Jeden cel, dziesiątki dronów
Zamiast ataków rozproszonych po całym kraju, rosyjskie wojska wybierają jedno miasto i przeprowadzają zmasowane uderzenie. Tylko tej nocy w Zaporożu według doniesień zaatakowało aż 40 dronów „Gerań-2” — to więcej niż kiedyś w skali całego frontu. Uderzenia są precyzyjne, a ich celem są strategiczne obiekty infrastrukturalne i przemysłowe.
Ten sam schemat widoczny był wcześniej w Odessie i Kropywnyckim. Eksperci sugerują, że taki model ataku może „przeładowywać” systemy obrony powietrznej, czyniąc je mniej skutecznymi. Jeden z celów — zakład „Hydrosila” w Kropywnyckim — został niemal całkowicie zniszczony.
Drony z „oczami”, precyzją i potężną głowicą
Nowe „Gerań-2” to już nie tanie drony, a wysoko zaawansowane narzędzia wojny. Ich systemy sterowania umożliwiają kontrolę nie tylko przez satelitę, ale również w czasie rzeczywistym na podstawie przesyłanego obrazu wideo. W mediach społecznościowych pojawiły się nagrania pokazujące, jak dron manewruje, unika ostrzału z Ziemi i celnie trafia w skład paliwowy w Sumach.
Niektóre z dronów, według doniesień, wyposażone były w głowice termobaryczne – czyli ładunki, które po eksplozji wytwarzają ogromną chmurę łatwopalnego aerozolu, a następnie ją detonują. Efekt? Fala uderzeniowa o niezwykle wysokim ciśnieniu, która może niszczyć nie tylko konstrukcje budowlane, ale również wypalać wnętrza pomieszczeń. Być może stąd masowe pożary w miejscach przylotów.
Co więcej, niektóre urządzenia mają na pokładzie modemy z kartami SIM, co może sugerować, że obraz przesyłany jest przez sieć komórkową. Taki poziom kontroli pozwala na atakowanie nie tylko wcześniej zaplanowanych celów, ale również tych wykrytych podczas nalotu.
Kamery pokazują więcej, niż dotąd widzieliśmy
W ostatnich dniach w sieci pojawia się zaskakująco dużo materiałów z miejsc rosyjskich ataków – w tym panoramiczne nagrania pożarów i zniszczeń w ukraińskich miastach. To znacząca zmiana, bo do tej pory Ukraina unikała i karnie zakazywała publikowania takich treści. Obawiano się, że mogą one wpłynąć negatywnie na morale społeczeństwa lub posłużyć Rosjanom do planowania kolejnych uderzeń.
Teraz jednak nagrania z Odessy, Sum i Kropywnyckiego pokazują skalę zniszczeń niemal w czasie rzeczywistym – z dronów, kamer miejskich i prywatnych telefonów. Z jednej strony to zwiększa transparentność, ale z drugiej — może odsłaniać słabe punkty obrony. Być może władze Ukrainy chcą wykorzystać obrazy z nocnych bombardować do zmobilizowania wsparcia ze strony Zachodu.
Wysokie loty, gwałtowne nurkowanie
Nowa technika ataku polega na grupowym podejściu z wysokości ponad 2 km i gwałtownym pikowaniu na cel. Tzw. „roje” dronów najpierw formują się w powietrzu, a potem niemal jednocześnie spadają na wskazane lokalizacje. Taki manewr znacznie utrudnia skuteczne zastosowanie broni przeciwlotniczej, szczególnie ręcznej.
W efekcie obrona powietrzna Ukrainy musi zużywać więcej rakiet, co prowadzi do wyczerpywania zapasów. Dodatkowo, wysoka intensywność i szybkość ataku utrudnia reakcję mobilnych grup z karabinami maszynowymi i dronami przechwytującymi.
Przemysł wojenny na celowniku
Wybuchy w Odessie, Sumach i Kropywnyckim uderzyły w konkretne sektory przemysłu. Wśród nich znalazły się zakłady produkujące spawarki, komponenty do dronów morskich oraz GPS-y — kluczowe elementy wykorzystywane przez Siły Zbrojne Ukrainy.
W niektórych miejscach odnotowano wtórne eksplozje, co może świadczyć o obecności materiałów wybuchowych lub paliw. Oznacza to, że ataki nie są przypadkowe — drony wybierają cele, które mogą przynieść maksymalne szkody ukraińskiej zbrojeniówce i armii.