Po początkowej walce WIG20 przykleił się do poziomu 1740 punktów i nuda zapanowała na całym rynku. Ewidentnie cała Europa czekała na impuls, który miał przesądzić o kontynuacji spadków lub próby odbicia terenu przez byki. Marazmu na rynkach nie przerwało ani wystąpienie szef FED, zapewniającego o potężnych środkach przeznaczonych na utrzymanie „stabilności i normalizacji na rynkach kredytowych”, ani informacja o przyjęciu przez Niemcy największego w historii kraju planu walki z recesją. Program opiewa na kwotę 50 mld euro i ma za zadanie chronić miejsca pracy.

Aby zrównoważyć ten sielankowy obraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że rozwinięte gospodarki jednocześnie wpadną w recesję po raz pierwszy od Drugiej Wojnie Światowej. Na rynkach nie zrobiło to żadnego wrażenia. Bez echa przeszła też informacja, że w Chinach eksport w grudniu spadł o 2,8 procenta, czyli najbardziej od 1999 roku. Brak popytu na tanie chińskie towary, to aż nazbyt wyraźny przykład, że nie jest dobrze.

Na rynku zmianę widać było dopiero po publikacji bilansu handlu zagranicznego USA, który okazał się najmniejszy od 5 lat. Spadek miesięcznego ujemnego salda bilansu aż o 30 procent Stany zawdzięczają głównie spadkom cen ropy i wydatków konsumenckich, które znacznie zmniejszyły import. Sprowokowało to popyt do większej aktywności na giełdach i jednocześnie wzmocniło dolara. Ta najpopularniejsza waluta świata zachowuje się tym lepiej, im gorsza sytuacja jest w Stanach w myśl zasady – „Im gorzej, tym większa będzie pomoc państwa więc będzie lepiej”. Bardzo kuriozalne…, ale giełdom europejskim pomogło w zmniejszeniu spadków, choć amerykańskim parkietom już nie, bo sesja zakończyła się tam neutralnie.

Środa to pierwszy dzień z publikacjami istotnych danych. Produkcja przemysłowa w Europie i sprzedaż detaliczna w USA nie pokażą żadnego dynamicznego zwrotu, ale gdyby były tylko odrobinę lepsze od oczekiwań pomogą rynkom. Podsumowanie ostatnich pięciu sesji wypada bardzo niekorzystnie i szósty z kolei dzień spadków jest mało prawdopodobny. Korekta wzrostowa powinna zaraz się pojawić, ale nie zmieni to ogólnych nastrojów. Mimo, że indeksy spadają już od tygodnia nadal zdecydowanie bliżej im do testu 1700 niż nagłych wzrostów i odnotowania efektu stycznia.

Reklama