Niemcy chcą naszych robotników. Oferują pensje nawet o 15 proc. wyższe niż pół roku temu.
Niemieckie firmy wciąż poszukują pracowników z Polski. Liczyły, że za Odrę po otwarciu od maja tamtejszego rynku pracy ruszy fala fachowców. A wyjechało niewiele ponad 20 tys. osób.
W tym tygodniu ruszyła pierwsza w Polsce internetowa giełda pracy, na której przedsiębiorcy zza Odry publikują oferty dla naszych pracowników (www.workport24.com). Mają z niej korzystać głównie małe i średnie firmy, które szukają rąk do pracy, ale nie stać ich na fachową rekrutację przeprowadzaną przed duże agencje pośrednictwa. Ogłaszać mogą się też Polacy, którzy poszukują zatrudnienia.
Portal powstał z inicjatywy kilku niemieckich organizacji pracodawców i agencji pośrednictwa Work Sevice. Jej przedstawiciel Krzysztof Ingot zapewnia, że wszyscy pracodawcy są weryfikowani. – Nie ma więc zagrożenia, że robotnik z Polski będzie wykorzystywany czy traktowany gorzej niż rodowity Niemiec – mówi. Kandydat na pracownika za ogłoszenie nic nie płaci, natomiast przedsiębiorca za anons i dostęp do bazy danych musi uiścić kilkanaście euro.
Reklama
Zainteresowanie niemieckich przedsiębiorców pracownikami z Polski potwierdza także Iwona Makowiecka z Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej we Wrocławiu. – Mamy po kilkanaście zapytań od pracodawców z Saksonii czy Brandenburgii co miesiąc, ale my nie zajmujemy się pośrednictwem – mówi. Przemysław Osuch, menedżer z agencji pośrednictwa pracy Adecco, zwraca uwagę, że niemieckie przedsiębiorstwa są nawet gotowe ponieść wyższe koszty, byleby ściągnąć do siebie naszych rodaków. – Firmy, które zleciły nam rekrutację, gotowe są dziś płacić nawet 10 – 15 proc. więcej niż jeszcze pół roku temu – mówi Osuch.
Od maja do Niemiec wyjechało ponad 20 tys. Polaków – szacuje niemiecki Centralny Rejestr Obcokrajowców. To trzy razy mniej, niż prognozował nasz resort pracy, i znacznie mniej, niż wynoszą dziś potrzeby tamtejszego biznesu. Z danych Instytutu Badań nad Rynkiem Pracy wynika, że fachowców i specjalistów poszukuje dziś ponad 70 proc. niemieckich firm. I choć ostatnie prognozy gospodarcze mówią o spowolnieniu wzrostu PKB u naszych sąsiadów z 3 do 0,8 proc., to eksperci uważają, że rąk do pracy w dalszym ciągu będzie tam brakować. Bezrobocie za Odrą spadło we wrześniu do zaledwie 5,9 proc.
Zapotrzebowanie na pracowników jest tak duże, że Polacy mogą dziś negocjować pensje i warunki pracy. Coraz więcej firm gotowych jest także finansować naszym rodakom doszkalające kursy zawodowe i językowe, pomagać w wynajęciu mieszkania, a nawet płacić po kilkadziesiąt euro dziennie tzw. rozłąkowego. To rodzaj premii, która sprawia, że pensje polskich pracowników równają się z zarobkami ich niemieckich kolegów. Dobry elektryk, ślusarz czy mechanik może zarobić dziś ponad 2 tys. euro miesięcznie. Na jeszcze lepsze warunki mogą liczyć specjaliści: lekarze, inżynierowie, informatycy czy technicy opracowujący dokumentację budowlaną. Ich pensje zaczynają się od 4 tys. euro miesięcznie, ale ci z doświadczeniem i dobrą znajomością języka mogą zarobić 6 – 8 tys. euro.
Niewykluczone więc, że chętnych do wyjazdu będzie przybywać. Zwłaszcza że prognozy dotyczące polskiego rynku pracy wcale nie są optymistyczne. Ekonomiści spodziewają się, że w październiku będzie wyższe niż obecne 11,8 proc., co jest m.in. związane z zakończeniem prac sezonowych w rolnictwie. Piotr Bujak, ekonomista z Raiffeisen Banku, uważa nawet, że pod koniec roku stopa bezrobocia przekroczy 12,5. To zaś oznacza, że liczba bezrobotnych wzrośnie o 150 tys.