ZUS od 80 lat radzi sobie z wypłatą świadczeń emerytalnych. Osiąga lepsze wyniki inwestycyjne niż OFE, jest też tańszy od nich, a zarzut, że zmiany w OFE mogą łamać konstytucję, jest nieuzasadniony - mówi w wywiadzie Władysław Kosiniak-Kamysz.

Czego się Pan minister dowiedział z debaty z towarzystwami emerytalnymi, jaka w poniedziałek odbyła się w pana resorcie?

Postawa prezesów towarzystw trochę mnie rozczarowała. Liczyliśmy na merytoryczną dyskusję, chcieliśmy poznać ich zdanie, co i jak chcieliby poprawić w OFE. Tymczasem z ich strony nie padła w czasie dyskusji ani jedna konstruktywna propozycja. Ciekawsze były debaty z ekspertami i partnerami społecznymi, których propozycje będziemy na pewno brać pod uwagę przygotowując ostateczną wersję reformy OFE.

Czy rozważacie też propozycje Kancelarii Prezydenta, która naciska na rozwiązanie, które nie demontowałoby systemu kapitałowego?

Pierwsze słyszę, na mnie nikt nie naciska. Wybierając trzy warianty do dyskusji kierowaliśmy się przede wszystkim bezpieczeństwem przyszłych emerytów. Pod uwagę braliśmy również wpływ tych rozwiązań na zadłużenie państwa, całą gospodarkę i rynek kapitałowy.

Reklama

>>> Polecamy: Przejdziemy do ZUS, ale pieniądze zostaną w OFE

Ale czy czuje Pan nacisk, żeby nie ograniczać znaczenia filaru kapitałowego?

Czuję mocne zainteresowanie tym, by wypracować najlepsze rozwiązanie.

A nastawienie PTE? Te rozważają skierowanie proponowanych zmian do Trybunału Konstytucyjnego.

O zgodność z konstytucją naszych rozwiązań nie mam obaw.

Wątpliwości mają jednak eksperci. Niedawno rozmawialiśmy z szefem jednego z domów maklerskich, który obawia się, że ZUS nie poradzi sobie z akcjami, które obecnie są w OFE, a które miałby otrzymać po zmianach. Czy ZUS już przygotowuje się do zarządzania tym portfelem? Jak to w ogóle ma wyglądać?

ZUS od 80 lat radzi sobie z wypłatą świadczeń emerytalnych. Dla każdego emeryta najważniejsze jest terminowe dostanie pieniędzy. Z wypłacaniem świadczeń ZUS nigdy nie miał problemu.

ZUS wypada imponująco w roli zarządzającego aktywami. Mam na myśli zarządzany przez ZUS Fundusz Rezerwy Demograficznej. To już poważny gracz na rynku kapitałowym, w którym zgromadziliśmy 16 mld zł. Osiąga lepsze wyniki inwestycyjne niż OFE, jest też tańszy od nich. Średnio co roku fundusz zarządzany przez ZUS zarobił 7,2 proc., a OFE po uwzględnieniu opłat 6,6 proc. To istotna różnica, prawda? Zresztą nie jest przesądzone, że zajmować będzie się tym ZUS. Może równie dobrze zlecić zarządzanie tymi akcjami na zewnątrz, np. rynkowej instytucji.

>>> Czytaj również: Państwo ma dać Polakowi wszystko, Polak państwu nie chce dać nic

ZUS miałby docelowo sprzedać akcje, czy je zatrzymać? Z tego, co pan mówi, wynika, że chodzi o zarządzanie, a nie o szybką sprzedaż.

Za wcześnie, żeby mówić o szczegółach. Precyzyjne rozwiązania będą zapisane w ustawie, o ile ten właśnie wariant wybierzemy. Mogę jedynie zapewnić, że przyszli emeryci na tym na pewno nie stracą.

Projekt pojawi się po wakacjach?

Wtedy rząd przedstawi jedną propozycję zmian w OFE i zaprezentuje ją w raporcie dla Sejmu. Jedno jest już pewne i precyzyjnie opisane - to sposób wypłat emerytur. Na 10 lat przed emeryturą środki z OFE będą stopniowo przenoszone do ZUS. Dzięki temu zabezpieczymy przyszłych emerytów eliminując ryzyko „złej daty”, które zrealizowało się w kryzysowym 2008 r. Wtedy przez spadki na giełdzie OFE straciły ponad 20 mld zł. Osoby, które wtedy przechodziły na emeryturę, nigdy już tej straty nie miały szansy odrobić.

O ile będą zwaloryzowane emerytury w przyszłym roku?

Na tych samych zasadach, co obecnie - sumujemy inflację i 20 proc. przeciętnego wzrostu wynagrodzeń. Będzie to wzrost o nieco ponad 2 proc. Waloryzacja świadczeń w 2014 r. będzie niewielka, ponieważ mamy bardzo niską inflację.

