiadowczych, trudno powiedzieć, jak obecnie wyglądają zasoby militarne obwodu królewieckiego. Znając mniej więcej stan wyjściowy, możemy stwierdzić, że na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy, Rosjanie wyprowadzili część swoich sił z obwodu królewieckiego. Dotyczy to zarówno ludzi, jak i sprzętu wojskowego, który posłużył wzmocnieniu jednostek walczących na Ukrainie" – powiedział Kiński.

Jak zaznaczył, eksklawa królewiecka nie ma bezpośredniego połączenia z terytorium Federacji Rosyjskiej. "Zaopatrywanie jest możliwe drogą kolejową, ale to wymaga zgody państw bałtyckich, drogą morską lub powietrzną" – wyjaśnił ekspert. Dodał, że sytuacja obwodu królewieckiego pogorszyła się wraz ze wstąpieniem Finlandii do NATO. "Finlandia może zamknąć wyjście z Zatoki Fińskiej, więc o zaopatrywaniu drogą morską nie ma mowy. Pozostaje wyłącznie droga powietrzna, ale w przypadku konfliktu, przestrzeń powietrzną także będą blokowały państwa NATO" – tłumaczył.

Łatwa neutralizacja sił w obwodzie królewieckim

W ocenie Kińskiego, neutralizacja sił stacjonujących w obwodzie królewieckim byłaby stosunkowo prosta. Jak podkreślił, jedynym scenariuszem stwarzającym faktyczne zagrożenie, byłoby zajęcie przez Rosjan przesmyku suwalskiego. Przesmyk ten to obszar wokół Suwałk, Augustowa i Sejn, łączący Polskę z Litwą z pozostałymi krajami bałtyckimi, zarazem oddzielający należący do Rosji obwód królewiecki od Białorusi.

Reklama

"Mówię o sytuacji, w której siły znajdujące się w obwodzie królewieckim i te stacjonujące na Białorusi połączyłyby się poprzez przesmyk suwalski. Natomiast utrzymanie przesmyku przez Rosjan nie byłoby wcale proste. W wypadku eskalacji, siły NATO miałyby możliwość wykonania prewencyjnych uderzeń na terytorium obwodu, po to, by wyeliminować z walki kluczowe elementy obronne i nie tylko" – tłumaczył Kiński.

"Ukrycie sprzętu na tak niewielkim terytorium byłoby bardzo trudne"

Dodał, że dotyczy to np. stacjonującej tam brygady rakiet Iskander czy stacji radiolokacyjnej Woroneż-DM, obserwującej obiekty w powietrzu i przestrzeni kosmicznej. "Ukrycie sprzętu na tak niewielkim terytorium byłoby bardzo trudne" – mówił. Jak dodał, sytuacji obwodu nie poprawia też stacjonująca w Bałtyjsku Flota Bałtycka. "Jednostki floty nie mają właściwie możliwości operowania na Bałtyku. Jeżeli wyszłyby na morze, łatwo uległyby zniszczeniu" – podkreślił. Dodał, że wstąpienie do NATO Finlandii i w najbliższej przyszłości Szwecji, daje Sojuszowi pełną kontrolę nad akwenem Morza Bałtyckiego.

Pytany, jakie jednostki stacjonują w obwodzie królewieckim, ekspert wymienił m.in. elementy dywizji zmechanizowanej ze stosunkowo starym wyposażeniem, brygadę piechoty morskiej, dywizjon przeciwlotniczy i brygadę rakietową z 12 wyrzutniami systemu Iskander-M. Jak zauważył, "na Ukrainę najprawdopodobniej przerzucono jednostki pancerne i zmechanizowane".

"Warto wspomnieć także o brygadzie artylerii, choć była ona wyposażona w sprzęt z czasów Układu Warszawskiego" - mówił. "W obwodzie znajdują się również elementy 34. Mieszanej Dywizji Lotniczej. To eskadra bombowców frontowych Su-24M, eskadra samolotów wielozadaniowych Su-30 i Su-30SM2. Przed wybuchem wojny oceniano, że sprawnych było około 50 samolotów. Dodatkowo stacjonuje tam kilkadziesiąt śmigłowców" – mówił. Zwrócił jednocześnie uwagę na wysokiej jakości obronę przeciwlotniczą dalekiego zasięgu, za którą odpowiada należąca do Sił Powietrzno-Kosmicznych 44. Dywizja Obrony Przeciwlotniczej. Jak dodał, dysponuje ona dwoma pułkami rakietowymi, w których skład wchodziło 8 dywizjonów pocisków S-400 i S-300PS.

Rosyjska broń jądrowa

Pytany, czy w obwodzie królewieckim może znajdować się rosyjska broń jądrowa, ekspert odpowiedział twierdząco. "Jest taka możliwość, ponieważ Rosjanie regularnie stosują szantaż nuklearny. Jednak, czy znajduje się tam broń jądrowa, to wiedzą tylko wywiady państw, które dysponują ciągłym monitoringiem satelitarnym w tym rejonie" – powiedział.

Wyjaśnił, że przeprowadzony przez Rosjan remont magazynów, w których może być przechowywana broń jądrowa, wynikał najprawdopodobniej z przezbrojenia 152. Brygady Rakietowej z systemu Toczka-U na systemy Iskander-M. "Trzeba jednak pamiętać, że do niedawna Rosjanie mogli stosunkowo łatwo przerzucić broń jądrową zarówno drogą morską, jak i lotniczą. Przewiezienie kilku lub kilkunastu głowic jądrowych nie było żadnym problemem" – zaznaczył.

Na początku lipca Rosjanie rozstawili w obwodzie królewieckim nowe systemy obrony wybrzeża. "Obydwa reprezentują współczesną generację tych systemów. Zastąpiły starsze systemy, takie jak Rubież i Redut" – wyjaśnił Kiński. Ekspert ocenił, że system 3K60 Bał "nie jest żadną rewelacją". Tłumaczył, że jest on generacyjnym odpowiednikiem amerykańskich pocisków Harpoon, które dziś są wycofywane z użycia. Wyjaśnił, że znacznie groźniejszy jest system K-300P Bastion-P. "Jego pociski 3M55 Oniks to pociski o wysokiej prędkości naddźwiękowej sięgającej Mach=3, więc czas reakcji dla obrony przeciwlotniczej przeciwnika jest ograniczony" – mówił. Zaznaczył, że obydwa systemy są wyspecjalizowanymi systemami przeciw okrętowymi.

Jak dodał, Rosjanie próbowali użyć systemu Bastion do rażenia celów lądowych na Ukrainie, ale wynikało to z desperacji i braku innych środków. "Są to systemy groźne dla okrętów państw NATO, ale z całą pewnością nie są gamechangerami. Chociażby ze względu na to, że stacjonują na tak niewielkim obszarze, łatwo jest je wykryć i zniszczyć np. elementy dowodzenia i obserwacji technicznej. Jeśli taki system będzie ślepy, może odpalić pociski na odległość najwyżej kilkunastu-kilkudziesięciu kilometrów" – wyjaśnił.

Autorka: Daria Al Shehabi