– Kryzys zwiększa gotowość polityczną do reform, a społeczeństwa do ponoszenia ofiar. Największe zmiany były przeprowadzane pod presją poważnego zagrożenia czy wręcz załamania gospodarki – mówi Dariusz Rosati, ekonomista i były minister spraw zagranicznych.
Prezydentowi USA Barackowi Obamie udało się w lipcu przeforsować ustawę o reformie systemu finansowego, która da państwu większy wpływ na działanie banków i ma chronić ich klientów przed nadużyciami. Chodzi o to, by nie powtórzyła się sytuacja z jesieni 2008 r., kiedy zbankrutował Lehman Brothers. Również Unia Europejska przymierza się do podobnych regulacji rynków finansowych.
Najpilniejsze jest teraz jednak zreformowanie finansów publicznych, które ucierpiały na walce z kryzysem i z powodu szczodrych pakietów ratunkowych dla gospodarek. Świat tonie w długach, dlatego rząd Hiszpanii tnie budżet i uelastycznia rynek pracy, Grecja reformuje system podatkowy, Niemcy zapowiadają wydłużenie wieku emerytalnego do 67. roku życia.
Na jakich doświadczeniach poprzedników powinni dziś oprzeć się politycy? Wybraliśmy siedem najważniejszych reform w ciągu ostatnich 100 lat.
Reklama

Roosevelt cierpi na depresję

„Utknęliśmy w wielkim bagnie, myląc się w kontrolowaniu delikatnej maszyny, której działania nie rozumiemy” – pisał w 1930 r. znany ekonomista John M. Keynes.
Wielka depresja mogła się wydawać wówczas końcem świata. Produkcja w USA spadła o połowę, handel międzynarodowy zamarł, bezrobocie wzrosło do 25 proc. Miliony ludzi nie miały co jeść, podczas gdy obok palono magazyny kawy czy cukru, by zmniejszyć podaż i zatrzymać spadek cen.
Nowy prezydent Franklin Delano Roosevelt zgromadził wokół siebie zespół intelektualistów zwany trustem mózgów i w 1933 r. zaproponował społeczeństwu nową politykę gospodarczą. Tzw. nowy ład (New Deal) polegał przede wszystkim na interwencjonizmie państwowym. Przy robotach publicznych zatrudniono 8,5 mln ludzi, wydając na to 10 mld dolarów, rozkręcano też popyt wewnętrzny, podnosząc minimalne stawki za pracę. Z dnia na dzień przestał obowiązywać parytet złota, a dolar został zdewaluowany, by wesprzeć eksport. Państwo zagwarantowało emerytury i depozyty bankowe obywateli.
Do dziś historycy spierają się o to, czy New Deal pomógł w przezwyciężeniu kryzysu, czy też go przedłużył. Wzrosły podatki, koszty prowadzenia działalności gospodarczej, co – zdaniem przeciwników Roosevelta – doprowadziło do kolejnego kryzysu w 1937 r.
A jednak nowa polityka gospodarcza przyniosła prezydentowi wielką popularność. Dzięki niej wygrywał wybory czterokrotnie.

