Piątkowa sesja dobry miała tylko początek. Tylko wtedy indeksy na warszawskim parkiecie rosły „aż” o 0,4 procenta. Najwięksi optymiści mieli jeszcze nadzieję, że to przygotowanie do ataku na poziom 1900 punktów na WIG20. W ostatnim czasie ta liczba urosła do rangi symbolu walki podaży z popytem i na razie wszystko wskazuje, że szala przeważa na korzyść giełdowych niedźwiedzi.

Słabość naszego parkietu nie była odosobniona. Indeksy europejskie obniżały się, a GPW razem z nimi. Kolejne minuty nie pozostawiały jednak złudzeń i WIG20 szybko znalazł się na jedno procentowych spadkach. Sytuację ratował KGHM, który przy silnej zwyżce cen miedzi na świecie trzymał rynek przed większym obsunięciem.

Wydarzeniem końca tygodnia były dane o amerykańskim rynku pracy. Okazało się, że w USA nie jest aż tak źle jak prognozowano, ale i tak w sektorze pozarolniczym w grudniu ubyło 524 tysięcy miejsc pracy, a stopa bezrobocia wzrosła do 7,2 procent osiągając 15-letnie maksimum. To już zdecydowanie więcej niż przewidywały oficjalne prognozy (7 procent). Podsumowując: pracę w 2008 roku straciło 2,58 miliona osób, więc był to najgorszy rok dla rynku pracy w USA od 1945 roku. Żeby było ciekawiej Stowarzyszenie Detalistów postraszyło, że sprzedaż świąteczna spadła w ostatnich dwóch miesiącach 2008 najbardziej od 1970 roku. Sprzedaż w święta był ostatnim bastionem byków w walce z ogólno odczuwalną recesją, a może się okazać, że zamiast ją odwołać wyraźnie ją potwierdzi.

Rynkowa reakcja była wręcz całkowicie odwrotna niż książkowe podejście. Tak złe dane powinny oznaczać spadki, a tymczasem widać było, że na popularności wśród inwestorów zyskuje nowatorskie podejście, że „im gorzej, tym lepiej”, bo gorsze dane to większe pakiety stymulujące gospodarkę, czyli kolejne miliardy państwowych dotacji dla wszystkich. Takie zachowanie, jak pokazały kolejne minuty, było pułapką.

Reklama

Zachodnie parkiety żwawo ruszyły na północ i notowały wzrosty, by po chwili z jeszcze większą dynamiką pogrążać się w… spadkach. Nasz rynek również oddał się tej zabawie, choć wzrost oznaczał u nas tylko zmniejszenie spadków, ale już pogorszenie nastrojów oznaczało przełamanie sesyjnych minimów i końcówkę na 2,5 procentowym minusie. Identyczne spadki zaserwowali sobie Amerykanie przez co cały tydzień zakończyli obniżką o 5 procent.