Tuż po decyzji Banku Anglii o obniżeniu stopy procentowej o 50 punktów do 1,5 procent popyt przystąpił do drugiej próby wyjścia na plusy, ale ponownie sprzedających okazało się więcej i zamiast obserwować wzrosty na sile przybrały spadki, które doprowadziły WIG20 do poziomu otwarcia. Cała aktywność sesji została zanegowana w parę chwil. Przyczyny można by szukać w słabych danych makro, gdyby nie to, że na nawet najgorsze dane rynki nie reagują.

Warto wspomnieć, że opublikowane rano dane o spadku PKB w Eurolandzie w trzecim kwartale ubiegłego roku były zgodne z prognozami, a więc zmniejszenie się gospodarki o 0,2 procent nie spowodowało żadnej reakcji. Spadły za to w grudniu nastroje biznesu i konsumentów, co jest dziwne, bo na koniec roku zawsze pojawiał się optymizm. Najbardziej znaczący spadek dotyczył zamówień w niemieckim przemyśle. Zamiast kosmetycznego obniżenia o 1 procent w ciągu miesiąca zamówienia spadły o 6 procent. Mniej zamówionych towarów to mniejsza sprzedaż w przyszłych miesiącach. Radości nie można było znaleźć też w liczbie nowych bezrobotnych w USA. Co prawda okazało się ich o 80 tysięcy mniej niż oczekiwano, ale wciąż całkowita liczba pozostających bez pracy w Stanach jest najwyższa od 26 lat.

Sesja zakończyła się dokładnie na tym samym poziomie na jakim indeksy się otworzyły. Przy bardzo słabej postawie największych banków. PKO BP i PEKAO traciły po 3 procent. Skala spadków jeszcze nie martwi po silnej zwyżce z początku tygodnia, ale brak dalszych wzrostów szybko przemieni się w ruch spadkowy do najbliższego wsparcia na wysokości 1700 punktów. Każdy dzień bez wyjścia powyżej naruszonego we wtorek oporu przybliża nas do tego scenariusza.