Dalej było jednak już coraz gorzej. Przez cztery godziny WIG20 tkwił w bezruchu, a zmiany na konkretnych spółkach były kosmetyczne. Uwagę przyciągał tylko sektor surowcowy. KGHM i PKN ORLEN traciły przez coraz większe spadki surowców. Przecena była naprawdę spora, a największa na ropie, która zaliczyła spadek o 12 procent. Nudną sielankę przerwały dane makro ze Stanów.

Psychologiczno-techniczna bariera 1900 punktów nie wytrzymała drugiego uderzenia podaży, po publikacji raportu ADP o zmianie zatrudnienia. Wynikało z niego, że w grudniu pracę straciło niemal 700 tysięcy osób, a więc najwięcej rozpoczęcia publikacji raportu w 2001 roku. Gracze pocieszali się tym, że ostatnio trafność ADP była niska, ale instynktowną reakcją rynków był strach. Bez wątpienia to bardzo zła prognoza przez piątkowymi danymi o stopie bezrobocia w USA.

Po gwałtownym spadku nasz rynek znalazł się na poziomie 1890 punktów, gdzie zakończyły dzień. Przy obrocie powyżej miliarda stawia to spory znak zapytania o kontynuacje wzrostów. Zwłaszcza, że sesja w Stanach wcale nie okazała się przyjemna. Największe spółki technologiczne (Intel), medialne (Time Warner) i surowcowe (Alcoa) zapowiadają naprawdę ciężki rok i słabe wyniki. Te informacje oraz wykupienie rynku po ostatnich trzech dniach zwyżki doprowadziło do 3 procentowego spadku indeksów. Oliwy do ognia dodała jedna z amerykańskich agencji rządowych (CBO) poinformowała, że deficyt budżetowy USA w 2009 roku sięgnie 2 bilionów dolarów, a więc w stosunku do poprzedniego roku potroi się. Również przerażały prognozy stopy bezrobocia, która ma sięgnąć nawet 9 procent. W tym kontekście Polska dziura budżetowa 20 miliardów złotych wygląda niewinnie.

Sytuacja giełdowa jest dość trudna. Jeżeli dziś bykom nie uda się wypracować solidnej zwyżki to rynek uwierzy w trend boczny, a to pośrednio przyczyni się do ruchu w strefę 1650-1700 punktów, a więc grudniowych minimów.