Erhard działa znienacka

„Panie Erhard, moi doradcy twierdzą, że popełnia pan straszliwy błąd” – tak generał Lucius Clay, dowódca wojsk okupacyjnych w Niemczech, przywitał ministra gospodarki, a późniejszego kanclerza Ludwiga Erharda. Ten bez uzgodnienia z nim, w wielkiej tajemnicy, rozpoczął wielką reformę gospodarczą. „Niech pan ich nie słucha, generale, moi doradcy mówią mi to samo” – miał opowiedzieć Erhard, który doskonale wiedział, że gdyby wystąpił o zgodę, to by jej nie dostał.
Generał Clay wolał udawać, że wszystko stało się za jego przyzwoleniem, niż wystawić się na pośmiewisko. Największa od czasów Bismarcka reforma rozpoczęła się 20 czerwca 1948 r., w niedzielę, gdy sklepy i urzędy były zamknięte. W miejsce marki Rzeszy (RM) wprowadzono markę niemiecką (DM). Erhard powiadomił rodaków w przemówieniu radiowym, że unieważnił kartki żywnościowe i zliberalizował ceny.
Ze swymi wolnorynkowymi reformami poszedł pod prąd ówczesnym tendencjom. W niemal całej Europie Zachodniej reglamentowano podstawowe artykuły i wprowadzano planowanie gospodarcze. Ówcześni politycy ulegli fascynacji modelem socjalistycznym po pokazie siły, jakiego udzielił w czasie wojny ZSRR. Myślano nawet o upaństwowieniu podstawowych sektorów gospodarki, w tym kopalni i hut. Dzięki reformom Erharda, także kolejnym, zwiększającym konkurencję w gospodarce, Niemcy zaczęły się szybko rozwijać. Już po kilku latach mówiono o niemieckim cudzie gospodarczym. – Doprowadził do porozumienia pracodawców ze związkami, dzięki czemu zapewnił Niemcom pokój społeczny na dziesiątki lat – ocenia Dariusz Rosati.
Erhard, aby uspokoić Niemców, nazwał swoje działania „społeczną gospodarką rynkową”, które to pojęcie jest teraz, zdaniem Rosatiego, opacznie rozumiane jako prawo do jak najkrótszej pracy, licznych urlopów i zasiłków.

Thatcher zostaje miss prywatyzacji

Przed dwoma laty brytyjska gazeta „Daily Telegraph” zorganizowała plebiscyt i zadała czytelnikom pytanie, którego ze znanych polityków najchętniej widzieliby jako szefa rządu. Żelazna Dama zwyciężyła w cuglach, pokonując ówczesnego premiera Gordona Browna. Tymczasem jeszcze w 1990 r. odchodziła z rządu powszechnie znienawidzona, po zamieszkach związanych z planami wprowadzenia podatku pogłównego (poll tax). Widać, że prawdziwych reformatorów docenia się po latach.
Thatcher była kolejnym po Ludwigu Erhardzie przywódcą, który zwycięsko przeciwstawił się modnemu po wojnie etatyzmowi. Ograniczyła rolę państwa w gospodarce, prywatyzując połowę dawnego sektora publicznego, w tym przemysł stalowy, paliwowy i telekomunikacyjny. Zdecydowanie ścięła rozdęte wydatki publiczne, zlikwidowała dotacje dla przedsiębiorstw, podniosła stopy procentowe, zdusiła inflację. Ciemną stroną reform był początkowo wzrost bezrobocia, który dopiero w latach 90. spadł do poziomu jednego z najniższych w Europie. Z drugiej strony reformy wzmocniły klasę średnią, np. liczba posiadaczy własnego domu wzrosła o 3 mln.
Nie mniej ważnym posunięciem było ograniczenie roli związków zawodowych, które miały wielkie wpływy i co chwilę paraliżowały kraj strajkami.
Na reformach Thatcher najwięcej zyskali zamożni. Zmniejszyła nałożone na nich podatki, które wcześniej sięgały 83 proc. dochodu.
W latach 70. Wielką Brytanię nazywano chorym człowiekiem Europy. „Dziś już nikt nie obawia się zarażenia brytyjską chorobą. Dziś ustawiają się kolejki po nowe brytyjskie lekarstwo” – mogła mawiać Thatcher w kolejnej dekadzie.