Czy już Pan minister wie, gdzie będzie ciął wydatki w swoim resorcie? Rząd ma zaoszczędzić w tym roku 8 mld zł.

Nie będzie cięć emerytur, rent, zasiłków. Polityka społeczna nie jest miejscem, w którym można szukać oszczędności. Rozumie to zarówno premier, jak i szef resortu finansów. W każdym resorcie powstają jakieś oszczędności, które wiążą się z niewykorzystywaniem rezerw. Możemy już dziś powiedzieć, że do tej pory wojewodowie nie wystąpili o uruchomienie części rezerw. Tu jest przestrzeń do znalezienia oszczędności, ale one będą niewielkie - rzędu ok. 100 mln zł.

>>> Zobacz też: Dochody z prostytucji będą częścią PKB. GUS zajmie się nierządem

Równocześnie chciałby Pan uruchomić dodatkowe 500 mln zł z Funduszu Pracy na aktywizację bezrobotnych. Minister finansów Jacek Rostowski twierdzi jednak, że to nie jest najlepsza forma pobudzania rynku pracy.

Chętnie poznam inne propozycje ministra finansów, ale tu mówimy o interwencji. Ona ma to do siebie, że musi być dokonana szybko. Pobudzanie aktywności firm jest rozciągnięte w czasie i przyniesie efekty w przyszłości.
Tymczasem już wkrótce - we wrześniu, październiku - w urzędach pracy zaczną się rejestrować absolwenci szkół i pracownicy sezonowi. Nie można ich zostawić samych sobie. Lepiej zapobiegać bezrobociu - kierując jest ich na staże, gdzie zdobędą niezbędne doświadczenie zawodowe albo na szkolenia podnoszące kwalifikacje - niż później wydawać więcej pieniądze na zasiłki dla osób bezrobotnych.

Minister finansów może argumentować, że zatrudnienie rośnie drugi miesiąc z rzędu. Może interwencja nie jest potrzebna?

Na początku roku zwiększyliśmy finansowanie Funduszu Pracy o 1,2 mld zł. Widać skuteczność tych działań. Ja traktuję to jako argument za interwencją. Zresztą te pieniądze są, chodzi tylko o ich uwolnienie. Ich nie można przesunąć na inne potrzeby.

Co z reformą urzędów pracy?

Rząd przyjął założenia reformy w lipcu. Stawiamy na poprawienie efektowności urzędów. Mają stać się miejscami, w których osoby szukające pracy spotykają się z pracodawcami. Urzędnicy – wkrótce doradcy klienta – będą rozliczani z tego, jak im to spotkanie ułatwiają.

Przewidziane jest również profilowanie osób bezrobotnych.

Niektórzy potrzebują tylko oferty, czy poradnictwa, inni podniesienia kwalifikacji. Mamy też liczną grupę osób, która dziś jest oddalona od rynku pracy. Ci ludzie potrzebują specjalnych działań. Profilowanie pomoże trafniej adresować dostępne formy wsparcia.
To tylko część reformy. Chcemy wprowadzić nowe instrumenty, m.in. grant na telepracę, świadczenia aktywizacyjne dla rodziców wracających na rynek pracy po okresie opieki nad dzieckiem czy pożyczki na start biznesu.

Jesienią na ulicach mogą pojawić się związkowcy, którzy będą protestowali, bo nie odszedł Pan z Komisji Trójstronnej. Rozważa Pan taką możliwość?

Żeby rozwiązywać problemy, najlepiej spotkać się przy stole i dyskutować. Żałuję, że związkowcy wyszli z komisji – i to w dniu, kiedy na posiedzenie przyszedł premier Donald Tusk i mieliśmy rozmawiać o minimalnym wynagrodzeniu, czy o waloryzacji świadczeń na przyszły rok. Wiele razy słyszałem, że premier powinien być na posiedzeniach Komisji Trójstronnej. Gdy tak się stało, związkowcy wyszli nim rozpoczęła się dyskusja. Tak się nie rozwiązuje problemów.

Czy jest Pan gotów rozmawiać o elastycznym czasie pracy? Związkowcy są temu mocno przeciwni.

Dyskutowaliśmy o zmianach w kodeksie pracy ponad rok. Pierwsze spotkania z udziałem związkowców i pracodawców odbyły się przecież pod koniec 2011 r. W którymś momencie musieliśmy podjąć decyzję. Decydując się na uelastycznienie czasu pracy szczególnie zależało nam na zabezpieczeniu interesu pracowników. Zdecydowaliśmy, że żadna firma nie będzie mogła wydłużyć okresu rozliczeniowego w firmie bez zgody działających tam związków zawodowych, rady pracowniczej lub reprezentacji pracowników. Ten przepis w ustawie to także szansa na wzmocnienie roli związkowców w firmach. Warto, by działacze związkowi wreszcie to zauważyli.