Pinochet i chłopaki z Chicago

Dla jednych Pinochet jest bohaterem, który uratował Chile przed komunizmem. Inni widzą w nim zbrodniczego dyktatora odpowiedzialnego za śmierć tysięcy opozycjonistów. Jedno nie ulega wątpliwości: postawił na nogi rozpadającą się gospodarkę. W 1971 r. Chile było bankrutem, a na rynku szalała hiperinflacja. Po przejęciu władzy w 1973 r. Pinochet zlecił przeprowadzenie reform ekonomistom wykształconym w Chicago (stąd używane w stosunku do nich określenie „Chicago boys”) i będącym pod wpływem Miltona Friedmana, guru monetarystów. W ciągu kilku lat sprywatyzowano niemal cały majątek w rękach państwa, zlikwidowano monopole, bariery protekcjonistyczne, subsydia, płacę minimalną i obniżono podatki. Najbardziej znana jest jednak pionierska w skali świata reforma emerytalna, na której zresztą wzorował się rząd Buzka, wprowadzając OFE. Chilijczykom pobiera się na poczet przyszłej emerytury 13 proc. dochodów, ale sami mogą decydować, czy pieniądze te w całości trafią do państwowego, czy prywatnego funduszu emerytalnego. Dzięki reformom gospodarka Chile zaczęła rosnąć szybciej niż inne kraje Ameryki Południowej. Czy to oznacza, że najbardziej radykalne i skuteczne reformy można przeprowadzić tylko w warunkach dyktatury? Niezupełnie. – W przypadku dyktatury mamy dużo większą niepewność, jaką politykę gospodarczą władza wybierze. Przykład Wenezueli pod rządami Hugo Chaveza pokazuje, że nie musi być to model wolnorynkowy i liberalny. Jeśli jednak taki model wybierze, z czasem, gdy mamy wzrost zamożności, wykształcenia, rośnie presja na demokratyzację – tłumaczy prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów.
Tak było i w Chile, gdzie dyktator musiał odejść, i w Korei Południowej – junta upadła po serii wielkich demonstracji studenckich.

Balcerowicz wszystkich szokuje

Ani sam Balcerowicz, ani inni eksperci nie wiedzieli, jak zareaguje znajdująca się na równi pochyłej socjalistyczna gospodarka na zaaplikowanie jej 1 stycznia 1990 r. końskiej kuracji. Prof. Gomułka, który był jednym ze współautorów ówczesnego planu reform, wspomina błędne kalkulacje doradzającego rządowi światowej sławy ekonomisty Jeffreya Sachsa. – Uważał, że nie będzie recesji, żadnego spadku produkcji, bezrobocia, tylko natychmiastowa, radykalna poprawa poziomu życia wszystkich. Kompletnie minimalizował koszty tej operacji. Myślał o niej w kategoriach programu antyinflacyjnego. Nie zwrócił uwagi, że w ramach starego systemu gospodarka produkowała dobra nieadekwatne do nowej sytuacji, niepotrzebne.
Sąsiednie kraje przechodzące transformację gospodarczą sądziły, że są bogatsze o doświadczenia Polski i zdecydowały się na wolniejsze reformy. Efekt był jeszcze bardziej rozczarowujący, tyle że rozłożony w czasie.
– Zamysł był słuszny, ale nie ustrzeżono się błędów. Do głównych należały zbytnia dewaluacja złotego i dopuszczenie do narośnięcia góry złych długów w polskich firmach – ocenia Dariusz Rosati.
Do planu Balcerowicza przylgnął termin „terapia szokowa”. Zdaniem prof. Gomułki to nieporozumienie. – Proszę zauważyć, że prywatyzacja była powolna, podobnie jak zmniejszanie inflacji. Poniżej 10 proc. stopy inflacji zeszliśmy dopiero po 10 latach – mówi.
Jego zdaniem naprawdę szokowa terapia miała miejsce tylko w jednym kraju, w NRD. Niemiecki rząd bał się, że w przypadku stopniowych zmian i bez napływu kolosalnych środków Niemcy zaczną uciekać na Zachód, co zamieni wschodni obszar w pustynię. Dlatego oddawano wszystkie przedsiębiorstwa w NRD niemal za darmo i szybko, podwyższono płace realne i świadczenia socjalne. Operacja zakończyła się sukcesem, ale trzeba było co roku pompować do wschodnich landów około 100 mld dolarów przez wiele lat.

Deng Xiaoping budzi smoka

„Nieważne, czy kot jest czarny, czy biały. Ważne, aby łowił myszy” – to powiedzenie przywódcy Chin Deng Xiaopinga stało się symbolem wielkiej transformacji kraju, który wyprzedził dziś Japonię pod względem wielkości gospodarki.
Reformy Denga, notabene bohatera wojny z Japończykami, były odpowiedzią na klapę forsowanych przez Mao Tse Tunga strategii wielkiego skoku i rewolucji kulturalnej. Zakończyły się one klęską głodu, która pociągnęła za sobą ponad 40 milionów ofiar.
W 1978 r. rozpoczęto reformy, likwidując komuny, które kontrolowały przedsiębiorstwa i produkcję rolną. Przekazano chłopom ziemię. W drugiej ich fali, kilka lat później, dopuszczono kapitał prywatny, szczególnie z diaspory chińskiej. Trzecia zaś fala ma miejsce obecnie i wiąże się z prywatyzacją przedsiębiorstw państwowych. Rezultatem tych działań jest bardzo szybki wzrost gospodarczy, mimo braku demokracji, wynoszący średnio 10 proc. rocznie.
Chińczycy przejęli model koreański, który polegał na orientacji gospodarki na eksport, wielkie inwestycje i innowacyjność. Pomagają sobie utrzymywaniem niskiego kursu walutowego, co od dawna budzi irytację USA. Koncepcja chińskich reform opartych na kontroli państwa stoi w sprzeczności z liberalną szkołą Adama Smitha, która przyniosła sukces Chile.
„Przez otwarte okno wlatują również muchy” – mawiał Deng, kiedy reformy przyniosły skutki uboczne: inflację, korupcję i drastyczne różnice w zamożności między mieszkańcami miast i wsi. Większość tych ostatnich nie korzysta z żadnych ubezpieczeń społecznych. Rosną też obawy, czy chiński smok nie rozpędził się za bardzo. Zagrożeniami dla wzrostu są przegrzanie rynku nieruchomości i presja na zwiększanie płac. Chińska gospodarka jest obecnie 90 razy większa niż w 1978 r.

Lula wyciąga z biedy miliony

Na szczycie G20 w Londynie prezydent USA Barack Obama obściskiwał przywódcę Brazylii, mówiąc: – To dopiero gość. Kocham go! Najpopularniejszy polityk na ziemi!
Inacio Lula da Silva wiedzie swój kraj do grona największych mocarstw ekonomicznych – w ciągu ośmiu lat rządów podwoił PKB do kwoty 2 bln dolarów. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie to, że przed objęciem urzędu prezydenta był związkowym populistą głoszącym hasła, od których włosy jeżą się na głowie. – Jestem chodzącą metamorfozą – mawia teraz o sobie.
Lula wywodzi się z biednej rodziny. Już jako dziecko sprzedawał na ulicy orzeszki, ciastka i owoce, pracował w pralni. W wieku 14 lat poszedł do fabryki produkującej części metalowe. Może dlatego jest tak bardzo kochany przez najuboższych. Co więcej, Lula da Silva umiał połączyć reformy wolnorynkowe z wyciąganiem milionów ludzi z biedy. Pobudził popyt wewnętrzny. Zapewnił sobie olbrzymią popularność i gdyby startował w kolejnych wyborach, wygrałby je bez problemu.
Trzeba przyznać, że na sukcesy Luli pracowali też poprzednicy, zwłaszcza Fernando Cardoso, który stłumił inflację i zniósł monopol w energetyce, łączności oraz transporcie. Jako prezydent Lula prowadzi rygorystyczną politykę monetarną i fiskalną, odrzucił protekcjonizm, zaczął zmniejszać wielki sektor publiczny. Niemniej w tej ostatniej dziedzinie jest jeszcze wiele do zrobienia. – Ze względu na nadmierną rolę państwa, czyli polityki, w gospodarce Brazylia nie była i wciąż nie jest prawdziwym tygrysem, jakimi były Korea Południowa, Tajwan czy Hongkong – zwraca jednak uwagę prof. Leszek Balcerowicz.
Brazylijski tygrys może jednak jeszcze pokazać pazury.
ikona lupy />
Dla wielu Polaków plan Balcerowicza był trudny do zaakceptowania Fot. Teodor Walczak/PAP / DGP